10 XI
Od dziewiątej czterdzieści pięć będą wyniki: dziewczynka czy chłopiec. Jest mi to obojętne. Przyzwyczaiłam się do chłopca. Piotr wolałby dziewczynkę. Na szczęście wybór jest ograniczony. Jedno i drugie będzie niespodzianką. Zadzwonię o dwunastej, po odrobieniu dwóch scen scenariusza Dam.
Śniadanie, włączam Trójkę i czytam Fiszerową, wiedząc, że do końca dnia mogę nie mieć już czasu na takie przyjemności. Dziewiąta trzydzieści – siadam do komputera – mego żywiciela. Scena pogrzebu Bruhla – ministra na dworze Augusta II, ojca Amalii. Tłum, wyrzucający go z trumny, potem Amalia z córką za szklanymi drzwiami kościoła, uciekające przed zemstą motłochu. Tłum wrzeszczy:.Złodziej, krwiopijca!” W mojej głowie: „Dziewczynka, chłopiec?!”
Nie wytrzymuję, w połowie sceny dzwonię do Karolińska Sjukhuset – zajęte. Wracam do pogrzebu: Amalia daje córce lekcję, każąc patrzeć na sponiewieranego trupa dziadka: „Albo rządzisz motłochem” albo on rozszarpie ciebie”. Skończę scenę i zadzwonię. Nie kończę, biegnę do telefonu.
Mogłabym się wysilić i powiedzieć te parę zdań, jodłując po szwedzku. Ale boję się pomylić, trzeba wymienić tyle cyferek ubezpieczenia, jakby dzwoniło się do banku w sprawie tajnego konta. Wolę też usłyszeć odpowiedź po angielsku. Szwedzka flicka (dziewczynka) kojarzy mi się z francuskim gliną – flikiem. Pojke (chłopiec) – z ostrzyżonym na zapałkę blondasem w czarnym dresie, zajadającym czarne cukierki – lakrisy. Słynne ślazowe cukierki, przysmak Dzieci z Bullerbyn. Słone i gorzkie zarazem. Testowałam je na dzieciach spoza Bullerbyn, czyli nieszwedzkich. Reakcja była zgodna – odruchowo wymiotna.
Dziewczyna z Karolińska Sjukhuset pyta mnie o datę urodzenia, numer personalny, numer badania i zadaje jeszcze podchwytliwe pytanie: „Czy to twoje pierwsze dziecko?”.
– Yes - głos mi się trzęsie.
Ona perfidnie wyczekuje. – Jak sądzisz, chłopiec czy dziewczynka?
– Please.
– OK, powiem ci… girl.
– GIRL! Dziewczynka!!!
Piotr wybiega zaspany z sypialni:
– Wiedziałem.
Odtańcowujemy taniec radości. Dziewczynka szybciej zaczyna mówić, chodzić, łatwiej ją wychować, dziewczynka… Po prostu Power Girl!
– Pola! – cieszy się Piotr.
Przekonuję do Nany. Też łatwo wymówić, międzynarodowe imię.
– Nie, nie, ustaliliśmy. Pola jest skromnie, prosto – słucha go nawet odkurzacz, cichnąc, cichnąc aż do ostatecznego wygaśnięcia. Jedziemy kupić nowy. Sprzedawca, w koszulce opinającej muskuły, zachwala ciemnoniebieski. Ani słowa o ciągu, wciągu czy innych technicznych bajerach, w których lubują się faceci z działu elektrycznego.
– Znakomity, wytrzymały odkurzacz. Dziecko może na nim jeździć – sprzedawca szarpie rurą.
Gdyby dali do tego siodełko, to czemu nie sprzątać, jeżdżąc po mieszkaniu. Sprzedawca wskakuje na plastikowy odkurzacz:
– Można skakać i nic!
Zostawiamy go, bąkając, że musimy się zastanowić. Za sklepem zataczamy się ze śmiechu. Kupujemy gdzie indziej – najbanalniejszy odkurzacz do odkurzania.