– Wszystko ci wytłumaczę, ale teraz wyłącz komórkę. Żadnych rozmów aż do mojego przyjazdu!

– Rozumiem. To znaczy nie rozumiem. Już wyłączam.

– Bardzo dobrze, zaraz będę w domu.

Zauważyła, że kierowca zastrzygł uszami. Niech on lepiej nie będzie taki wścibski. Bo się nie uchowa.

Podała mu pieniądze odliczone z lekką nadwyżką i wysiadając, rzekła głosem pośrednim pomiędzy Eulalią a księżną Lubecką:

– Heszty nie trzeba. To za sthaty mohalne.

Pospiesznie oddaliła się od taksówki w stronę własnego samochodu. Taksówka odjeżdżała wolno i jakby niechętnie. Eulalia zajrzała więc do księgarni na rogu i pochodziła trochę między regałami. Z rozpędu kupiła sobie nowy atlas drogowy Polski, bo jej się podobał rozkład map, potem dołożyła jeszcze kryminał Joanny Chmielewskiej. Wścibski taksówkarz zniknął… Może złapał klienta.

Pod domem była dwadzieścia minut później. Natychmiast rzucił jej się w oczy nadtłuczony jodłowozielony peugeot, stojący przy krawężniku. Boże, gbur! Helenka na pewno jest w domu, a ona w tych ciuchach! Trzeba zadzwonić do Pauliny, żeby Helenę czymś zajęła, a ona jakoś przez garaż wejdzie do domu…

Chwyciła komórkę. Nie, to na nic, Paulina ma telefon wyłączony. Nie będzie tu stała, musi najpierw coś wymyślić… Wrzuciła bieg i wolno pojechała w głąb uliczki. Cholera jasna. Dlaczego nie pojechała najpierw do firmy, przebrać się. Właściwie cały czas jeszcze może to zrobić. Tylko straci na to z półtorej godziny, poza tym nie będzie miała czym zmyć makijażu. Tereni dawno nie ma, a usuwać taką tapetę w biurowej toalecie… Na siłę można. Ale gdyby w tym czasie ten dupek zadzwonił do Pauliny… Może mu przejść motywacja, jeśli telefon Poli będzie wciąż wyłączony.

Zatrzymała się koło sklepiku, żeby wygodnie zawrócić. W chwili, kiedy wrzuciła wsteczny bieg i już chciała ruszać, zobaczyła w lusterku potężną sylwetę śmieciarki, która też zaczęła manewry, wykorzystując zatoczkę koło sklepu.

Wyłączyła silnik. Zanim ta landara wyjedzie…

Usłyszała pukanie w szybę od strony pasażera.

Obejrzała się.

Nie.

Nie, nie i nie.

Przecież nie wyjedzie. Jest zablokowana.

Westchnęła i otworzyła drzwi. Gbur swobodnie wsiadł, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi.

– Byłem na zakupach – wyjaśnił. – Podrzuci mnie pani do domu?

– Nie jadę do domu. Cholera. Pan mnie poznał?

– Poznałem.

– Po czym?

Klęska była wprawdzie oczywista, ale niechże ona się przynajmniej dowie, co w jej kreacji było niedopracowane. Gbur zawahał się.

– Bo ja wiem? Chyba tak ogólnie. To znaczy serce mi podszepnęło. Przebranie jest rewelacyjne. Naprawdę.

– Jakby było rewelacyjne, to by mnie pan nie poznał.

– Jest wspaniałe. Proszę mi wierzyć. A mnie… nie wiem, coś podpowiedziało. Trudno mi to określić.

Eulalia spojrzała w swoje prawo. Serce mu podszepnęło. Siedział na tym fotelu pasażera, obok niej, gapił się na nią jak sroka w kość, a na ustach miał głupkowaty uśmiech. No, może nie głupkowaty, ale taki jakiś… niezdecydowany. Generalnie wyglądał sympatycznie. Oraz był przystojny. Sławka miała rację.

