6 XII
Koniec z Miasteczkiem. Telewizja oceniła je jako „za bliskie życia, za prawdziwe. Ma być eskapizm”. Filozoficznie eskapizm pobrzmiewa straszakiem nudy, urojką. W teleżargonie jest komplementem: eskapizm to soap opera, brazylijski serial, no cymes i marzenie współczesnej medialnej bogini Oglądalności. Mimo wszystko dobry moment na koniec. Nie musimy nikogo zabijać (Gwiazda), rozstajemy się z ekipą bez grzechów śmiertelnych. Melancholia pożegnania i… propozycja dla Piotra: czy nie przyjąłby pracy redaktora (producenta) od scenariuszy. Godziwa pensja, od zaraz… jeśli chcemy od maja, poczekają. Trzymam Pietuszkę za rękę. Zastanawia się. Wyszarpuję mu chyba odpowiedź, ciągnąc za rękaw. Waha się, w końcu mówi: „Tak”.
Wracamy!!! Marzenia się nie spełniają, ale odwzajemniają!
Pietuszka w szoku. Umówił się na rozmowy, podpisanie kontraktu z Produkcją. Nie mamy mieszkania, Pola w połowie kwietnia, wariactwo. Zostawiamy tutaj wygodny kąt, las, darmową i dobrą opiekę lekarską. Nieodpowiedzialność. Poradzimy sobie z naszą nieodpowiedzialnością (poradzę ja, Pietuszka zaczyna już się bać, wycofywać – może później, może – morze, oddalające nas od Polski).
Paszport dla Poli. Ile trzeba czekać?
– Nie ma paszportu dla dwutygodniowych bebisów – upiera się Piotr. – Wszystkie wyglądają wtedy tak samo. Proszę bardzo, mogę zrobić jej zdjęcie już dzisiaj: duży, pomarszczony pomidor. Wystarczy dokleić niebieskie oczka i położyć na poduszce.
Na pewno są paszporty, inaczej dałoby się wywozić hurtem cudze dzieci.
Wieczorem dzwoni Marysia z Londynu. Była tydzień w Stanach, sama, bez dzieci, męża – jak za panieńskich czasów. Słuchając jej, Pietuszka podejrzewa dużo, dużo trawy. Marynia nie jest na trawie, jest na – ćpana naturalną radością życia.
– Problemy? Mdłości? – Marynia ma receptę na każdą dolegliwość. – Zjeść kawałek chleba. Skurcze? – Podkłada się pod nogi szare mydło.
– Marynia, co ty wymyślasz?
– Tak mówiły mi położne we Francji, w szpitalu katolickim. Na skurcze w nogach najlepsze jest savon de Marseille, zwykłe szare mydło.
– Żeby nogi były wyżej? – podejrzewam zakonnice o głoszenie przesądów takich, jak kuszenie przez diabła albo cudowne działanie najtańszego mydełka. Wybielić Czarnego szarym mydłem, amen.
Pokarało mnie nocą. Wgryzł się mi w łydkę pies. Zawyłam. Piotr, wyrwany ze snu, złapał mnie za głowę, wyszarpując ją z koszmaru.
– Nie! Moja lewa noga! – wrzasnęłam.
Tym samym chwytem złapał za łydkę i rozmasował. Nigdy nie miałam skurczu, sądziłam, że to zwykłe zesztywnienie rąk czy nogi, demonizowane przez nieudolnych pływaków. Są demony, są piekielne skurcze i starofrancuskie egzorcyzmy szarym mydłem.