4 I
Wyrzucam choinkę. Na wysypisku kręcą się dwa wilczury. Czego psy szukają wśród zbutwiałych drzewek? Uciekają, zadzierając białe kuperki – przewidziało mi się, to były sarny.
Wysypisko trochę cmentarne: jodełki z resztkami błyszczących ozdób. Czy wieńce na prawdziwym cmentarzu nie mają wielkości i kształtu kół ratunkowych? Zielona nadzieja, opleciona szarfą dla tych, co przetrwali. Stare choinki są żałosne, świątecznie ogryzione do drewnianego szkieletu. Jakoś smutno. Cóż, każdy pieści swego diabła.
Odwiedziny Antosia – syna Pietuszki. Wysportowany nastolatek, sama świeżość. Zazdroszczę mu, kiedy przeżywa rewolucję francuską. Jest w wirze wydarzeń, współczesny tamtej nieprzewidywalnej epoce:
– Przerabiamy w szkole na historii… bardzo mi się podoba, królowi ciach i główka spadła. Fajna rewolucja, załatwić króla.
– Potem obetną głowę Dantonowi i Robespierrowi – kraczę, gasząc entuzjazm.
– Ach, tak?
Antoś jest w wieku Romea. Powtarza szekspirowską klasykę. Rodzice jego Julii zabrali jej miesięczny bilet metra (konia) i komórkę (papier i atrament). Młodzi cierpią, nie mogąc się spotkać, wymienić tych paru SMS – ów.