Изменить стиль страницы

Mama odebrała telefon od razu po pierwszym sygnale.

– Jest północ – powiedziała. – A babci nie ma w domu. Umówiła się z tym człowiekiem-żółwiem.

– Z Myronem Landowskym?

– Mieli iść na kolację. To było o piątej. Gdzie oni są? Telefonowałam do niego, ale nikt nie odpowiada. Obdzwoniłam już wszystkie szpitale…

– Mamo, oni są dorośli. Mogą teraz robić mnóstwo rzeczy. Kiedy babcia mieszkała ze mną, nigdy nie wiedziałam, gdzie jest.

– Strasznie się rozbestwiła! – oświadczyła mama. -Wiesz, co znalazłam w jej pokoju? Prezerwatywy! Po co jej prezerwatywy?

– Może robi z nich dmuchane zwierzątka.

– Matki innych kobiet chorują, idą do domu opieki albo umierają we własnym łóżku. Ale nie moja. Moja matka nosi ubrania ze spandeksu. Czym sobie na to zasłużyłam?

– Powinnaś się położyć spać i przestać się zamartwiać babcią.

– Nie pójdę spać, dopóki ta kobieta nie wróci do domu. Muszę z nią porozmawiać. Twój ojciec też nie śpi.

Wspaniale. Będzie wielka awantura, a potem babcia znowu wprowadzi się do mnie.

– Powiedz tacie, żeby kładł się spać. Przyjadę i posie-dzę z tobą. – Zrobię wszystko, byleby babcia się do mnie nie wprowadziła.

Zadzwoniłam do Joego i powiedziałam mu, że może wstąpię później, ale żeby na mnie nie czekał. Potem znowu pożyczyłam cherokee i pojechałam do rodziców.

Kiedy babcia wróciła o drugiej w nocy, obie z mamą spałyśmy na kanapie.

– Gdzie byłaś? – wrzasnęła na nią mama. – Zamartwiałyśmy się o ciebie.

– Miałam grzeszną noc – wyjaśniła babcia. – Ludzie, ten Myron całkiem nieźle całuje. Myślę, że mógł nawet mieć erekcję, ale trudno było się zorientować, ponieważ on tak podciąga te spodnie.

Mama przeżegnała się i zajrzała do mojej torebki w poszukiwaniu proszków uspokajających.

– Muszę iść spać – oznajmiła babcia. – Jestem wykończona. A jutro znowu mam egzamin na prawo jazdy.

Kiedy się obudziłam, leżałam na kanapie, przykryta kołdrą. W całym domu unosił się zapach kawy i smażonego bekonu, a mama tłukła się po kuchni.

– Dobrze, że przynajmniej nie prasujesz – powiedziałam. Kiedy mama brała się do prasowania, wiedzieliśmy, że zanosi się na poważne kłopoty.

Przykryła garnek z zupą i popatrzyła na mnie.

– Gdzie się podziała twoja bielizna?

– Złapał mnie deszcz i pożyczyłam suche ubranie od Dougiego Krupera, ale nie miał w domu damskiej bielizny. Poszłabym do domu, żeby się przebrać, ale pewnych dwóch gości chce obciąć mi palec i obawiałam się, że będą tam na mnie czekać.

– Dzięki Bogu – odetchnęła mama. – Bałam się, że zostawiłaś stanik w samochodzie Morellego.

– Nie robimy tego w jego samochodzie. Robimy to w jego łóżku.

Mama trzymała w ręce wielki nóż do mięsa.

– Chyba się zabiję.

– Nie nabierzesz mnie – powiedziałam, nalewając sobie kawy. – Nigdy nie zabiłabyś się w trakcie gotowania zupy.

Do kuchni wtargnęła babcia. Miała pełny makijaż i różowe włosy.

– O nie – powiedziała mama. – I co jeszcze?

– Co.sądzisz o tym kolorze włosów? – zwróciła się do mnie babcia. – Kupiłam sobie szampon koloryzujący w perfumerii. Wystarczy go wetrzeć we włosy.

– To jest róż – powiedziałam.

– Tak, też tak myślę. Na opakowaniu było napisane, że to ma być ognista czerwień. Spojrzała na zegar ścienny. – Muszę się pośpieszyć. Louise będzie tu lada moment. Chyba się nie gniewasz, że poprosiłam Louise. Nie miałam pojęcia, że tutaj będziesz.

– Nie ma sprawy – odparłam. – Daj im czadu.

Zrobiłam sobie tosty i dokończyłam kawę. Usłyszałam na górze odgłos spuszczanej wody i wiedziałam, że za chwilę ojciec zejdzie na dół. Mama wyglądała tak, jakby myślała o prasowaniu.

– Dobra – powiedziałam, wstając się z krzesła. – Sprawy do załatwienia. Miejsca do odwiedzenia.

– Właśnie umyłam winogrona. Weź sobie trochę – powiedziała mama. – A w lodówce jest szynka, będziesz miała do kanapek.

Nie zauważyłam Habiba i Mitchella, wjeżdżając na parking, ale na wszelki wypadek trzymałam glocka w ręce. Zaparkowałam nieprzepisowo, zaraz przy tylnym wejściu, zostawiając najmniej, jak się dało, miejsca między samochodem a budynkiem, i poszłam od razu do mieszkania. Kiedy stanęłam przed drzwiami, zdałam sobie sprawę, że nie mam klucza, bo to Joe ostatni zamknął mieszkanie.

