Изменить стиль страницы

11 XI

Międzynarodowy dzień Makabry. Na Zachodzie – końca pierwszej wojny, w Polsce – Niepodległości. Radio i telewizja o trupach. Zacny „Bouillon…” daje kawałki z Rwandy i fragmenty książki profesora mojej Ecole, torturowanego w kambodżańskim obozie koncentracyjnym. Uratował się dzięki znajomości buddyzmu. Przekonał khmerskiego oprawcę – profesora matematyki, że jest etnologiem, a nie szpiegiem amerykańskim. Po latach Francuz wrócił do Kambodży, spotkał żyjącego na wolności, w dostatku, swojego kata, mającego na koncie czterdzieści tysięcy morderstw (w większości łopatą).

Pivot pyta profesora i innego gościa, dziennikarza z Rwandy: „Dlaczego?” Dlaczego ludzie są tak okrutni? Żaden z rozmówców nie znajduje odpowiedzi. Nie ma jej. Mordercy z Rwandy, zabijający maczetą doszli do wniosku, że człowiek daje się łatwiej za – szlachtować niż zwierzę, przed śmiercią pokornieje.

Na Trójce wieczorem dyskusja o współczesnym patriotyzmie. Maluję swój obrazek na jedwabiu i przestaję słuchać. Dla mnie najlepszy przykład patriotyzmu to kibice. I sąsiedzi, wywieszający flagę. Taka tutejsza moda. Nie wiesz, gdzie jesteś, budzisz się z kaca, wyglądasz przez okno: Szwecja oblana morzem. Wszędzie Szwecja, nie masz wątpliwości, przy jednakowych rdzawych domkach pale ze szwedzką flagą. Flagowe obsikiwanie terenu. W Szwecji, w typowo szwedzkim domku, mieszka Szwed z totemem w ogrodzie. Polski patriotyzm – wiara, że jest się Narodem Obiecanym Europie, Światu.

Skończyłam obrazek. Portret dziewczęcia w wianku. Słodycz oczu, zniewalający uśmiech. Plama ust trochę krwawa, zaschnięty strup? Nie widać ząbków, przykrytych wargami. Dwa kły, pamiątka po drapieżnych przodkach. Wygraliśmy nie tylko kolejną wojnę, wygraliśmy ze wszystkim, co żyje. Człowiek się może ucywilizował – zorganizował w bandę (narodu), ale nie uczłowieczył. Uczłowieczyć można psa albo zwierzaki Disneya.

Rządzą nami nadal bogowie bez masek – instynkty i kapka szarych komórek na czubku głowy, zwana drapieżną inteligencją, okrutniejsza od kłów i pazurów. Te małe Pol Potki po biurach i redakcjach, dręczące skazanych na etatową pracę. Wracających do domu gorzej niż z wojny, z dziurą w żołądku. Wrzody jako rana postrzałowa cywilizacji.

Miałam się nie denerwować, nie szkodzić Polce. Wieczorem tylko Mozart. „Za dużo nut” – mawiał o nim cesarz Józef II, niech więc któraś prześwidruje brzuch i dojdzie do jej skulonych uszków.