Изменить стиль страницы

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Oczywiście – powiedział Adaśko i z westchnieniem opuścił nasz rząd.

Nie, kurczę, tak nie może być. Porozumienie można osiągnąć tylko wtedy, kiedy obie strony tego chcą, słuchają się nawzajem i tak dalej.

To o czym mówiłam? – postanowiłam go sprawdzić.

Pytałaś, czy masz paranoję, kochanie. Ale moim zdaniem nie. Jesteś całkiem normalna, choć nie zawsze – zaśmiał się. – Mogę skończyć ten artykuł?

Nie wiem, dlaczego rozmowa z kobietą jest łatwiejsza i bardziej normalna. Nie potrafię tego zrozumieć. Nie rozumiem. Gdybym z jakąś kobietą chciała porozmawiać na temat tak ważnej rzeczy jak nasz ślub, to na pewno nie czytałaby gazety o jakimś rządzie i Europie, tylko z radością wymieniłybyśmy się pomysłami, jak to zrobić, kogo zaprosić, w co się ubrać itd.

Adam – jęknęłam. – Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać?

Ależ chcę, tylko w tej chwili czytam! – powiedział i wsadził znowu nos w gazetę. – Nie możemy pogadać przy obiedzie?

Odwróciłam się na pięcie i poszłam do łazienki. Zebrało mi się na płacz. Agnieszka co prawda powiedziała, że ona by przedłużyła okres narzeczeński do maksimum, ale ja nic bym nigdy nie przedłużała do maksimum. A najbardziej niedorzeczne z tego wszystkiego, czego bym nie przedłużała, wydawało mi się dzisiaj właśnie narzeczeństwo.

Ale robi mi się przykro, bo nie dość, że w ogóle ze mną nie rozmawia, choć jestem, a w każdym razie byłam niedawno, kobietą po przejściach, to jeszcze, zdaje się, nie rozumie, o jaką rozmowę mi chodzi. Nie, oczywiście, że się nie obraża, bo po co. On się i tak denerwuje tylko wtedy, kiedy wynoszę pilota do łazienki, i to niechcący, oczywiście. Nie mogę tracić nerwów na denerwowanie się mężczyzną, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Oprócz mnie, oczywiście.

Więc siedzę sobie w łazience i zastanawiam się, czy się nie rozpłakać. Ale znów płakać z powodu niedoszłego ślubu? Akurat, niedoczekanie.

I w ogóle nie będę już go o nic pytać, bardzo proszę. Możemy się zachowywać jak Eksio z Jolą. Czytać sobie wspólnie gazety albo zapisać się na kursy.

Wracam do pokoju i siadam koło niego na kanapie, uprzejmie się odsuwa, nawet nie wie, czy to ja, czy to Borys, tak jest pochłonięty problemami naszych elit politycznych, które i tak zmieniają się jak w kalejdoskopie. Po co dzisiaj czytać, z jakim rządem do Europy, skoro zanim wejdziemy do Europy, będziemy mieli pewnie inny rząd? Strata czasu. Biorę do ręki kawałek gazety z nekrologami. Przynajmniej jest pożytek z czytania tej części gazety. Taki mianowicie, że na ogół człowiek tam nie znajduje własnego nekrologu.

Jutek, co ci jest? – O, proszę, jak człowiek się zabiera do czytania, to mu się od razu przeszkadza.

Nic – mówię i czuję, jak staje mi gula w gardle. Co jest ze mną, u licha?

– Przecież widzę. Chciałaś pogadać.

Ale już mi się odechciało – mówię i czuję, że decyzja o nie płakaniu była podjęta ad hoc.

Czy ty może będziesz miała okres? – Adaś po patrzył na mnie z ukosa i z troską, i właściwą sobie przytomnością umysłu.

To już szczyt wszystkiego!

Wchodzę do kuchni i rzucam się do rondelka. Mięso niestety przywarło na dobre, zmieniło kolor i jakby spróchniało.

– Cholera! – wyrwało mi się.

Nie klnij – Tosia ostatnio zachowuje się jak Borys: nie widzisz, nie słyszysz, a jest.

Dawniej nigdy nie przypalałam potraw – powiedziałam, wyrzucając zwęglone resztki mięska do śmieci.

