– Kiedy premiera?

– Za miesiąc. Ale o promocji trzeba pomyśleć już teraz!

– Ja już naprawdę nie wiem, czy ty jesteś moją córką, Eulalio – wtrąciła rozżarta Balbina, która dawno czekała na okazję wzięcia udziału w konwersacji. – W grę wchodzi kariera dziecka twojego brata, a ty się zachowujesz, jakby cię to nic nie obchodziło!

– Babcia musi wiedzieć, czy mama jest jej córką – wtrącił niewinnie Jakub. – To raczej dziadek mógłby mieć wątpliwości. Jeśli w ogóle. Rozumiecie, ja tylko tak teoretyzuję – dodał, widząc, że Balbina traci dech. – To chyba Strindberg opisywał takie przypadki, dobrze pamiętam, mamuniu?

– Strindberg. A ty uważaj, co mówisz, synu!

– Spokojnie, kochani – wtrącił Klemens z fotela, z którego usiłował obejrzeć Wiadomości. – Ja mam pewność, że Lala jest moja. Ma takie same uszy. Możesz dalej teoretyzować, Kubusiu, tylko uważaj na babcię.

– Czy wyście wszyscy poszaleli?! – rzuciła się Balbina. – Po tobie się nie spodziewałam, Klimku! Z tobą coś się ostatnio dzieje niedobrego! Kuba, rozumiem, Lala go po prostu źle wychowała, wiadomo, dziecko bez ojca, ale ty dopiero teraz zaczynasz! Ten dom ma na ciebie taki wpływ! Zawsze byłeś w miarę normalny i lojalny…

Eulalia więcej nie słyszała, w połowie przemówienia matki oddaliła się bowiem do swojego gabinetu, głośno tupiąc gipsem.

Prawie całą niedzielę, z małymi przerwami na łazienkę, Eulalia przesiedziała w gabinecie na kanapie, demonstracyjnie trzymając zagipsowaną kończynę na poduszce. Nie było jej tam wcale źle, czwórka młodych ludzi dotrzymywała jej towarzystwa, donosząc posiłki i bawiąc rozmową. Kilka razy wpadł również ojciec. Matka trzymała się z daleka, najwidoczniej trwając w świętym oburzeniu. Marysia z matką niemal całe przedpołudnie spędziły w teatrze, po południu zaś Helena usiłowała zaatakować Eulalię w sprawie kampanii reklamowej, ale udaremnili jej to Sławka z Kubą, kłamliwie zapewniając, że mama źle się czuje i musi się przespać.

Eulalia miała zamiar naprawdę pospać godzinkę, ale ledwie zdążyła przyłożyć głowę do poduszki, zadzwoniła jej komórka, jakimś cudem przywrócona przez Kubę do życia.

– Lala? – usłyszała głos Warszawianki. – Poczekaj chwilę…

Tu nastąpiło kilka stuków i trzasków.

– Już? – zapytała Eulalia. – Bo nie wiem, czy tam jesteś?

– Jestem, czekaj, no dobrze, chyba jest w porządku… nie jestem pewna…

– Co jest w porządku?

– Cześć, Lalu kochana – tym razem był to głos Stryjkowej. – To my!

– Czy wy sobie wyrywacie ten telefon? – Eulalia wygodniej ułożyła się na poduszkach.

Tym razem oba głosy zabrzmiały jednocześnie.

– Nie musimy! – zawołała Warszawianka.

– Mamy z tobą telekonferencję – zawiadomiła ją Stryjkowa. – Na trzy komórki.

– Czy coś się stało?

– No pewnie. – Głos Stryjkowej brzmiał najzupełniej beztrosko. – Zaraz ci opowiemy, tylko powiedz najpierw, jak się czujesz, jak podróż?

– Nie tęsknisz za nami?

– Tęsknię, oczywiście. Czuję się doskonale, podróż była w porządku, mój Kubuś bardzo dobrze prowadzi. Ucałujcie od nas Stryjeczka. I Krzysia też, oczywiście.

– A Januszka to nie? – zachichotała w słuchawkę Stryjkowa.

– Januszka to ona sama niedługo będzie mogła ucałować. – Warszawianka też jakby chichotała. – Już on jedzie do ciebie, Lalu, jedzie… Niedługo pewnie będzie na miejscu, bo on lubi szybko jeździć.

– O co wam chodzi, jędze? Co z tego, że jedzie? Przecież tu mieszka.

– Nie udawaj, Lala! To nieładnie. Nie jesteśmy ślepe! Księżna pani księżną panią, a on się zakochał nie w żadnej księżnej, tylko w tobie! A ty chyba nie jesteś taka zimna, za jaką byś chciała koniecznie uchodzić.

Eulalia chciała znaleźć jakąś dowcipną ripostę, ale jej nie wyszło. Dobrze, że te okropne baby nie widzą, jak się zaczerwieniła! Swoją drogą w tym wieku nie powinno się tak czerwienić, bo to wygląda, jakby się miało nadwrażliwe naczyńka.

– Ty słyszysz? – Stryjkowa chichotała nadal. – Dam sobie głowę uciąć, że ona się w tej chwili zaczerwieniła jak panienka. Lala! Dostałaś wypieków?

