Изменить стиль страницы

– Przygryzasz dolną wargę, co znaczy, że bardzo się czymś denerwujesz. Myślę, że zaczynam rozumieć, o co ci chodzi. – Jego głos brzmiał teraz ostrzej.

– Obawiasz się, że będę próbował włączyć Keitha w nasz układ, tak?

– A nie będziesz?

– Dałem ci słowo, Emelino. Oczekuję zapłaty wyłącznie od ciebie.

– Ale jeśli porozmawiasz z Keithem i on zgodzi się przyjąć twoją pomoc w zakończeniu tej sprawy – powiedziała Emelina z zapartym tchem – to czy ty nie… czy nie będziesz uważał go za zaangażowanego?

– Nie. Jeśli o mnie chodzi, to jest część tego samego układu. Czy ty mi ufasz, Emmy? Czy wierzysz, że zatrzymam to tylko między nami? – zapytał z wyraźnym naciskiem w głosie.

– Tak, Julianie. Wierzę ci. – To była prawda. Po tym, co słyszała o szefach mafii, nie rozumiała, dlaczego ma do niego zaufanie, ale tak było. Wciągnęła głęboki oddech i zapytała beztroskim tonem: -Kiedy wreszcie zrobisz jakąś przyzwoitą kawę?

– Chyba dziś rano pójdziemy na kawę do wsi.

– Jesteś zbyt leniwy, żeby sam ją zrobić?

– Nie, ale mam ochotę popatrzeć, jak terroryzujesz miejscowych. Uwielbiam, gdy stajesz w mojej obronie – powiedział. – Czuję się taki chciany. Przy tobie i Kserksesie jestem bezpieczny!

Emelina wykrzywiła się, bo nie potrafiła wymyślić żadnej odpowiedzi. Co gorsza, czuła, że on ma rację. To było niewiarygodnie śmieszne. Jej opieka była ostatnią rzeczą, jakiej ten mężczyzna potrzebował. Miał wystarczającą ochronę ze strony takich ludzi jak Joe Cardellini, którzy nosili przy sobie broń i patrzyli na świat pochmurnym wzrokiem.

– I tak musimy wyjść – powiedział Julian swobodnie.

– Muszę zadzwonić do Joe'ego z automatu w sklepie. Czterdzieści minut później Emelina grzebała czubkiem buta w ziemi, podczas gdy Julian dzwonił. W godzinę potem czarny lincoln podjechał pod dom.

– Skąd przyjechałeś, Joe? – zapytała Emelina z zainteresowaniem. – Tak szybko się tu pojawiłeś.

– Z Portland – odrzekł i jego spojrzenie złagodniało. Emelina wiedziała jednak, że Joe nigdy nie posunie się dalej. Było jasne, że Joe Cardellini nie śmiałby nawet marzyć o wkraczaniu na terytorium swojego szefa. W nagłym przebłysku intuicji uświadomiła sobie, że powstrzymałby go przed tym nie strach, lecz szacunek dla Juliana. Julian chyba doszedł do tych samych wniosków, bo nie rzucał żadnych zawoalowanych pogróżek ani jej, ani Joe'emu.

– Czy przez cały ten czas byłeś w Portland? – zapytała.

– Zostałem tam przydzielony kilka lat temu – odrzekł uprzejmie.

– Przydzielony? Ach, rozumiem – Emelina skinęła głową, przypominając sobie, że współczesna mafia jest czymś w rodzaju skrzyżowania biznesu rodzinnego z wojskiem. Wpływy Juliana muszą sięgać naprawdę daleko, jeśli ma człowieka zajmującego się „bezpieczeństwem" aż tutaj, na północnym zachodzie. Ta myśl ją przygnębiła.

Prędzej czy później Julian wróci do „interesów" i romantyczna idylla dobiegnie końca. Następnym razem usłyszy o nim, gdy wezwie ją do zapłacenia rachunku. Emelina zadrżała. Prędzej czy później będzie musiała zapłacić.

– Emmy? Słuchasz mnie? – Julian przerwał jej rozmyślania. – Joe pójdzie teraz do domu Leightona pozbierać mikrofony, a potem posłuchamy taśm.

Emelina skinęła głową i wyprostowała się. W końcu po to tu przyjechała.

