Изменить стиль страницы

– Kto tu jest?

Otto Lowe wyrósł przed nim. W oczach mu błyszczały łzy radości.

– Chwała Bogu, sztormanie! – rzekł wzruszonym głosem. – Teraz będziecie zdrowi!

Pitt zaczął wypytywać o bunt i dowiedziawszy się, że wszystko się skończyło, spokojnie zasnął dającym zdrowie snem.

„Witeź" tymczasem minął Vardó, opłynął Skandynawię i zaczął biec ku południowi. Ocean, niby wiedząc o chorym sztormanie, łagodnie kołysał statek, a lekka bryza przepowiadała stalą, spokojną pogodę.

Pitt powoli przychodził do zdrowia.

Pewnego wieczoru, spostrzegłszy smutną twarz Ottona Lowego, spytał:

– Boicie się kapitana? Czy możecie rozmawiać ze mną?

– Nie boję się Olafa Nilsena! – odparł marynarz. – Mogę mówić z wami, ile chcecie, sztormanie! Pitt wahał się przez długą chwilę, lecz spojrzał na marynarza i rzekł:

– Wiem od dawna, że jesteście kobietą i ukrywacie się w przebraniu marynarza… Źle wam tu było, na szonerze – też wiem! Macie na imię Elza – słyszałem, że was tak nazywał kapitan. Jeżeli potrzebujecie mojej rady lub pomocy, opowiedzcie mi, co zniewoliło was do wstąpienia na szoner Olafa Nilsena. Możecie nic nie ukrywać, bo nikt ode mnie niczego się nie dowie…

– O, dziękuję wam, sztormanie! – gorącym głosem zawołała Elza i przycisnęła rękę Pitta do ust.

Z trudem wyrwał jej sztorman dłoń swoją i zamknąwszy oczy, przygotował się do słuchania.

Elza opowiedziała wszystko, co snuło się przed jej oczami, gdy siedziała przy chorym, przysłuchując się jego urywanemu, ciężkiemu oddechowi i wykrzykiwanym w gorączce słowom.

– Pokochaliście złotowłosego Eryka, Elzo? – zapytał Pitt.

– O nie, sztormanie! – zaprzeczyła z porywem. – Czyż mogłam kochać anioła?! Uwielbiałam go, a jego słowa nosiłam w sercu i pamięci jak najdroższy skarb! Do czasu spotkania się z wami znałam dwoje ludzi dla mnie najdroższych. Byli to Lilit i Eryk

Tornwalsen.

Stara Edda nauczyła mnie marzeń, Eryk nauczył dążenia do szczęścia… Wy…

– Mówcie o sobie! – przerwał jej Pitt.

– Wkrótce po odjeździe Eryka powrócił z łowów stary Waege, mój mąż – ciągnęła dalej Elza. – Czułam, że przygląda mi się bacznie i podejrzliwie; drwił z syna i przeklinał rojne miasta – siedzibę ohydy i grzechu. Milczałam, bo cóż mogłam powiedzieć i po co? Zresztą po odjeździe Eryka zobojętniałam do reszty, cała żyłam w myślach, zamiarach i marzeniach… Odbywała się we mnie wielka walka jakichś nie znanych mi dotąd, wrogich sił. Cóż znaczyły dla mnie słowa Waege Tornwalsena?! Słuchałam ich tak, jak się słucha szmeru padającego deszczu, nie usiłując wynaleźć w nim treści, doszukać się zrozumiałego dźwięku, wyrazu. Waege przypłynął ze swymi szkutami razem z młodym szyprem… nazywał się Olaf Nilsen. Miał wtedy własny mały szkuner i trudnił się przewożeniem kontrabandy;

Elza umilkła, pogrążona we wspomnieniach.

– Olaf Nilsen swymi czarnymi oczami przejrzał nasze życie od razu i spotkawszy mnie na brzegu morza, rzekł: „Elzo Tornwalsen! Jesteś smutna i samotna w domu starego garbusa. Wykupię ciebie od męża, a jeżeli nie zechce pieniędzy, zaczekam na niego nad urwiskiem, niech przychodzi z nożem lub siekierą. Będzie walka i któryś z nas wygra."

– Cóż powiedzieliście, Elzo, kapitanowi? – przerwał zaciekawiony sztorman.

– Zapytałam go, czy może dać mi. inne życie niż Waege Tornwalsen? Odpowiedział, że jest też prostym jak dzikie skały człowiekiem, włóczęgą morskim, ale że będzie się mną opiekował. Ja zaś nie tego, sztormanie, pragnęłam! Umiem sama pokierować szkutą, ożaglować ją i narychtować cały takielunek do ostatniej wanty i barduny, w spotkaniu z pijanymi majtkami dam sobie radę jak mężczyzna. Ja chcę takiego życia, w którym każdy dzień jest inny, w którym ludzkie czyny jaśnieją jak gwiazdy na czarnym niebie!…

– Opowiadajcie dalej, Elzo, opowiadajcie o tym, co się z wami stało później! – prosił Pitt.

