30 IX
Wyczytałam: Ciemnienie sutek służy za sygnalizację dziecku, gdzie ma znaleźć pokarm. Natura mogłaby też zainstalować na biuście lampeczki albo fosforyzujące sutki na nocną zmianę karmienia.
Minęły trzy miesiące „groźby poronienia”. Od tego tygodnia Maleństwo już ma rezerwację na pokładzie. Do końca podróży sześć miesięcy.
Piersi trochę urosły i stop. Nie bolą, może nie będę mieć mleka? W ogóle, kiedy coś boli, to jestem pewna, że działa: rozciąga się obolały brzuch. Bardzo bym chciała zobaczyć Maleństwo na USG, przekonać się, czy żyje, rośnie. Gdyby coś mu się stało, nie poczułabym. Trzydzieści procent ciąż ginie w pierwszych miesiącach.
Małe, za małe na prawdziwe kopanie, w rewanżu daje bolesnego kopa w cały organizm. Stąd macierzyński masochizm: czekanie na mdłości, nocne bieganie do kibla i pobolewania brzucha – jedyne objawy Jego obecności. Są jeszcze sny o Nim, krążące po moim ciele, przed oczyma:
Do stołu, gdzie siedzą sami mężczyźni, przychodzi z pola chłopak w niebieskich farmerkach. Zdejmuje kapelusz, ma długie blond loki i olbrzymie niebieskie oczy. Tom Cruise to przy nim żigolak. Równie piękny może być tylko anioł, dusza? Siada za stołem i mówi do najstarszego z mężczyzn, podobnego trochę do mojego ojca:
– My nie będziemy tacy głupi i nie wyjedziemy z Holandii.
Budzę się, przestraszona urodą chłopaka. Za proste, że będzie syn, a uczta – rytualnym stołem przodków.
Co mi się śniło, tak realnie, że przebudziło, zaczepiając o jawę? Z Holandii na Pomorze przyjechała w XVI wieku rodzina mojego ojca (stół przodków?). Nawiedzeni protestanci z sekty menonitów. W ojczyźnie prześladowano ich za radykalizm: wspólnotę dóbr i życie na wzór pierwszych chrześcijan. Uprawiali pola (chłopak w farmerkach?), osuszali Żuławy. Podejrzewam, że prapraprapra – Groota wyrwała z raju menonitów ziemska, ziemiańska miłość. Ożenił się z Polką, uszlachcony indygenatem królewskim został polskim, katolickim Gretkowskim.
Menonici przetrwali w Polsce do czterdziestego piątego, kiedy władza ludowa wysiedliła ich z holenderskich wiosek za… „niemieckie pochodzenie”. Zachowali staroniderlandzki język i zwyczaje podobne do zwyczajów amiszów. Żyją nadal w swoich staroświeckich enklawach w Ameryce Południowej. Menonickie wioski przypominają tam ruchome obrazy Breughla, zawieszone absurdalnie na amerykańskich płaskowyżach.
W Polsce zostały po nich puste skanseny koło Elbląga i Chełmna. Moja pomorska rodzina jada na pamiątkę pionierskich czasów „zupę przodków”, czyli holender – zupę z owoców dzikiego bzu. Menonici, Holandia, anioł, co z tym wspólnego ma moje dziecko?
Zaraz po urodzeniu uwędzimy mu duszę w katolickim kadzidle i damy na imię Pola albo po van Goghu – Teo. Masz do wyboru polonijne lub holenderskie imię, Maleństwo. Zdecyduj się i przyśnij jak człowiek, a nie bezpłciowy anioł.
Piotr wymarzył sobie dziewczynkę. Od kiedy się znamy, uważa, że będziemy mieli córeczkę. Narysował ją kilka lat temu ze skrzydełkami i podpisał: „Franciszka, pociecha rodziców”.
Kanapa ujarzmiona. To mieszczańskie bydlę zostało obwiązane warstwami prześcieradeł, zakryte derką i osiodłane poduszkami. Miewam urojki: kanapa – wielka samica martwej natury nie może mieć małych. Z zazdrości wierzga w kącie i popierduje trucizną.
Przed pracą Piotra idziemy na spacer. Powtarzam za nim:
– Hej!, Hej! – do mijanych sąsiadek.
Jednakowe: krótkie siwe włosy, dresy, spodnie. Odróżniam je tylko po psach, całe szczęście, różnych ras. Szwedki swoim wyglądem przypominają mi o moim kalectwie – problemie z zapamiętywaniem twarzy. Najpierw podejrzewałam u siebie skazę genetyczną. Taka wada zdarza się w kazirodczych rodzinach. Z rodziną w porządku, przypadłość wzięła się prawdopodobnie z inkubatora, gdzie jako wcześniak przeleżałam dwa pierwsze tygodnie życia. Zamknięta w akwarium, nie miałam okazji trenować tego kawałka mózgu, odpowiedzialnego za rejestr twarzy. Dwa zmarnowane tygodnie.