Изменить стиль страницы

– Kobiety – powiedział Gruber do Księżyca. – Z nimi źle. Bez nich też niedobrze.

– Mógłbyś się przesunąć trochę w lewo? – zapytał Księżyc. – Zasłaniasz mi telewizor, facet, a Jeannie zaraz będzie podrywać majora Nelsona.

Pożyczyłam od Dougiego dwuletniego jeepa chero-kee. Był to jeden z czterech samochodów, których nie udało mu się sprzedać, ponieważ ich karty rejestracyjne i faktury sprzedaży były podrobione. Oprócz dżinsów i podkoszulka w swoim rozmiarze, które znalazłam, pożyczyłam też ocieplaną kurtkę dżinsową i czyste skarpetki od Księżyca. Ponieważ Dougie i Księżyc nie mieli ani pralki, ani suszarki, a żaden z nich nie był transwestytą, zabrakło mi jedynie bielizny. Przypięłam kajdanki do paska od dżinsów. Resztę sprzętu wrzuciłam do kieszeni kurtki.

Pojechałam na parking koło biura Yinniego i zatrzymałam się. Deszcz przestał padać, a w powietrzu czuło się wiosnę. Gwiazdy i księżyc były zasłonięte chmurami i panowała ciemność jak w piekle. Na tyłach biura były miejsca parkingowe dla czterech samochodów. Na razie nie było tam nikogo oprócz mnie. Przyjechałam wcześnie. Ale Komandos zapewne zrobił to jeszcze wcześniej. Na pewno widział, jak przyjechałam, i obserwował mnie, żeby mieć pewność, że nic mu nie grozi. Zwykła ostrożność operacyjna.

Obserwowałam ulicę, która prowadziła na parking, kiedy Komandos lekko zapukał w moją szybę.

– Cholera! – zaklęłam. – Napędziłeś mi niezłego stracha. Nie można tak znienacka napadać na ludzi.

– Musisz mieć oczy dookoła głowy. – Otworzył drzwi. – Zdejmuj kurtkę.

– Przeziębię się.

– Zdejmij ją i oddaj.

– Nie ufasz mi. Uśmiechnął się. Zdjęłam kurtkę i podałam mu ją.

– Masz tu kupę żelastwa – rzekł.

– Norma.

– Wysiadaj z samochodu.

Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Nie sądziłam, że tak szybko stracę kurtkę.

– Wolałabym, żebyś ty wsiadł. Tutaj jest cieplej.

– Wysiadaj.

Westchnęłam głęboko i wysiadłam. Pomacał mi plecy, wsunął rękę za pasek od dżinsów i wyciągnął kajdanki.

– Wejdźmy do środka – powiedział. – Tam będzie bezpieczniej.

– Zapytam z niezdrowej ciekawości, czy wiesz, jak obejść alarm, czy znasz kod? Otworzył tylne drzwi.

– Znam kod.

Przeszliśmy przez niewielki przedsionek do tylnego pomieszczenia, w którym przechowywano broń i materiały biurowe. Komandos otworzył drzwi od frontowegopokoju i do środka wpadło światło okolicznych latami. Stojąc między dwoma pokojami, miał oko na obie pary drzwi.

Położył kurtkę i kajdanki na szafie z dokumentami, poza moim zasięgiem, i spojrzał na odpiłowaną bransoletkę od kajdanek na moim nadgarstku.

– To jakiś nowy patent.

– Wkurzający.

Wyjął z kieszeni klucz, otworzył kajdanki i rzucił je na kurtkę. Potem chwycił mnie za ręce i podniósł je do góry.

– Nosisz cudze ubranie i cudzą broń, masz pocięte ręce i jesteś bez bielizny. Co jest grane?

Popatrzyłam w dół, na zarys swoich piersi i sterczące sutki, które usiłowały przebić podkoszulek.

– Czasami chodzę bez bielizny.

– Nigdy nie chodzisz bez bielizny.

– Skąd wiesz?

– Dar jasnowidzenia.

Miał na sobie swój typowy ubiór roboczy – czarne spodnie, wsunięte do czarnych butów, czarny podkoszulek i czarną wiatrówkę. Zdjął wiatrówkę i owinął mnie w nią. Była gorąca od jego ciała i miała zniewalający zapach oceanu.

– Spędzasz dużo czasu w Deal? – zapytałam.

– Powinienem tam teraz być.

– Czy któryś z twoich ludzi obserwuje Ramosa?

– Czołg.

Nadal trzymał wiatrówkę w dłoniach, a jego palce muskały moje piersi. Był to bardziej akt intymnego posiadania niż seksualnej agresji.

– Jak chcesz to zrobić? – zapytał miękkim głosem.

– Co zrobić?

– Schwytać mnie. Czy nie o to chodziło?

