Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego ranka Emelina otworzyła oczy i ujrzała siedzącą na brzegu łóżka zjawę z kubkiem kawy w ręku.

– Wielki Boże, Julianie – uniosła dłoń do obolałej głowy – wyglądasz jeszcze gorzej, niż ja się czuję. – Spojrzała na jego zaczerwienione oczy, potargane włosy i ubranie, w którym najwyraźniej spał. -Przyjęcie chyba się udało?

– Owszem. Właściwie to było trochę nudno, dopóki się nie zjawiłaś, ale dzięki tobie i Kserksesowi bardzo się ożywiło.

Kserkses, czujnie stojący przy łóżku, trącił nosem dłoń Emeliny. Pogłaskała go odruchowo.

– Głupi pies – powiedziała z czułością. – Och Boże, jak mnie głowa boli.

Julian podał jej kawę.

– Wypij. To ci pomoże.

– Wątpię. – Z wysiłkiem jednak usiadła, wsparta na poduszkach, i niepewnie wzięła kubek do ręki. Julian nie spuszczał z niej wzroku.

– Podejrzewam, że wyglądam okropnie – westchnęła.

– Wyglądasz pięknie – uśmiechnął się lekko. Zapadła cisza. Emelina sączyła kawę i usiłowała dojść do ładu ze swoim żołądkiem. Potem powiedziała uprzejmie, żeby przerwać ciszę:

– Masz piękny dom, Julianie.

Zignorował to i wciąż wpartywał się w jej twarz z napięciem.

– Emmy – spytał – czy pamiętasz wszystko, co się zdarzyło wczoraj wieczorem?

Zmarszczyła czoło.

– Dlaczego? – zapytała podejrzliwie. – Czyżbyś mnie wykorzystał?

– Oczywiście, że nie! – zaprzeczył zdegustowany.

– Szkoda. Ale skoro niczego nie straciłam, to zdaje się, że nie mogę narzekać.

– Emmy, przestań się ze mną drażnić, bo… – urwał bezradnie.

– Bo co? Zbijesz mnie? – uśmiechnąła się. – Nie musisz się uciekać do przemocy, Julianie. I tak czuję się, jakbym przeżyła wojnę.

– Do cholery, Emmy, czy pamiętasz, co powiedziałaś wczoraj wieczorem?

– Czy mógłbyś wyrażać się jaśniej?

– O tym, że mnie kochasz! – wykrztusił z trudem ze spłoszonym wyrazem twarzy. Wciągnął oddech, próbując zdobyć się na cierpliwość. – Emmy, czy mówiłaś poważnie, że przeprowadzisz się tu i zamieszkasz ze mną nie dlatego, że jesteś mi coś winna, ale dlatego, że mnie kochasz?

– A, to – zrozumiała wreszcie. Jacy mężczyźni potrafią być ślepi, gdy chodzi o kobietę, pomyślała ze zdumieniem. -Oczywiście, że mówiłam poważnie. Nie wiedziałeś, że cię kocham?

Spojrzał na nią głodnym wzrokiem.

– Nie – potrząsnął głową oszołomiony. – To znaczy nie myślałem o tym w tych kategoriach. Chciałem tylko przywiązać cię do siebie, sprawić, żebyś była moja. Dopilnować, żebyś nie mogła się wymknąć. Nigdy nie myślałem o miłości.

– Chyba dlatego, że w nią nie wierzysz – odparła szorstko. -Ale to jedyna rzecz, która mogłaby mnie do ciebie przywiązać, Julianie. Czy naprawdę myślałeś, że możesz mnie mieć w zamian za przysługę?

– Powiedziałaś, że zawsze spłacasz swoje długi – wykrztusił ostrożnie.

– Miłością nie można handlować. Nawet gdybym chciała odpłacić ci w ten sposób, nie potrafiłabym udawać. Zabroniłeś mi tego, pamiętasz? – uśmiechnąła się lekko.

– To był seks, Emmy. To nie miało nic wspólnego z miłością.

– Nie? Może nie dla ciebie, ale dla mnie tak. Jakoś, gdy jestem z tobą, wszystkie te rzeczy wiążą się ze sobą. Miłość, seks, ty i twój pies.

