Изменить стиль страницы

Czerwiec. Sztokholm

Boję się badań, lekarzy: wykryją paskudztwo, zamieniając życie w hospicjum. Nie obmacuję sobie piersi w poszukiwaniu guzów. I tak już wyglądają dziwnie, jak dwa sterczące nowotwory zalakowane różowymi strupami sutek, gotowe chrupnąć pod palcami.

Coroczna wizyta u ginekologa. W poczekalni szpitala ulotki: Specjalistyczna poradnia dla lesbijek. Czy one chorują na coś innego, specjalistycznego?

Wchodzę do gabinetu, rozkładam nogi w fotelu. Wywiad:

– Wiek?

– Trzydzieści sześć lat.

– Tabletki antykoncepcyjne?

– Nie. Nie mogę, nadciśnienie.

– Inne środki?

– Od tylu lat znam swój organizm… wiem, kiedy jajeczkuję, w płodne dni prezerwatywa.

– Ciąże? Aborcje? – Nie.

– Problemy? – Żadnych.

Wszystko powinno być w porządku. Mam jednak złe przeczucie. Macica to organ jasnowidzenia – uważa mój znajomy, Jarek M. Tłumaczył mi tydzień temu, kiedy odwiedziłam go w secesyjnym mieszkaniu, obwieszonym ezoterycznymi symbolami:

– Nie pozwól jej nigdy sobie wyciąć – przestrzegał, mocując na ścianie w kuchni chińskie zwierciadło bagua odpychające złe moce.

Może to jasnowidząca macica podpowiada mi teraz: „Nie jest dobrze”?

– I co, pani doktor? – widzę jej minę, jakby na – macała okruchy, których nie może ze mnie wydłubać.

– Nie podoba mi się tu, po prawej stronie – włącza USG. – Proszę spojrzeć, cztery centymetry czegoś…

Nic nie widzę. Śnieżący, zepsuty telewizor albo radar, omiatający mój brzuch w poszukiwaniu wroga.

– Ale co to jest, pani doktor?

– Cysta, równie dobrze mięśniak, raczej mięśniak… nie wiem. Kiedy ostatni raz była pani na badaniach?

Ten medyczno – kryminalnie zatroskany głos: „Kto jest mordercą, kto ostatni widział i słyszał…” – Ależ proszę się nie martwić: biopsja, operacja, to absolutnie nie musi być…

Wychodzę na parking i rozpłakuję się Piotrowi.

– Spokojnie, spokojnie – przytula mnie bezradnie.

A ja ryczę przerażona sobą, że tak naprawdę poczułam ulgę, że już. Nie trzeba dłużej czekać, nareszcie umrę, byle mnie jeszcze nie męczyli. Po co?

Planuję śmierć: za wszystkie oszczędności lecę do Australii. Zdycham w słońcu, na plaży, jak samobójczo rzucający się na piasek delfin. Zamiast szpitali i zimna matczyne ciepło nagrzanej ziemi, kolory. Jeśli zacznie boleć nie do wytrzymania, wejść do bezpiecznie kołyszącego oceanu, wsunąć się pod fale. Umierając, nie bać się ciemności. Widzieć prawdziwe tropikalne niebo rozgrzane Słońcem i gwiazdami.