Изменить стиль страницы

17 III

Pustka w głowie. Przeżuwam (nie „przeżywam”) istnienie. Leżę i sprawdzam, czy mam jeszcze dłonie. Mam. Palce – nie zginają się do końca, ale działają. Nogi – chodzą dość sprawnie po pierwszych nieudolnych krokach. Wyobraźnia?

Weterynarze bez Granic – międzynarodowa organizacja opieki nad zwierzętami. Misja w Afryce. Dwaj weterynarze – Włoch i Francuz – wracają z sawanny po szczepieniu słoni przeciw elefantazis. Zatrzymują się, żeby naprawić samochód. Atakuje ich lew. Francuz strzela do zwierzaka nabojami usypiającymi. Po dawce usypiacza lew pada „martwy”. Zdążył jednak poszarpać Włochowi ramię, które coraz bardziej krwawi. Weterynarze wzywają telefonicznie pomoc. Nad samochodem krążą sępy, podchodzą hieny. Obwąchują głęboko śpiącego lwa. Zaczynają go szarpać, zwierzę się nie broni. Po pół godzinie jest prawie pożarty. Zostaje skóra, trochę ścięgien podtrzymujących kości.

Nadjeżdża pomoc. Gdyby lew żył, właśnie by się obudził, usypiacz powinien przestać już działać. Weterynarze przesiadają się do sprawnego wozu. Włoch z ciekawości podchodzi do na wpół pożartego lwa. Nagle truchło podnosi się jakimś nerwowym impulsem, poruszającym obnażone nerwy i ochłapy mięśni. Staje na obgryzionych łapach, otwiera paszczę, chce atakować. Odpada mu szczęka, wypadają poszarpane wnętrzności. W drgawkach wreszcie naprawdę zdycha. (Przedporodowe fantazje o znieczuleniu?) Polka i las. Są podobne. Uzupełniają się w bliskości i moim zagubieniu. Ona w środku, dotykalna, jednak niewidoczna. Las wokół, znam w nim każde drzewo, ścieżkę. Jedno i drugie w sobie, żyjące, tajemnicze. Na wyciągnięcie dłoni, zsuwającej się bezradnie po korze, napiętej skórze brzucha.