Dawniej jadłyśmy pizzę – powiedziała żmija, którą własnoręcznie urodziłam. – Zrób sadzone. – I podała mi z lodówki jajka.

Tosia rzadko jada jajka, na ogół jest jej niedobrze nawet na widok skorupki, ale tym razem jakoś nie wybrzydza. Wbiłam sześć jaj na patelnię i stałam przy nich nieruchomo. Patrzyłam, jak skwierczały, i myślałam o życiu i śmierci.

– Ty też zawsze się mnie czepiasz akurat przed okresem – powiedziała Tosia.

Zdjęłam patelnię z gazu i szarpnęłam pokrywką. Jajeczka były ślicznie usmażone, w sam raz, ścięte białko, żółtko miękkie. Odłożyłam patelnię i spojrzałam na swoją córkę. Patrzyła na mnie i w jej wzroku nie znalazłam, mimo szczerych chęci, oznak zaczepki.

Twoim czy moim? – zapytałam przytomnie.

No… – zawahała się Tosia. – Jednym i drugim chyba.

I nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Adam po prostu dość trudno znosi zespół napięcia przedmiesiączkowego. Jest drażliwy i napięty, rozkojarzony i powinnam o tym wiedzieć, a nie w tym akurat trudnym momencie naciągać go na rozmowy. Nic dziwnego, że tak reaguje i ma humory. Dobre pary, nawet nie będące małżeństwami, upodabniają się do siebie po jakimś czasie.

Uśmiechnęłam się i kazałam Tosi nakryć do stołu. Pokornie i bez komentarza sięgnęła po talerze i kefir.

Świat jest taki prosty, jak się rozumie pewne mechanizmy.

A potem z przerażeniem spojrzałam na chleb, który zaczęłam kroić. Jeśli my się do siebie upodabniamy, to czy to znaczy, że ja będę miała polucje nocne?

Nikomu ani słowa.

Nie jestem żadną rozedrganą histeryczką, jakby to można było przypuszczać. Po prostu poprosiłam Niebieskiego, żeby na razie nikomu nie mówił o naszych dalszych planach na życie, dopóki nie ustalimy szczegółów. I Adaśko przysiągł, choć może przy tym przymrużył kpiarsko oko. Chodziło o drobne szczegóły, takie jak to, czy się spieszyć ze ślubem, czy poczekać, aż Adaśko wróci, i wtedy na spokojnie zrobić fajną uroczystość. Boże, jak ja uwielbiam wychodzić za mąż za Niebieskiego! A on przysiągł i dodał:

– Nie interesują mnie działania pozbawione ryzyka – powiedział – więc owszem, potwierdzam: chcę się z tobą ożenić.

A ja nie chcę zapeszyć. Nie jestem przesądna, ale jeśli wszyscy dowiedzą się o twoich planach za wcześnie, to plany mogą wziąć w łeb. A poza tym, odpukać w niemalowane, jeśliby się coś stało, to jak ja będę wyglądać? Jak jeszcze raz porzucona kobieta? O nie, wcale mi znowu na tym ślubie tak bardzo nie zależy, ludzie żyją z papierem i się nienawidzą (jak ten od Joli z Jolą), a my, proszę bardzo, jesteśmy ze sobą bez przymusu. Można sobie układać życie, nawet jeśli coś nie wyszło, ponieważ zawsze może przydarzyć się coś dobrego, ot co! Oczywiście, łatwiej zostać zabitym z rąk terrorystów niż wyjść za mąż po czterdziestce, ale bądźmy dobrej myśli, terroryzmu teraz tyle, że proporcje się zmieniają na naszą korzyść. Naszą! Dojrzałych kobiet!

Ponieważ chciałam, żeby to na razie była tajemnica, zwierzyłam się tylko Uli. No i Agnieszce, bo jest moją kuzynką. I Grześkowi, bo jest jej mężem, a na dodatek facetem, i byłam ciekawa, jak zareaguje facet na wieść o ślubie. Zdanie Grześka zresztą w tej sprawie było następujące:

– Bujajcie się – powiedział.

I zaraz zadzwonił do Adasia, żeby mu powiedzieć… nie wiem co, bo mi Niebieski nie chciał powtórzyć.

