8 XII
Ani słowa, odkładam robotę. Nie wyczaruję z papieru żywych postaci, sama ledwo żyjąc. Podgryzanie nerwicy: „Nie zdążysz ze scenariuszem”.
Telefon z Miasteczka: – Zastanawiają się, czemu oglądalność wzrosła o połowę w porównaniu z tą sprzed dwóch miesięcy.
A bo to ludzie patrzą w telewizor? Gapią się przez okno: deszcz pada, to włączają film, i tyle.
Jadę do lasu, przynajmniej nachapię się tlenu. Przy Jeziorze, Które Mnie Lubi nostalgia zostawianych miejsc. Jeśli nie będzie nas stać na chatynkę pod Warszawą, a na razie nie stać, kamienna ulica i bloki, Zwariuję w mieście (chciałaś do Polski – głos rozsądku), ale w ludzką okolicę – (głos opamiętania).
Kupujemy polskie gazety w poszukiwaniu ogłoszeń o mieszkaniach. Odrzuca mnie od tych gazet. Do jakiej Polski ja tęsknię?
Znowu uciekam do lasu. Wzięło mnie na kolędy. Fałszuję Lulajże, Jezuniu, przygrywam sobie na sentymentach. Pokraczna polskość, polskatość jak platfus, płask. Nie przyznam się Piotrowi: nagle spodobała mi się Szwecja…
W telewizji świąteczne reklamy: zakupy, prezenty, tradycyjnie filmy Disneya.
Niedługo szwedzkie dzieci będą przekonane, że Boże Narodzenie to urodziny Kaczora Donalda.
Pola z siankiem przy żłóbku, po polsku, Jezu, czy to na pewno to? Nie powiem Pietuszce: „Wiesz, ta przeprowadzka jest po drodze do mojego prawdziwego kraju, naszego… nad Ocean Indyjski, do Australii albo na Polinezję Francuską”.
Nie spakowałby wtedy żadnej walizki, nie wyjechał. Zabrałby mnie do siebie na oddział, gdzie mogłabym mu szczerze wyznać: „W oceanie otwierają się mi skrzela, oddycham. Australia jest olbrzymim, czerwonym wielorybem, śpiewającym swoją pieśń. Słyszę jej tęskny, godowy pomruk, nawołujący z antypodów. Prawdopodobnie to infradźwięki, dryfującej po oceanie. Przenoszone razem z pieśniami wielorybów na tysiące kilometrów, słyszalne w fiordach i mojej głowie”.