Taśmy okazały się dowodem rzeczowym, jaki mogła sobie tylko wymarzyć. Potwierdzały i wyjaśniały urywki rozmowy, które słyszeli tamtego wieczoru na plaży. Eric Leighton i jego przyjaciele byli profesjonalnymi przemytnikami narkotyków i działali bezkarnie na Zachodnim Wybrzeżu już od prawie dwóch lat.

– Ciekaw jestem, dlaczego zawracał sobie głowę szantażem. Na tym interesie zarobił przecież grube pieniądze – zauważył Joe z zainteresowaniem. – Po co ryzykował?

– Z zawiści – westchnęła smutno Emelina i widząc utkwiony w sobie wzrok obu mężczyzn, wyjaśniła: -Myślę, że Eric był po prostu zazdrosny o to, żemojemu bratu udało się wybić w społeczeństwie. Keith zdobył to, czego Eric pragnął: sukces i trochę władzy, a wszystko w legalny sposób. Eric zawsze zazdrościł mojemu bratu. Tak mi się wydaje. Nawet gdy przechodzili młodzieńczy radykalizm, to właśnie Keith skupiał na sobie uwagę i szacunek innych, nie Eric. Mój brat jest urodzonym przywódcą – zakończyła ze wzruszeniem ramion.

Julian powoli skinął głową, po czym zerknął na Joe'ego.

– Czy zabrałeś stamtąd wszystko? Joe spojrzał na niego z urazą.

– Nie ma ani śladu po tym, że coś było ruszane, szefie. Powinien pan wiedzieć, że nie zostawiłbym żadnych dowodów.

Julian uśmiechnął się.

– Wiem. Chciałbym tylko, żeby wszystko przebiegło czysto.

Emelina zawahała się, przygryzając dolną wargę i przenosząc wzrok z jednego na drugiego.

– Ten podsłuch w domku był nielegalny, prawda?

– Powiedzmy po prostu, że nie mam zamiaru przedstawiać tych dowodów policji stanu Oregon. Te] informacje były tylko do naszego użytku, po to, żeby potwierdzić twoje podejrzenia.

– Policji?!

– Tak. Jeśli uda mi się namówić na to twojego brata, to właśnie do policji powinniśmy się zwrócić jak najszybciej.

– Ależ, Julianie! – wykrzyknęła – nie możesz tego zaryzykować! Keith też nie.

– Pozwól, że ja się tym zajmę, dobrze, Emmy? Idź się pakować.

Przez całą drogę do Portland kłócili się o to na tylnym siedzeniu lincolna. Joe prowadził, a Kserkses siedział przy nim z przodu. Joe obiecał, że zajmie się psem. Kłócili się jeszcze przy wsiadaniu do wahadłowca odlatującego do Seattle. Gdy lądowali na lotnisku Sea-Tac, Emelina była zachrypnięta. Julian zamówił taksówkę do miasta.

– Powtarzam ci, że to nie jest sposób, w jaki Keith j chciałby się tym zająć! Przez cały czas chodzi o to, żeby nie mieszać w tę sprawę jego nazwiska. A to będzie niemożliwe, jeśli sprawa trafi na policję!

Julian uśmiechnął się pobłażliwie.

– Nie pozwolisz mi pójść na policję, bo boisz się, że zostanę aresztowany, i nie pozwolisz pójść swojemu bratu, bo obawiasz się, że to by zrujnowało jego karierę. Chyba więc będziemy musieli wysłać tam ciebie.

Te słowa uciszyły ją aż do chwili, gdy taksówka zatrzymała się przed wysokim biurowcem, w którym pracował jej brat. Pięć minut później Keith Stratton wyszedł z windy do holu. Emelina spojrzała na niego z dumą. Jej brat był idealnym wyobrażeniem szybko awansującego młodego człowieka. Kasztanowe włosy, podobne w odcieniu do jej włosów, miał obcięte w tradycyjny sposób, a garnitur w drobne prążki uszyty był przez dobrego krawca. Z naturalnym wdziękiem wytwarzał wokół siebie atmosferę spokoju i władzy. Wszyscy, których mijał w holu, pozdrawiali go uprzejmym skinieniem głowy. Najwyraźniej był w swoim świecie.

– Emmy, co się stało? Myślałem, że jesteś w Oregonie

– Keith szybko pocałował siostrę w policzek i odsuwając się o krok, spojrzał uważnie na mężczyznę stojącego u jej boku.