Taki był pierwotny plan, ale Komandos zabrał mi wszystkie zabawki. Zrobiło mi się gorąco i pomyślałam, że jeśli Carol skoczy z mostu, to nie będzie moja wina. Położyłam dłonie na jego brzuchu, a on uważnie mnie obserwował. Domyślałam się, że czeka, aż odpowiem na jego pytanie, ale ja miałam bardziej palący problem. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Przesunąć ręce do góry? Czy może w dół? Wolałabym w dół, ale to mogłoby być zbyt śmiałe. Nie chciałam, żeby uznał mnie za łatwy towar.

– Stephanie?

– Mhm?

Nadal trzymałam ręce na jego brzuchu i poczułam, że Komandos trzęsie się ze śmiechu.

– Chyba coś się pali, kochanie. Zdaje się, że twoje szare komórki pracują.

Wyczułam pod palcami, że to nie mój mózg płonie. Pokręcił głową.

– Nie prowokuj mnie. To nie jest odpowiednia chwila. – Zdjął moje dłonie ze swego brzucha i znowu popatrzył na moje obrażenia. – Jak to się stało?

Opowiedziałam mu o Habibie, Mitchellu i ucieczce z fabryki.

– Arturo Stolle i Homer Ramos są siebie warci -orzekł.

– Skąd miałam o tym wiedzieć? Nikt mi o niczym nie mówi!

– Od lat w światku przestępczym Stolle zajmuje się działką nielegalnej adopcji i imigracji. Wykorzystuje swoje kontakty w Azji Południowo-Wschodniej, żeby sprowadzać do kraju młode dziewczyny, które pracują potem jako prostytutki, i małe dzieci, które sprzedaje za duże pieniądze do adopcji. Jakieś pół roku temu Stolle wpadł na pomysł, że mógłby przemycać przy pomocy tych dziewczyn narkotyki. Problem polega na tym, że narkotyki nie są jego działką. Więc podczepił się pod Homera Ramosa, który jest szeroko znany jako głupi fagas, zawsze łasy na pieniądze, i postarał się, żeby Ramos występował jako pośrednik między nim a jego kontrahentami. Stolle wykombinował, że inne grupy mafijne będą się trzymać z daleka od syna Alexandra Ramosa.- A jaka jest twoja rola w tym wszystkim?

– Arbitra. Bytem łącznikiem między grupami mafijnymi. Wszyscy, łącznie z agentami federalnymi, chcieliby uniknąć wojny gangów.

Zadzwonił pager i Komandos popatrzył na wyświetlacz.

– Muszę wracać do Deal. Masz jeszcze jakąś ukrytą broń w swoim arsenale? Chcesz podjąć ostatnią próbę ujęcia?

A niech to. Był z siebie zadowolony!

– Nienawidzę cię – powiedziałam.

– Nieprawda – odparł Komandos, całując mnie delikatnie w usta.

– Dlaczego zgodziłeś się ze mną spotkać? Nasze spojrzenia skrzyżowały się. A potem zakuł mnie w kajdanki. Z obiema rękami na plecach.

– Psiakrew! – krzyknęłam.

– Przepraszam, ale niezła z ciebie cholera. A ja nie mogę pracować, kiedy się o ciebie martwię. Powierzę cię Czołgowi. Zabierze cię w bezpieczne miejsce i będzie się tobą opiekował, dopóki sprawy się nie rozwiążą.

– Nie możesz mi tego zrobić! Carol znowu pójdzie na most.

Komandos skrzywił się.

– Carol?

Opowiedziałam mu o Carol i Joyce, i o tym, jak Carol nie chciała dać się złapać, i że tym razem to wszystko była moja wina.

Komandos uderzył czołem w szafę.

– Dlaczego ja? – zajęczał.

– Nie pozwoliłabym, żeby Joyce cię trzymała – powiedziałam mu. – Miałam zamiar oddać cię w jej ręce, a potem wymyślić coś, żeby cię odbić.

– Wiem, że będę tego żałował, ale puszczę cię wolno, żeby, broń Boże, Carol nie skoczyła z mostu. Masz czas do jutra do dziewiątej rano, żeby dogadać się z Joyce, a potem przyjdę po ciebie. Obiecaj, że nie zbliżysz się do Artura Stolle'a ani do nikogo, kto nosi nazwisko Ramos. – Obiecuję.

Przejechałam przez miasto do domu Luli. Mieszkała na drugim piętrze, od frontu, i w oknach jeszcze się świeciło. Nie miałam przy sobie telefonu, więc podeszłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Jedno z okien otworzyło się i wyjrzała z niego Lula.

– Czego?

– To ja, Stephanie.

Rzuciła mi klucze i weszłam do środka.

Lula stała na schodach.

– Chcesz przenocować?

– Nie. Potrzebuję pomocy. Wiesz, w jaki sposób chciałam schwytać Komandosa i przekazać go Joyce? Niezbyt mi to wyszło.

Lula wybuchnęła śmiechem.

– Dziewczyno, Komandos to skurczybyk. Nikt mu nie dorówna. Nawet ty. – Włożyła podkoszulek i dżinsy. – Nie chcę być wścibska, ale nie miałaś na sobie stanika już na początku wieczoru, czy to jakaś świeża sprawa?