Изменить стиль страницы

3 XII

W lesie spleśniała trawa. Starcze, białe kudły. Nie będzie śniegu, będą zaspy pleśni na Święta.

Ciąża jest schizofreniczna. Jem, chodzę, myślę (sobie) i muszę jeść, chodzić i myśleć za Połę. Nie lubię mleka, ale żłopię pół litra, po czym dostaję zgagi. Nie mam ochoty wyłazić, a trzeba dotlenić dziecko. I gadam do siebie, głaszcząc brzuch.

We francuskiej książce o genetyce i chimerach pani profesor embriologii zastanawia się, kiedy w komórkę wchodzi przeznaczenie. Może przypadek to poezja konieczności?

Odpadam od komputera o ósmej. Trochę temperatury, mdłości.

Rozwalam się przed telewizorem. Szwedzka dyskusja. Pytanie i krótkie twierdzące „yyyff” na potwierdzenie. Szkoda wypluwanego ciepła, by wymówić,ja” (tak). Pytanie rozmówcy zasysa się akceptująco w „yyyff”, zaciąga nim, żeby się rozsmakować. Po polsku gołe „tak” jest niesympatyczne. Ozdabiane natychmiast gestem, dodatkiem „oczywiście, naturalnie”. Zgadzam się z tobą, dogadaliśmy się. Po szwedzku: masz rację, ale to ja ją wstydliwie przełykam. „Yyff”.