– Skąd wiesz? – spytał, bo nagle wydało mu się podejrzane, że mówi z taką łatwością o rzeczach zakrytych dla innych.

Kobieta położyła palec na ustach.

– Cyt – powiedziała. – Sam pragnąłeś opowieści, więc pozwól teraz wybrzmieć jej do końca. Wejścia do zatoki strzegły dwie skały, nazywane Prefiche, Płaczkami – jeśli spojrzałeś na nie z głębi lądu, przypominały stare kobiety pochylone nad wodą w żałobnym lamencie. Okręty Arimaspi przesuwały się powoli pomiędzy ich zgarbionymi korpusami, a kiedy minął je ostatni z nich, Severo uniósł ramiona i rozpoczął inkantację, w jednej chwili opasując zatokę murem z pyłu, wodnej piany i wichru, aby nikt nie zdołał się wydostać na zewnątrz bez jego zgody. Potem zaś…

Przechyliła głowę i Diamante zobaczył w jej oczach odbicie ognia, choć salamandra drzemała przecież w swojej lampie.

– Są takie wichry – podjęła szeptem – które wybrzuszają żagle okrętów i spopielają je w jednej chwili. Są podwodne skały, które z rykiem unoszą się ku powierzchni i rozrywają kadłuby niczym dziecięce łódki z kory. Są trytony uzbrojone w trójzęby o długim drzewcu, aby dobijać marynarzy, co wypadli za burtę, i harpie, które wyszarpują oczy sterników, i stymfalidy roniące nad pokładem stalowe pióra. Półwysep kryje nieprzebrane mrowie potworów, a wiele z nich przybyło tamtego dnia do Golfo delle Lacrime, posłusznych wezwaniu swego stwórcy. Jednak nie zatrzymały Arimaspi, a wtedy Severo przywołał demony. Spadały ze świstem z nieboskłonu jak kule z ognia i siarki, aż wreszcie nie można było odróżnić wody od płomieni i dymu. Lecz z pokładów okrętów podniósł się obłok mlecznej mgły i pary i Severo zrozumiał, że nie tylko z ludźmi przyjdzie mu stoczyć walkę.

– Niemożliwe! – wykrzyknął chłopiec. – Przecież Arimaspi zabijają czcicieli demonów!

– Być może – zgodziła się. – Jednak musieli oszczędzić, choć jednego, ponieważ w olinowaniu okrętów, w deskach kadłubów i płótnie żagli, ukryto całą armię maridów i ifrytów, geniuszy powietrza, którzy teraz powstali, aby bronić swych panów. Severo uwalniał kolejno swoje demony, sięgając po coraz potężniejszych kerubów i serafów. Tamtych wszakże było bardzo wielu i coraz bardziej zbliżali się do brzegu, mag tymczasem słabł z każdym wypowiedzianym zaklęciem i każdym demonem, który, uwolniony po spełnieniu jego życzeń, unosił się ponad księżyc. Jednak walczył, a słońce przesuwało się po niebie, chociaż nikt nie mógł go zobaczyć poprzez zasłonę z mroku i duchów. Wreszcie o zmierzchu Severo upadł na kolana i jeszcze raz ogarnął wzrokiem wody zatoki. Z okrętów Arimaspi nie pozostało więcej niż dziesiąta część. Większość ich dżinów wygubiono, inne zaś rozpierzchły się w przestrachu. Wciąż jednak było ich wystarczająco wiele, by ruszyć marszem w głąb Półwyspu. Wtedy mag wypowiedział ostatnie zaklęcie i uwolnił najpotężniejszego spomiędzy służących mu demonów, ducha, który nie odstępował go przez ostatnich dwieście lat i był wcielonym ogniem…

Diamante zaczął kręcić się niecierpliwie na sienniku, lecz kobieta milczała uparcie, przesuwając w palcach pasmo włosów.

– I co? – nie wytrzymał w końcu chłopiec, choć przecież wiedział bardzo dobrze, że tamtego dnia żaden z najeźdźców nie postawił stopy na ziemi Półwyspu. – Demon pokonał Arimaspi?

– Demon pokonał Arimaspi – powtórzyła za nim jak echo. – Potem zaś zabił Severa i wreszcie był wolny.

Chłopiec podskoczył jak uderzony rózgą. Nie takiego końca opowieści oczekiwał.

– Jak to? – zapytał z pretensją. – Zamiast uciec z podksiężycowego świata, demon zabił najpotężniejszego z magów? Jego własny demon? Przecież to się nie zdarza.

– Ale zdarzyło się tamtego dnia w Golfo delle Lacrime. Podobnie jak wiele innych rzeczy, które nie miały prawa, nie powinny się zdarzyć.

Coś go tknęło, jakaś nuta w jej głosie.

– A Arachne?

– Rzuciła się ze skały, bo nie chciała żyć dłużej po śmierci męża.

Znów chciał wytknąć jej kłamstwo, lecz życie na dworze ojca nauczyło go ostrożności, więc tylko marszczył brwi, w skupieniu rozważając jej słowa. Nie wierzył w tę historię. Nawet najpospolitsi wioskowi czarodzieje potrafili panować nad własnymi demonami, ci zaś, którzy padli ofiarą swej magii, stawali się po wiek wieków pośmiewiskiem wśród konfratrów. Myśl o tak nędznym końcu Severa napawała go oburzeniem. Nie wiedział jednak, dlaczego kobieta miałaby go oszukać.