Kserkses przysunął się bliżej do Emeliny. W kącikach ust Juliana zadrgało niechętne rozbawienie.

– Koniecznie chcesz to obrócić w żart?

– Jakoś nie mam dziś nastroju do żartów. Czy bardzo się wygłupiłam wczoraj wieczorem?

Julian wyciągnął rękę i odgarnął z jej twarzy kosmyk kasztanowych włosów. Uśmiechnął się do niej i w jego oczach pojawiła się czułość.

– Nie, kochanie. To ja zrobiłem z siebie idiotę. Nie uświadamiałem sobie, że jestem w tobie desperacko zakochany, aż do chwili gdy mi powiedziałaś, że nie zamieszkasz ze mną. Poczułem wtedy, jakby cała moja przyszłość roztrzaskała się jak lustro. Aż do tej chwili powtarzałem sobie, że jeśli uda mi się ciebie namówić, żebyś ze mną zamieszkała w zamian za przysługę, to zagwarantuję sobie kobietę, która jest wierna, lojalna i absolutnie godna zaufania.

– Coś jak miły pies, prawda? – Twarz Emeliny jednak złagodniała. Gdy Julian wyznawał jej miłość, ogarnęła ją fala dziwnego ciepła.

Skrzywił się w uśmiechu.

– Przyznaję, że miałem dosyć cyniczne podejście do związków opartych na wzajemnym przyciąganiu. Właściwie tylko na tym opierało się moje pierwsze małżeństwo. Wydawało mi się, że związek oparty na wspólnocie może mieć większe szanse.

– Myślę, że masz rację, ale po prostu nie przemyślałeś tego do końca – odrzekła Emelina, upijając kolejny łyk kawy. – Prawdziwa miłość zawiera w sobie element ryzyka, prawda?

– Emmy, kiedy sobie uświadomiłaś, że mnie kochasz? Kiedy postanowiłaś podjąć to ryzyko? – zapytał Julian z napięciem, myśląc o ryzyku, które podjęli bohaterowie Więzi umysłów.

– Nie jestem pewna – odpowiedziała szczerze. – Powoli angażowałam się coraz bardziej… – Urwała, oskarżycielsko ściągając brwi. – A ty właśnie tego chciałeś, prawda?

Julian powoli pokiwał głową.

– Chciałem cię tak przywiązać do siebie, byś już nie potrafiła się uwolnić. Nie, nie musisz tego mówić. Sam wiem, że jestem samolubny, arogancki i bezwzględny.

– Nie możesz być aż taki zły. Kserkses cię lubi.

– Emmy! Wyznaję ci miłość, a ty przez cały czas mówisz o moim psie!

– Sam kiedyś powiedziałeś: „kochaj mnie razem z moim psem…"

– A ty powiedziałaś, że razem z tobą trzeba znosić twoją kawę – przypomniał jej pobłażliwie.

– A więc do tego doszło? Zgadzasz się nawet tolerować moją kawę?

– Sądzę, że coś da się z tym zrobić, jeśli tylko będę mógł mieć ciebie – dodał śmiało. – Emmy, kocham cię. Chyba kochałem cię od samego początku. Nigdy nie pragnąłem kobiety w taki sposób jak ciebie. Nigdy nie planowałem i nie wymyślałem intryg, żeby zdobyć kobietę. – Wyglądał na zdumionego głębią własnych uczuć.

– Przez kilka ostatnich tygodni bałam się, że się ode mnie odsuwasz – wyznała Emelina, przypominając sobie coraz bardziej oficjalne rozmowy telefoniczne. – Gdy wyjechałeś z Portland, wydawało mi się, że doszliśmy do jakiegoś porozumienia. Myślałam, że mogę mieć nadzieję na związek. Ale ty coraz bardziej się oddalałeś.

– To dlatego, że coraz bardziej bałem się tego, co się stanie, gdy wreszcie poproszę, żebyś przeprowadziła się do mnie do Tuscon – wyjaśnił. – Powtarzałem sobie, że na pewno to zrobisz, bo zawsze płacisz swoje długi. Ale bałem się, Emmy. Bałem się jak jeszcze nigdy w życiu. Chyba w głębi duszy wiedziałem, że nie można prosić o coś takiego. Wiedziałem, że chodzi o coś o wiele większego niż fizyczne przyciąganie, ale aż do ostatniego wieczoru bałem się to nazwać. Och, Emmy, czy zdajesz sobie sprawę, że pokrzyżowałaś moje plany, przyjeżdżając o dzień za wcześnie?