– Jestem Julian Colter. – Julian wyciągnął rękę.

– Chciałbym pana zaprosić na filiżankę kawy. Jest kilka spraw, o których musimy porozmawiać.

Emelina pomyślała, że o ile Keith w naturalny sposób wytwarzał atmosferę rozkwitającej siły, Julian sprawiał wrażenie człowieka, który posiada władzę od lat. Ubrany był na tę okazję w szyty na miarę antracytowy garnitur, białą koszulę i jedwabny krawat w subtelne paski. Joe przywiózł mu ten strój z Port-land. Emelina, ubrana w dżinsy i rozpinaną na całej długości żółtą koszulę, czuła się jak dzieciek przy tych dwóch męskich uosobieniach sukcesu.

Keith poważnie skinął Julianowi głową i poprowadził ich do kawiarni. To zabawne, pomyślała Emelina, że sukces w świecie przestępczym na pierwszy rzut oka jest tak podobny do sukcesu w świecie wielkich korporacji. Gdyby nie wiedziała, kim Julian jest naprawdę, sądziłaby z wyglądu, że jest człowiekiem stojącym na szczycie drabiny, na którą jej brat dopiero zaczynał się wspinać. Zajęli boks w kawiarni.

– A więc jak ci się udały wakacje, Emmy? – zapytał Keith swobodnym tonem, patrząc na siostrę ostrzegawczo.

– Julian wie wszystko o moich „wakacjach", Keith. Nie musisz przy nim udawać – wyjaśniła, sącząc kawę.

Keith nie odpowiedział i tylko spojrzał na Juliana, unosząc pytająco brwi. Nie ma zamiaru odkrywać się, dopóki się nie dowie, ile tamten wie, uświadomiła sobie Emelina. Sprytny chłopak.

– Ku mojemu nieopisanemu zdumieniu -powiedział Julian sucho -wariacki plan pańskiej siostry okazał się trafiony. Pański przyjaciel Leighton używa swego domu na plaży w raczej nielegalnych celach. Przemyca narkotyki na wybrzeże. Dokładnie raz w miesiącu. Następna dostawa będzie dwudziestego ósmego przyszłego miesiąca.

– Żartujecie! -Keith ze zdumieniem przenosił wzrok z jednej twarzy na drugą.

– Mówiłam ci! – zawołała Emelina. – Nie wierzyłeś mi, kiedy mówiłam, że on na pewno coś tam knuje, prawda?

– Nie – przyznał Keith. – Nie wierzyłem. – Odwrócił się do Juliana. – Dlatego właśnie pozwoliłem jej tam pojechać samej. Ale kim, do diabła, pan jest? – zapytał śmiało.

– Nie bądź niegrzeczny, Keith. Julian mi pomógł – Emelina pospiesznie opowiedziała Keithowi całą historię. – To był pomysł Juliana, żeby sprawdzić paragony w torbach ze sklepu. I był ze mną na plaży tej nocy, gdy Leighton i jego przyjaciele przyjechali – zakończyła. – Mamy wszystkie dowody, jakich potrzebujesz, Keith.

Keith przyswajał sobie nowiny, nie spuszczając wzroku z twarzy Juliana, ale, poza doskonałą obojętnością, nic z niej nie wyczytał.

– Rozumiem. Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie, prawda? Kim jesteś, Julianie?

Po raz pierwszy do chwili przyjazdu do Seattle usta Juliana drgnęły w lekkim uśmiechu.

– Jestem człowiekiem, który usiłował powstrzymać twoją siostrę od rozpoczęcia kariery włamywaczki, a w końcu zaczął włamywać się sam. Spędzałem urlop w domku oddalonym o jedną przecznicę od tego, który wynajęła twoja siostra.

– Ale kim jesteś? – nie ustępował Keith.

– Mniejsza o to, Keith – wtrąciła się Emelina stanowczo, nie chcąc dopuścić, by Keith za bardzo naciskał Juliana. Wolała, by jej brat nie dowiedział się, kim naprawdę był Julian. – Julian prowadzi interesy na Zachodnim Wybrzeżu. Mieszka w Arizonie. Miał po prostu pecha, że wynajął dom w pobliżu mojego.