15 XI
Agencja Artystyczna z Gdańska zaprasza na spotkanie ze studentami, do radia, bibliotek i tak dalej. Po raz pierwszy ktoś proponuje za spotkanie z czytelnikami dość duże honorarium, porównywalne z niemieckimi „odszkodowaniami” za podobne wyjazdy. Nowe czasy czy nowe agencje? Docenianie, wycenianie, że to nie tylko reklama dla pisarza (robienie z siebie małpy), ale i praca, częściej – wyrywanie z pracy. Odpisuję: „OK, chętnie, jednak o tej porze roku i w moim stanie nie wsiądę na prom. Rozumiem, jeśli agencji nie będzie stać na bilet lotniczy (dwa razy drożej). Może przy innej okazji…”
Odpowiedź z agencji faksem i Szekspirem:
Nad mur wzleciałem na skrzydłach miłości; Dla niej kamienne przegrody są niczym: Jeśli je umie przekraczać – przekracza.
Romeo i Julia
Szukają sponsora na skrzydła dla Julii. Jestem wdzięczna (faksowo) za zrezygnowanie z obsadzania mnie w roli Ofelii, tonącej na polskim promie z lat sześćdziesiątych.
Po czterech miesiącach smak zielonej herbaty z cytryną. Pola na początku ciąży, wstrętnie protestując, uznała ją za wywar z petów. Dzisiaj przełknęła i zabulgotała (radośnie?).
W dzień, zakryta ubraniem, bez bólów i nudności, zapominam o tym, co w środku. Leżąc w wannie, nie umiem się przyzwyczaić do siebie. Pępek przesunięty niesymetrycznie gdzieś pod pachę niby portfel (w drodze za wyrostkiem robaczkowym, wędrującym pod ramię – ilustracja z książki o zmianach po piątym miesiącu).
Brzuch przypomina stwora, wylegującego się na moim żołądku. Z profilu jeszcze to jakoś wygląda – macierzyńsko; z góry – niekształtny bebech. Zawsze byłam ze skóry, kości. Bez krągłości kobiecych – nagle eksplozja. Żeby wiedzieć, skąd dokąd jest Pola, wyczuć. Nic z tego. Tajemnica, uciskająca żołądek.
Przypadkowo, pstrykając po kanałach, znalazłam film BBC o malowidłach naskalnych. Coś, na co czekałam od lat. Składne wyjaśnienie symboliki jaskiniowych obrazów. Nie przekonywały mnie podręcznikowe tłumaczenia: „Nasi przodkowie sprzed trzydziestu – - dwudziestu tysięcy lat malowali doskonale zwierzęta, zaledwie szkicując ludzi, polowanie było bowiem istotą ich życia”. A powtarzające się w różnych jaskiniach wzory geometryczne: „Rodzaj pisma obrazkowego, opisującego ilość ubitej zwierzyny”. Skoro ktoś potrafi niemal trójwymiarowo narysować konia, to dlaczego nie narysuje twarzy? Ludzie od zawsze byli zakochani w sobie albo w innych. Te same kratki, kreski i spirale w odległych od siebie miejscach, w czasach, gdy nie było wspólnej kultury, tylko hordy łowców i zbieraczy?
Angielscy archeolodzy porównali malowidła Buszmenów z malowidłami w jaskiniach francuskich. Buszmeni z obrzeży pustyni Kalahari bez problemu objaśnili badaczom, co przedstawia malunek przodków, i odtańczyli go w transie. Buszmeński szaman opisał transowy lot w przestworzach, prowadzony przez duchy zwierząt. Przeszywający ból, cierpienie widoczne na jego spoconej twarzy są oznaką łaski. Bóstwo wysłuchało prośby o zesłanie mocy. Droga krzyżowa miłosierdzia.
Podobne rezultaty, lot poprzez kolory, przestrzenie, uzyskuje się przy głębokiej hipnozie, gdy nie wydaje się poleceń i pozwala mózgowi pracować na wolnych obrotach. Wyświetla wtedy własne halucynacje. W pewnym momencie na ekranie umysłu pojawiają się kreski, kraty, spirale. Te same wzory (także z jaskiń) i przeżycia, niezależnie od wieku badanych i kręgu kulturowego. Przypominam sobie LSD – owe podróże w kalejdoskopowych tunelach barw. Pierwsze doświadczenia z LSD przepaliły mi głowę. Już nigdy po zażyciu kwasu nie będę miała tej lekkości pierwszych przeżyć. Gdybym za pomocą kilku farb miała namalować, co wtedy widziałam – odlot w kolorach – wyglądałoby to mniej więcej na czarne albo czerwone kropki z naskalnych malowideł.
Kraty i kreski okazały się nie pułapkami na zwierzęta i pierwszymi cyframi, lecz symbolem wizji. Ludzie, przeszyci szamańskimi strzałami, doznają bolesnej mocy przejścia na drugą stronę rzeczywistości, prowadzeni przez zwierzęta, symbolizujące nadludzkie moce. Przekonuje mnie to tłumaczenie, tak jak święte obrazy, gdzie precyzyjnie wymalowani są święci, aniołowie wiodący w zaświaty, zaś zwykli śmiertelnicy boczkiem, niezauważalnie. Czy nadprzyrodzone siły, wyciągające człowieka z materialnego świata niby rzepkę z ziemi, nazwie się koniem, bawołem albo bawolim świętym Markiem… nie ma różnicy. Aureola lub dziób pierzastego przewodnika po zaświatach – to nieistotne szczegóły.
Mało sensowna jest stara podręcznikowa hipoteza, że ściany jaskiń, ich forma pobudzały do szukania znajomych kształtów zwierząt i malowanie ich mogło wywołać trans.
Pomyślałam o Poli, zamkniętej w przytulnej jaskini macicy, obmacującej ją łapkami. Pogrążona w prawiecznym śnie. Co pokazuje jej budujący się warstwa po warstwie mózg, o czym śni? O kreskach, świetlistych punktach? Mój mały człowieczek w transie tworzenia samego siebie.