– Nie wytrzymałabym jeszcze jednego dnia.

– Ja chyba też nie.

– Co się wczoraj zdarzyło?

– Usnęłaś po wygłoszeniu swojej nieśmiertelnej kwestii o tym, że mnie kochasz. Zaniosłem cię do łóżka i zostawiłem Kserksesa, żeby cię pilnował. Przez resztę wieczoru biegałem w tę i z powrotem, od ciebie do moich gości. Musiałem, rozumiesz, być przy tobie, gdy się wreszcie obudzisz. Chciałem się upewnić, że dobrze słyszałem!

– Nie kładłeś się? – Spojrzała na jego ubranie.

– Położyłem się tam – wskazał na drugą stronę szerokiego łóżka. – Próbowałem tutaj spać. Przez większą część nocy tylko patrzyłem w sufit i zastanawiałem się, jak długo jeszcze będziesz spała. Emmy, to była chyba najdłuższa noc w moim życiu. Nie chciałbym przeżywać jeszcze jednej takiej. Czy wyjdziesz za mnie, kochanie?

Emelina zastygła.

– Ostatnią propozycją, jaką słyszałam, było, żebym przeprowadziła się tutaj.

– Na resztę życia – uściślił chropawym głosem. – Co znaczy, że równie dobrze możesz za mnie wyjść. Proszę, Emmy!

Zamiast odpowiedzieć, wpatrywała się w milczeniu w jego zmęczoną twarz.

– Nie jesteś gangsterem, prawda?

– Wygląda na to, że jesteś rozczarowana – odrzekł sucho.

– No cóż, małżeństwo z prawdziwym szefem mafii dostarczyłoby mi znakomitego materiału badawczego do mojej następnej książki – odrzekła z namysłem.

– Emmy! Na litość boską, okaż mi trochę miłosierdzia! – wybuchnął.

– Tak, Julianie, wyjdę za ciebie – odpowiedziała swoim najłagodniejszym tonem.

Wyjął kubek z jej ręki, postawił go na stoliku przy łóżku i przyciągnął ją do siebie.

– Kiedy – spytał z twarzą tuż przy jej twarzy – kiedy uznałaś, że być może jestem zwykłym biznesmenem?

– Wtedy, gdy stwierdziłam, że ty i mój brat macie kilka cech wspólnych. A potem wczoraj wieczorem, gdy zobaczyłam tych wszystkich miłych ludzi, którzy są twoimi przyjaciółmi, pomyślałam, że pewnie jesteś tylko zwykłym człowiekiem.

– Dość nieciekawy typ jak na męża pisarki, prawda? Emelina zdobyła się na uśmiech.

– Wcale nie. W gruncie rzeczy mam wrażenie, że staniesz się dla mnie źródłem wielkiego natchnienia. Julianie, tak cię kocham. I szczerze mówiąc, chociaż bycie żoną prawdziwego szefa mafii mogłoby być bardzo podniecające, to sprawia mi ulgę myśl, że będziemy mogli prowadzić zwyczajne życie.

– Kochanie, nie wydaje mi się, żeby życie z tobą można było nazwać „zwyczajnym" -powiedział Julian z uczuciem.

– Dlaczego pozwoliłeś sądzić wszystkim dokoła, że jesteś ukrywającym się przestępcą?

Wzruszył ramionami.

– Nie obchodziło mnie, co o mnie myślą ludzie w wiosce. Chyba przyszedł im ten pomysł do głowy dlatego, że widzieli, jak przyjechałem firmową limuzyną. I kilka razy widzieli Joe'ego. To pewnie jeszcze wzmocniło wrażenie.

– A ty byłeś zbyt arogancki, by je sprostować!

– Możliwe – zgodził się bez emocji. – Pojechałem tam, bo potrzebowałem odpoczynku. Nie szukałem towarzystwa i nie chciałem, żeby mi ktoś zawracał głowę.