Ponieważ jestem jedyną osobą w całym wszechświecie, która nie umie otworzyć zamka bez klucza, poszłam pożyczyć zapasowy klucz od sąsiadki, pani Karwatt.- Ładny dzień dzisiaj mamy, prawda? – zapytała. -Czuje się wiosnę w powietrzu.

– Przypuszczam, że dzisiaj było tutaj dość spokojnie -powiedziałam. – Żadnego hałasu ani obcych, którzy kręcili się po korytarzu?

– Przynajmniej ja nic nie zauważyłam. – Spojrzała na mój rewolwer. – Jaki ładny glock! Moja siostra ma glocka i po prostu go uwielbia. Myślałam o sprzedaniu swojej czterdziestki piątki, ale nie mogę się na to zdobyć. Mój świętej pamięci mąż podarował mi ją z okazji naszej pierwszej rocznicy ślubu. Niech spoczywa w pokoju.

– Co za romantyk.

– Oczywiście zawsze mogę użyć drugiego rewolweru. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

– Nigdy nie ma się za dużo broni.

Pożegnałam się z panią Karwatt i weszłam do mieszkania. Przeszłam przez całe, sprawdzając szafy, zaglądając pod łóżko i za zasłonę pod prysznicem, żeby się upewnić, że jestem sama. Morelli miał rację, wszędzie panował nieopisany bałagan, ale wyglądało na to, że nie ma większych zniszczeń. Moim gościom zabrakło czasu, żeby rozbić szkło albo kopnąć w ekran telewizora.

Wzięłam prysznic i włożyłam czyste dżinsy i podkoszulek. Wytarłam sobie we włosy trochę żelu i za pomocą szczotki zakręciłam je w loczki, tak że wyglądałam jak skrzyżowanie dziewczyny z Jersey z panienką ze Słonecznego patrolu. Poczułam się przytłoczona tą kaskadą włosów, więc pociągnęłam rzęsy tuszem, żeby zachować równowagę.

Przez jakiś czas usiłowałam doprowadzić do porządku mieszkanie, ale potem zaczęło mnie wkurzać, że jestem taką fajtłapą. Nie tylko w przypadku Habiba i Mitchella, ale także Komandosa. Było już po dziewiątej.

Zadzwoniłam do biura Morellego.

– Czy babcia w ogóle wróciła do domu? – zapytał. – Tak. To nie było przyjemne. Muszę z tobą pogadać. Może spotkamy się na wczesnym obiedzie u Pina?

Kiedy skończyłam rozmawiać z Morellim, zadzwoniłam do biura, żeby sprawdzić, czy Lula dowiedziała się czegoś o Morganie.

– Nic mu nie jest – uspokoiła mnie. – Ale nie wiem, czy ci dwaj kolesie Habib i Mitchell dostaną nagrodę na Gwiazdkę.

Zadzwoniłam do Dougiego i powiedziałam mu, że zatrzymam samochód trochę dłużej.

– Zatrzymaj go na zawsze – odpowiedział. Zanim dojechałam do Pina, Morelli już czekał przy stoliku, jedząc przystawkę.

– Ubijemy interes – oświadczyłam, zdejmując kurtkę. – Jeśli powiesz mi, co jest grane między tobą a Komandosem, pozwolę ci zatrzymać Boba.

– O ludzie! – odparł Morelli. – Jak mógłbym odrzucić taką propozycję?

– Mam pewien pomysł, dotyczący interesów Ramo-sa – powiedziałam. – Ale czegoś mi brakuje. Zastanawiam się nad tym od jakichś trzech lub czterech dni.

Morelli uśmiechnął się.

– Kobieca intuicja?

Też się uśmiechnęłam, bo, jak się okazało, intuicja jest najpotężniejszą bronią w moim arsenale. Nie umiem strzelać ani zbyt szybko biegać, a karate znam tylko z filmów z Bruce'em Lee. Ale mam dobrą intuicję. Tak naprawdę zazwyczaj nie wiem, co też ja, u diabła, robię, ale jeśli idę za głosem intuicji, wszystko jakoś się układa.

– W jaki sposób zidentyfikowano Homera Ramosa? -zapytałam Morellego. – Za pomocą karty leczenia u dentysty?

– Zidentyfikowano go za pomocą biżuterii i poszlak. Nie było kartoteki dentystycznej. Zniknęła w tajemniczych okolicznościach.

– Tak sobie myślę, że może to nie Homer Ramos został zastrzelony. Nikt z rodziny nie jest zasmucony po jego śmierci. Nawet jeśli ojciec uważa swojego syna za zepsutego do szpiku kości, nie mogę uwierzyć, że śmierć takiego gagatka nie wzbudza w nim żadnych emocji. Kiedy poszłam na zwiady, odkryłam, że ktoś mieszka w pokoju gościnnym Hannibala. Ktoś, kto ma identyczny rozmiar ubrań jak Homer Ramos. Myślę, że Homer ukrywał się w domu Hannibala, potem Macaroni dał się złapać i Homer uciekł.