– Skąd wiesz? – zapytał po chwili ostrożnie.

– Zastanów się, Diamante – odparła lekko i tym razem na dnie jej głosu czaiła się kpina. – Skąd mogłabym wiedzieć?

Wyczuł, że oczekuje jego odpowiedzi i z góry wie, że nie będzie właściwa. Znał dobrze ten podstępny ton, ojciec używał go często i zwykle zapowiadał szyderstwo i kary. Czekał, więc, nieświadomie wciągając głowę w ramiona. Ona jednak milczała uparcie. Cisza zalegała pomiędzy nimi coraz głębiej, gęsta i ciemna jak oliwa na dnie dzbana, i tylko zza krat, gdzie znużony golem pocierał piętami o nasadę kolumny, dobiegał lekki chrobot.

Chłopiec poddał się pierwszy.

– Ponieważ jesteś naszej krwi?

Uśmiechnęła się do niego jak matka dumna z wyczynu ulubieńca.

– Moją ciotką? – próbował dalej. – Kuzynką?

Odkąd skończył dwa lata, kazano mu się uczyć genealogii, ale w żaden sposób nie potrafił zgadnąć, kim jest nieznajoma. Wprawdzie prawdziwa, nieskażona krew Severa płynęła wyłącznie w żyłach książąt Brionii, ale ci przez ostatnie dwa wieki rozrodzili się bujnie i skoligacili z większością panujących rodzin – jeśli chcieli któremuś z podległych władców okazać szczególną łaskawość, posyłali mu za żonę córkę lub inną krewniaczkę w stosownym wieku. Nikt nie śmiał odmówić. Panowie Brionii okrutnie mścili zniewagi.

Ona jednak potrząsnęła tylko głową i uczyniła krok ku kracie zamykającej wyjście.

– Dobranoc, kochanie. Czas spać. Zrozumiał, że nadmierna ciekawość ją uraziła.

– Zostań dłużej – poprosił. – Opowiedz mi coś jeszcze.

Zawahała się.

– O czym?

Gorączkowo szukał czegoś, co jej nie rozdrażni.

– Czy była już kiedyś wojna podobna tamtej z Arimaspi?

– Nie – odpowiedziała natychmiast. – Ale będzie, kiedy powrócą synowie Sirocco.

Zmroziła go łatwość, z jaką wypowiedziała imię przeklętej stregi, ciekawość jednak wnet wyparła strach. Nigdy nie słyszał o potomkach Sirocco.

– Skąd powrócą?

– Z południa i zachodu – odparła śpiewnie – wschodu i północy. Z morza i lądu, z kamienia i ognia. A teraz śnij, kochanie. Śnij.

Powieki zaczęły mu opadać jak zaczarowane. Zanim usnął, zobaczył jeszcze, że metalowe kraty rozwiewają się przed nią jak dym.

Wbrew temu, co powiadają, Rocco nie był okrutniejszy ani bardziej krwiożerczy od innych książąt swego rodu. Zrodzony późno, w jesieni życia ojca, od pierwszych dni wydawał się wątły i chorowity. Nie poświęcano mu, więc wiele uwagi, licząc, że zemrze przedwcześnie, jak się czasami zdarzało nawet w rodach magów, jeśli żywotne siły ojca rozproszyły się pomiędzy wielu synów. Każdy z czarnoksiężników musiał, bowiem stawić czoło nierozwiązywalnemu w istocie dylematowi – czy spłodzić jednego dziedzica, przekazując mu wszelkie moce, które przypadały przyszłemu pokoleniu, czy też pozwolić żyć wielu synom, słabszym wprawdzie, lecz bezpieczniejszym na wypadek wojny czy zarazy. Lękając się, aby tron Brionii nie został bez spadkobierców i nie wpadł w ręce dalszych krewnych, ojciec Rocca wybrał tę drugą ścieżkę i jego żona wydała kolejno na świat trzech chłopców. Wszyscy wyrośli zdrowo, rokując wielkie nadzieje i ciesząc się miłością poddanych, którzy w harmonii książęcej rodziny widzieli odbicie własnego szczęścia. Potem jednak, podczas wojny z piratami z Centoccbio, dwóch książąt wpadło w zasadzkę: powieszono ich na rejach, następnie zaś strącono w morze z kamieniami uwiązanymi do piersi, aby nigdy nie wydobyli się z otchłani.

Zrozpaczony ojciec okrutnie pomścił ich śmierć, spuszczając demony na nadmorskie wioski, które od dawna sprzyjały buntownikom, nie zdołał jednak zamknąć ust tym, którzy szeptali, że oto dziedzictwo Sepera osłabło widać niezmiernie, skoro niemal wyszkoleni magowie pozwalają się pochwycić i potopić jak kocięta. Ze zranionej dumy i gniewu po stracie dzieci książę uczynił rzecz niebywałą i szaloną – stojąc tuż nad grobem i czerpiąc z resztek swojej mocy, spłodził jeszcze jednego syna, Rocca. Ów wysiłek podkopał jego siły tak dalece, że odszedł kilka miesięcy później, przed śmiercią przekazując trud rządów w ręce dworskich hierofantów, jako że nawet starszy z jego synów nie osiągnął jeszcze stosownego wieku, aby panować nad całym krajem.