Komu jeszcze powiedziałaś? – zapytał, podnosząc głowę znad książki Adaśko, kiedy wróciłam do domu.

A bo co? – najeżyłam się. Mój ślub, moja sprawa!

Bo nic. Tak tylko pytam. Przecież to ty chciałaś, żeby to była tajemnica. Ja powiedziałem tylko Szymonowi.

No właśnie – uśmiechnęłam się triumfalnie.

To mój syn! Tosia też wie przecież!

No to co? Boisz się czy co? Może się rozmyśliłeś?

Zadrżałam na samą myśl i natychmiast zdałam sobie sprawę, że ten zestaw pytań jest idiotyczny i nie na poziomie, ale żadne pytanie na poziomie nie wpadło mi do głowy. Może on tak łatwo się zgodził na dyskrecję, żeby nikt nie wiedział, żeby nie poczuć się dodatkowo zobowiązanym? Móc się w każdej chwili wycofać?

– Jutka! – Adaśko stał teraz w drzwiach. – Nie męcz mnie, nie rozmyśliłem się, tylko nie rozumiem, dlaczego mi każesz dochować tajemnicy, jakby to był jakiś występek, a sama o tym trąbisz całemu światu.

No wiecie ludzie! Powiedziałam swojej najbliższej rodzinie, a on ma pretensje, i to przed ślubem!

– No, powiedziałam Agnieszce, ale nie wiedziałam, że będziesz miał pretensję.

– Nie mam pretensji, tylko chciałbym wiedzieć, kto jeszcze wie, bo z Grześkiem gadałem jak potłuczony, bo nie wiedziałem, że mu powiedziałaś, a wychodzi na to, że robisz ze mnie wiatraka, jak mawia Tosia.

No rzeczywiście, nie było to w porządku, drżenie nieco ustąpiło. Więc nie chce mnie porzucić, wycofać się itd., tylko coś ustalić. To miłe.

– No… – zastanowiłam się – Renka wie i jej mąż…

Niebieski oparł się o półkę z książkami i uśmiechał się znacząco.

…bo są naszymi sąsiadami – pośpieszyłam z wy jaśnieniem. – Uli powiedziałam… Mańce…

No tak, bo to przecież tajemnica. – Niebieski drwił ze mnie w żywe oczy.

Dlaczego mężczyzna przed ślubem musi denerwować swoją przyszłą żonę tylko dlatego, że ona mówi prawdę? A Mańce musiałam powiedzieć, bo obiecała, że nikomu nie powie!

Musiałam powiedzieć Mańce, bo… – zawahałam się i nic mi nie wpadało do głowy, a Adaś stał, cały w tych książkach, i uśmiechał się radośnie i złośliwie, bo chyba miał rację. Szybko, szybko znaleźć jakiś powód, jakiś bardzo ważny powód, że oczywiście dochowuję na ogół tajemnicy, ale w tym wypadku… Pustka w głowie.

Musiałam jej powiedzieć dlatego, że… – Adam podnosił coraz wyżej brwi i w ogóle nie miał zamiaru mi pomóc. – Krótko mówiąc, nie miałam wyjścia, ponieważ… – i nagle mnie olśniło! – bo przecież Mańka jest weterynarzem!

Udało mi się wprowadzić Niebieskiego w osłupienie. Zamilkł z wrażenia i patrzył na mnie swoimi ślicznymi oczami, a potem pokiwał głową, jakby nie dosłyszał, a potem pomyślałam sobie, że jeśli dotychczas mu nie wpadło do głowy rozmyślić się, to teraz się rozmyśli i wszystko odwoła, i nigdy nie będzie chciał się żenić z kobietą trzydziestoletnią, z potężnym hakiem. Podeszłam i przytuliłam się do niego.

Oj, nie gniewaj się – powiedziałam.

Poczekaj. – Odsunął mnie i popatrzył mi prosto w oczy. – Będzie prościej inaczej. A komu nie powiedziałaś?

To oczywiste! Ani Mojej Mamie, ani Mojemu Tacie. Na razie. Skoro z takim trudem przyzwyczajali się do obecności mężczyzny w moim domu, nie mogę ich bez przerwy zaskakiwać zmianami. Powiem, jak wszystko ustalimy. Chyba że im powiedział mój brat. Bo przecież bratu musiałam powiedzieć!