Изменить стиль страницы

19 III

– A gdyby w szkole uczyć prawdy? – obieram ziemniaki, Piotr szykuje filety z kurczaka, naciera je imbirem.

– Prawdy? – miesza zalewę z curry, soi i wódki kminkowej.

– Ty jesteś jeszcze w czasach Newtona, nie? Raj klasycznej fizyki, gdzie przyczyna ma skutek, wszystko da się wyliczyć.

– Aha – Pietuszka nie ma „fizycznych” kompleksów.

– I dla ciebie świat jest z atomów, poupychanych w materię jak ziarna piasku do worka?

– Coś jakby…

– Gdyby uczyć od razu, że są tylko kwanty energii, pojawiające się i znikające, że tak naprawdę są momenty, gdy nas nie ma, gdy znikamy. Nie byłoby łatwiej ludziom wierzyć w Boga?

– Ooo, „Kościół nieobecnych”, radykalniejsze od buddyzmu – Pietuszka włożył kurczaki w panierce do piecyka – krematorium. – Domowy filozof, może byś tak dotarła…

– Do czego?

– Marchewki na surówkę.

Moja przebojowa córeczka postanowiła wydostać się na świat. Nogami. Wychodzi mi bokiem, pod żebrami, kopiąc uparcie w jedno miejsce. Słuszny kierunek, skąd ma wiedzieć, że trzeba walić głową i czekać, aż wyjście się samo otworzy? Polka, jesteś bardzo samodzielna, tylko niedoświadczona.

Buńczuczne oświadczenia i deklaracje nowej polskiej telewizji katolickiej. W programie dyskusje „bruLionu”, białe – czarne, świat według „Frondy” kumotersko – manichejsko podzielony na naszych i resztę. W konsekwencji medialna wiara, skazująca na męczeństwo. Nie tych „dających świadectwo”, ale straszonych świadectwem niby ogniem piekielnym, wypalającym fałszywe stygmaty.

Skąd u neofickich młodzianków, zajmujących się boską propagandą, pewność posiadania jedynie słusznej prawdy? Jakby prawda musiała być prosta (prostacko oczywista) i niesprzeczna. Gdzie niuanse Bernanosa, Pascala? Jeśli prawda ma opisywać byt (Byt), to z natury musi być sprzeczna, gdyż byt jest paradoksalny. Wiara jest też paradoksalna, przekraczająca normy rozsądku. Obrońcy prawdy, prawdulki wykrojonej do wielkości gazety czy ekranu, dopadają ukrytego (wszędzie poza nimi) diabła. Wyciągają go za ogon. Opisują swoje wysiłki walki ze złem, z tą wystającą końcówką zła. Ciągną w kolejnych audycjach ogon diabła, w duszy ciągnąc metafizycznego druta. A tak naprawdę (naprawdę), w większości ciągną za nitkę z rozwijającego się kłębka własnego poplątania.

Leżę na dywanie, obserwuję podskakującą sukienkę. Coś w środku mnie przebiera nóżkami i rączkami. Obudzona właśnie wiewiórka. Biegnąca na kołowrotku przed siebie, w coraz ciaśniejszej klatce.