– Olaf Nilsen, chociaż otrzymał moją odmowę, przychodził do nas często, w milczeniu przyglądał mi się, myślał i czekał. Gdy wychodziłam z zagrody, zawsze widziałam Olafa. Nie podchodził jednak-do mnie, z daleka tylko śledził mnie. Tymczasem tęsknota za nowym życiem pożerała mnie. Nie spałam po nocach, aż spostrzegł to Waege. Zasypał mnie najstraszliwszymi obelgami i przekleństwami, oskarżał o zdradę z Erykiem i Olafem, aż porwany wściekłością rzucił się na mnie i zaczął bić… Wyrwałam się mu i uciekłam z domu…

Sąsiedzi-rybacy odwieźli, mnie do domu rodziców, ukryłam się w chacie Lilit… Mąż znalazł mię wkrótce i opierając się na naszych obyczajach, zabrał i przywiózł na Austvaagóy… Pierwszego zaraz wieczoru związał mnie sznurem i groził torturami, jeżeli nie powiem mu prawdy. Nie miałam przed nim winy, więc do zdrady przyznać się nie mogłam! Zaczął mnie wtedy bić i dusić… Na moje krzyki ktoś wysadził drzwi i wbiegł do domu. Był to Olaf Nilsen… Zwolnił mnie, podszedł do Waege Tornwalsena i rzekł: „Mógłbym cię rozdeptać jak gada, stary garbusie, ale nie chcę tego. Chcę ubić interes z tobą! Elza już nigdy nie będzie dla ciebie żoną, więc odstąp mi tę kobietę. Nic od niej nie żądam, chcę, żeby była wolna. Dam ci za nią tysiąc talarów holenderskich w zlocie… Namyśl się!"

Długo milczał Waege, aż uśmiechając się złośliwie, rzekł: „Zgoda! Przynoś talary za godzinę na przylądek Norgo. Będę tam czekał na ciebie!" – „Dobrze! – odparł Olaf. – Lecz pamiętaj, że za jedną łzę Elzy zabiję ciebie, spalę twój barłóg i na dno puszczę twoje szkuty!"

W nocy Waege z zasadzki postrzelił Nilsena, a powróciwszy do domu, związał mnie, bił i znęcał się przez długi czas. Po kilku dniach dopiero mąż zostawił mnie samą, a wtedy przegryzłam sznury, wybiegłam z domu i chociaż na Hadselfiordzie była silna dmą, rzuciłam się do wody i popłynęłam na przeciwną stronę, aby uciec z domu Tornwalsena jak najdalej, chociażby na dno morza… Już fale zalewały mnie, już traciłam siły, gdy dojrzeli mnie ludzie z „Witezia" i uratowali. Od tej pory jestem tu i czekam dnia, w którym przyjdzie postanowienie, co mam z sobą uczynić.

– Po wyleczeniu ran – mówiła dalej cichym głosem kobieta – Olaf Nilsen przyłapał Waege Tornwalsena i zmusił go do wydania na papierze obietnicy rozwodu ze mną za tysiąc funtów angielskich, lecz gdy Nilsen, zarobiwszy je, przywoził pieniądze na umówione miejsce i dawał sygnał strzałem, Tornwalsen nie zjawiał się i nigdzie nie można go było znaleźć. Wtedy Olaf Nilsen pisał na skale list do Waege, obiecywał mu podwójną nagrodę, prosił, aby przyjął ją i wydał obiecany papier, lecz już trzy razy na próżno oczekiwał Olaf Nilsen starego Tornwalsena na skale Norgo. Znęca się Waege, zamyśla cośzłego… wiem to!

Umilkła Elza, milczał też sztorman, a zmarszczki uporczywej myśli poorały mu czoło. Nareszcie podniósł oczy i spytał:

– Cóż zamierzacie, Elzo, uczynić, gdy będziecie wolną, bo mogę wam pomóc w tym? Istnieje prawo i sądy.

– Chciałam być na razie w bezpieczeństwie przed pościgiem Tornwalsena i nie należeć do niego, teraz- chcę więcej… Chcę zamieszkać w wielkim, wspaniałym mieście, gdzie spotkać można władców dusz i serc ludzkich, gdzie bogacze rozrzucają tłumowi skarby swych myśli i porywów, gdzie święci wskazują drogi ku prawdzie!

– Po co wam to wszystko, Elzo? – z uśmiechem rzekł Pitt. – W wielkich, zgiełkliwych zbiorowiskach ludzkich trudno wam będzie znaleźć wymarzonych przez was władców, bogaczy ducha i świętych; zamiast nich znajdziecie błaznów, zbrodniarzy, zdrajców i lalki o zgniłych duszach i pustych sercach. Po co wam to?

Elza podniosła się i patrząc w oczy sztormanowi, dobitnym głosem spokojnie rzekła:

– Gdy patrzyłam na Eryka Tornwalsena, serce bilo mi uwielbieniem, bo daleki był dla mnie… Z nieba przybyszem był Eryk Tornwalsen. Odszedł i po nim została… saga świetlana we wspomnieniach… Gdy słucham was i patrzę na was – w sercu moim budzi się miłość, bo jesteście jasny i sprawiedliwy, lecz zrodziła was ziemia i nieszczęście, rozjaśniła męka i tęsknota… tak jak i mnie samą…