Изменить стиль страницы

7 XII

Noga obolała. Stąpam ostrożnie w obawie, że dorwie ją ten nocny pitbull. Połykam witaminy, szykuję sobie fasolkę – niech zatka brak witaminy B i magnezu, wywijający kończyny w śmiertelnych drgawkach. Bardziej od powłóczącej nogi boli głowa. Czy jest możliwy taki przypadek, żebym po rozmowie z Marysią dostała skurczu? Byłaby to przypowieść o niedowiarstwie? Świat jest psychiczny, skinnerowski też. We łbie czarna, obolała skrzynka domysłów.

Dzień: Dialogi do kończonego Miasteczka (łapanka pomysłów) i wieczorem wysyłka.

Noc: Pietuszka budzi się punktualnie o trzeciej, w godzinie rozpoczęcia dyżuru, i nasza sypialnia zamienia się w przytulny oddział psychiatryczny. Emocje przezroczyste, prześwietlone światłem dnia, opadają teraz, nabierając ciemnej ciężkości. (Skoro jest ciemna materia, czemu by nie miało być ciemnych emocji.) Wyjazd do Polski. Nierealny – za dużo karkołomnych decyzji. O tej porze wyjście z domu też wydaje się niemożliwe.

Gadamy o filmach i książkach. Czemu nie da się nakręcić w Polsce filmu o mafii? Żadna stacja telewizyjna by tego nie sfinansowała, prawdziwej szopki politycznej też nie. No, może raz na rok, do odśmiania. Naiwnie sądziłam, że Canal+ przeflancuje Guignole – najpopularniejszy „dziennik” francuski, polityczną szopkę młodej inteligencji. Chlastający równo lewicę i prawicę. Nie podejmie się tego ani polski Canal+, ani żadna prywatna stacja w obawie o koncesję, układy. Publiczna telewizja też nie, ze strachu przed lewym albo prawym (sierpowym).

W Ekstradycji, najlepszym serialu sensacyjnym, politycy uwikłani w śmierdzące układy są znikąd – z rządu. Merdający całym tym interesem „mózg” to trzej faceci z domu dziecka, bez politycznej przeszłości. Jeden z nich adoptowany przez Rosjan z bazy wojskowej.

Film w miarę realistyczny o powiązaniach mafijnych byłby polityczny, musiałby pokazać nomenklaturę, polityków z prawdziwych partii. Scenariusze o mafii pruszkowskiej są drukowane w gazetach, wystarczy to spisać i… do kosza. Nikt nie wyprodukuje.

Pietuszce marzy się film o Gudzowatym. Trochę biznesu, trochę odjazdu metafizycznego. Ojciec chrzestny, Dostojewski i Lalka. Dolary ozdobione zieloną piramidą, kochające bohatera, i bohater kochający piramidkę, wybudowaną u siebie w posiadłości. Afera z Gazpolem, zmiana nazwiska głównej postaci na Gazowaty. Pierwsza sekwencja: żona przekręca kurek kuchenki gazowej. Bum! – wybuch wspomnień. He, he (moje), ha, ha (Pietuszki).

Wymyślam wiersze w stylu moich największych: Białoszewskiego i Różewicza.

– „Posiwiał mi głos”. – Nie rozumiem…

– Właśnie, jest czwarta rano i chrypimy. Pietuszka trzyma mi brzuch.

– Czujesz?

– Bulgocze ci w żołądku… – odsuwa dłoń.

– Gdzie w żołądku, pod pępkiem nie ma miejsca na żołądek, kwatera Poli.

– To ona? Cześć, córka, ojej, łaskocze.

Pierwsze podanie dłoni, postukanie przez ścianę: „Hej, jestem tu!” „Hej, jesteśmy tutaj, niedługo się zobaczymy”. Biedne dziecko, obudzone naszymi wrzaskami.

– „Wybici ze snu co do nogi” – wymyślam drugi wiersz.

Za dużo planów, za duży przeciąg w głowie: przeprowadzka, chałupa – sprzedać, kupić, zgrać to w czasie. Rewolucja. Zegar w salonie bije siną – szóstą godzinę. Pietuszka idzie się napić melisy. Mnie już nic nie pomoże, wstaję storturowana.