– Co wam przychodzi do głowy! – Eulalia odzyskała głos. – Dlaczego miałby się we mnie zakochiwać? Bo mnie ściągnął z gór? Ma z dawna zakorzeniony instynkt ratownika. Jak pies bernardyn.

– Nie opowiadaj nam tu o psach. Pamiętaj, że myśmy już dwa razy widziały Janusza zakochanego.

– Wiemy, jakie ma objawy. Wtedy miał i teraz ma. Słuchaj, on dzisiaj o szóstej rano poleciał w góry jak małolat. Widziałam go przez okno, jak wychodził. Łuna od niego biła jaśniej słońca!

– Przeleciał całe Karkonosze, wrócił na skrzydłach, zapakował się i pojechał. Już pewnie dojeżdża.

Eulalia odruchowo wyjrzała przez okno. Zielonego peugeota nie było.

– Jeszcze chyba go nie ma. A jesteście pewne, że to TO?

– Lala!

– Pewne stuprocentowo. Ale powiedz, co ty?

– Co, co ja?

– Lala!

– Czekaj – mitygowała Warszawianka żądną romansu Stryjkową. – Coś mi się wydaje, że Lala albo nie wiedziała, albo nie chciała wiedzieć, co na jedno wychodzi. No to teraz już wie. Proponuję poczekać, aż im się wyklaruje.

– Ale jeśli teraz ona go zawiedzie, to on do końca życia na telewizor nie spojrzy…

– Nie śmiej się, to poważna sprawa! Lalu, jesteś tam?

– Jestem. I nie wiem, co powiedzieć.

– Nic nie mów. My się teraz wyłączymy i poczekamy na rozwój wypadków, ale pamiętaj, jakbyś się zdecydowała, to my mamy prawo pierwsze się dowiedzieć. Naszym zdaniem jesteś mu przeznaczona. To nie jest przypadek, że trzeci raz Janusz leci na babę z telewizji.

– Ta pierwsza chyba nie była z telewizji, tylko odbił mu ją prezenter – pisnęła Eulalia.

– Nie ma znaczenia. Telewizja go prześladuje. Jakby w starożytności była telewizja, to by mu wychodziła w tarocie. Kiedy wymyślono tarota?

– Nie mam pojęcia. Dawno.

– No dobrze. Najważniejsze, że już wiesz – podsumowała Warszawianka. – My cię zawiadamiamy, żebyś nie udawała głupiej, za przeproszeniem. To teraz cię całujemy w imieniu Bacówki.

– I popraw makijaż, bo on naprawdę niedługo przyjedzie.

Wyłączyły się obydwie naraz, zanim Eulalia zdążyła się z nimi pożegnać.

Co za straszne baby! Makijaż! Jaki makijaż, kiedy w ogóle nie chciało się jej dzisiaj malować… Zresztą w Bacówce też się nie malowała, bo jakoś jej to nie pasowało do obcowania z przyrodą. Widział ją saute nieraz. Jeśli naprawdę się zakochał, to chyba w rozmalowanej…

Oblało ją gorąco. Zakochał się. One wiedzą, co mówią. Na to w każdym razie wygląda. Są bardzo pewne siebie.

A ona?

Przechyliła się przez oparcie kanapy, na której postanowiła chorować obłożnie, i zdjęła ze ściany sporych rozmiarów lustro.

Czterdzieści osiem lat wyłazi jej na twarz. Pewnych rzeczy nie da się ukryć. Zmarszczki. Niewiele, ale są. Cera była kiedyś lepsza, choć wciąż jest niezła. Ładne włosy. Niezłe oczy i usta… Myślące spojrzenie. Na diabła chłopu myślące spojrzenie u kobiety? Nawet jeśli się w niej zakochał. Tego kaszaka powinna się już dawno pozbyć.

Odwiesiła lustro. Nie wybiera się na casting. Nie zamierza zostać fotomodelką reklamującą kremy do twarzy. Powinna sobie teraz odpowiedzieć na pytanie: czy ona też się zakochała?

Zdjęła lustro. Wycisnęła kaszak z podbródka, używając do tego celu chusteczki higienicznej. Jak nie ma pomalowanych rzęs, to ich wcale nie widać. Skądś się wzięła karnacja blondynki. A włosy jednak musi sobie farbować. Ten balejaż trochę się sprał. Słabo chwycił, może nie była w formie, kiedy go robiła, stan hormonów podobno ma wpływ… Trzeba zrobić od nowa.

Odwiesiła lustro. Kocha go czy nie?

A czy na pewno wiadomo, że on kocha?

Powiedział, że go do niej ciągnęło.

Seks. Prosty jak konstrukcja cepa.

Do seksu to niech sobie znajdzie malowaną lalę, najlepiej koło dwudziestki. Takie lubią starszych panów.

On nie wygląda wcale na starszego pana.

Zdjęła lustro. Ona też nie wygląda na starszą panią. Tylko że to jest pojęcie względne. Dla Bliźniaków, Poli czy Roberta JEST starszą panią, bez względu na to, jak się czuje. A dla Janusza?