Изменить стиль страницы

2 XII

Dwa miesiące temu za duże ogrodniczki, dzisiaj o jeden guzik za małe.

W biografii Leonarda Cohena ton niby o półbogu i półschizolu. Opis jego sposobu nagrywania płyty przed lustrem. Słuchając Cohena, widzę Cohena, co za szczęście, że on czuł i widział to samo.

Wspomnienie jednego z setek jego koncertów. „Owacje trwały czternaście minut”. Nie kwadrans, dziesięć, maniacka precyzja – czternaście. Ktoś mierzył i zapamiętał? Ta książka jest zapisem, jak cwaniak (autor) wyżyłował megalomana. Kupiły to miliony rozkochanych blondynek. Niestety ja też.

Drept, drept, spacerniak. Adwentowe zapalanie światełek w oknach: gwiazdy, rozgwiazdy, świeczniki. Palą się dzień i noc. W typowych szwedzkich, drewnianych domach o kształcie wywróconej łodzi te płonące lampki są ostatnim błyskiem przed zatonięciem na dnie nordyckich ciemności. Pamiątką po czasach żeglarzy, gdy zapalano w oknach świeczki dla powracających z morza? Niedaleko, w polu, jest kamień runiczny z Xl wieku, opleciony wężowym napisem:

„Wzniesiony ku czci Bjorna, który zginął w dalekiej wyprawie na wschód od Grecji”.

Wyciągamy z szaf gwiazdę i świecznik, ustawiamy na parapecie. Jedyna obrona przed szarością zza okna.

Pola stanowczo nie lubi mojego siedzenia przed komputerem. Od ósmej do szóstej z przerwą na spacer i obiad to dla niej za dużo. Delikatnie naciska mi żołądek, przez co mam ochotę „zwrócić zawartość dnia”. Dziecko należy bujać, chodząc, czasem potańczyć, porobić w brzuszku fale z wód płodowych, kołysząc się przy figurach tai – chi: żuraw rozpościera skrzydła, gra na harfie…

Nie mogę się jej doczekać. Zaraz potem wyrzuty sumienia: szykuję ją na śmierć. Te powstające w bólach i mdłościach łapki, oczy… umrą. Życie jest tego warte? Zabicia myślącej (głównie o śmierci, skoro myślącej) istoty? Czy kiedykolwiek świadomie powiedziałabym: „Tak, bądź” (?). W tym znaku zapytania, zamkniętym szczypcami nawiasu, nawiasem jest czas bez Poli. Znakiem zapytania – embrion wątpliwości: skąd prawo wybierać komuś przeznaczenie?

Swojej śmierci się nie boję, mam do niej zaufanie. Raz była zwierzęca – ból wyjący o koniec. Zwierzęca – bo ciało, przyszpilone bólem, wije się, skowycząc o pomoc.

Innym razem była przerzutką bez ciała, sama lekkość. Zostało wspomnienie tamtej chwili, niby kość do wiecznego obgryzania z tęsknoty za prawdziwym mięsem.

Pola powstała bez mojej woli, z moją czułością. Mam czyste sumienie – zdecydowała mądrzejsza, silniejsza natura z kłami i pazurami. Najpierw obroni Połę, potem zagryzie.

Figurki ze świątyni Sziwy na Bali. Przypieczone do skały słońcem. Kali kopulująca krowio rozwartą waginą i pożerająca jednocześnie ludzi, wpadających w jej zębate gardło. Ani okrutna, ani lubieżna. Samicza, rozdziawiona kobiecość.