– Nie wierzę panu. Helena też mnie poznała.

– Pani Helena nie poznała pani, tylko bardzo, bardzo zaciekawiła się tą sprawą, o której pani rozmawiała z panem Szermickim, w końcu Paulina mieszka z państwem. Uparła się, że musi zobaczyć tę babkę księżną. Obawiam się, że przemówiło jej zamiłowanie do arystokracji. Próbowałem ją powstrzymać, nakłaniając do dyskrecji, ale mi się nie udało. Bardzo przepraszam. Jeżeli mogę coś podpowiedzieć… radziłbym jak najszybciej odłożyć na miejsce broszkę, bo co do broszki miała pewne podejrzenia.

– Bluzkę też gwizdnęłam matce.

– To bluzkę też.

– Muszę chyba jechać do firmy się przebrać… Mógłby pan przekazać Paulinie wiadomość?

We wpatrzonych w siebie oczach gbura Eulalia dostrzegła nagły błysk zainteresowania.

– Oczywiście. Prawdę mówiąc, ja też jestem ciekaw… Udało się pani?

– Wydusiłam z niego pięćdziesiąt tysięcy.

– Gratuluję. – Zaśmiał się z widocznym uznaniem. – Jest pani nadzwyczajna, pani Eulalio.

Niespodziewanie ujął jej dłoń i przytrzymał w swojej.

– Czy moglibyśmy zakopać topór wojenny? Bardzo proszę. Ja wiem, że zachowywałem się wobec pani jak ostatni kretyn, czy mogłaby mi to pani wreszcie wybaczyć? Chętnie odszczekam wszystko, co mówiłem i myślałem.

– Ach, więc myślał pan…

– Właściwie to nie, nie myślałem, tylko pozwoliłem, żeby dawne emocje się za mną ciągnęły. Bez sensu kompletnie…

– I co, już się przestały ciągnąć? – zaciekawiła się odruchowo Eulalia.

– Na to wygląda.

Powstrzymała się ostatkiem sił od zapytania, do jakiego stopnia przestały. On naprawdę jest sympatyczny. Przypomniała sobie, jak jej się podobał w Bacówce, kiedy ratował tę ciotkę ze złamaną nogą. Prawdę mówiąc, ostatnio wściekała się na niego trochę na siłę.

Nic już nie mówił, tylko patrzył na nią, uśmiechając się w jakiś taki miły, zażenowany sposób. No, nie ten sam facet. A wszyscy mówili, że gość w porządku. Coś w tym jest. Dlaczego nie puszcza jej ręki?

– Dobrze – powiedziała po prostu. – Ja chyba też zbyt długo hodowałam w sobie ten żal do pana.

Ucałował jej dłoń, a jej zrobiło się głupio z powodu purpurowych szponów. Musi to jak najszybciej zmyć.

– A teraz mam taki pomysł – odezwał się po chwili. – Nie musi pani jechać do firmy się przebierać, może pani zrobić to u mnie, będzie bliżej, szybciej i pewnie wygodniej.

– Muszę zmyć ten okropny lakier z paznokci, a pan raczej nie ma zmywacza…

– Mogę go kupić natychmiast. Proszę zauważyć, że stoimy koło sklepu.

– Ale jak się dostaniemy do pana niepostrzeżenie? Moja rodzina nie powinna mnie zobaczyć, to znaczy nie powinna zobaczyć babci Lubeckiej wysiadającej z mojego samochodu i wchodzącej do pańskiego domu.

– Racja. Proponuję następujący modus vivendi: pani tu jeszcze zostaje przez chwilę, ja odchodzę, wracam za pięć minut moim samochodem i wjeżdżamy prosto do mojego garażu. W samochodzie raczej pani nie zauważą, siądzie pani z tyłu i zaszyje się w kąciku. Potem pani się rozcharakteryzuje, a ja ściągnę Paulinę i porozmawiacie sobie spokojnie.

Patrzył na nią uważnie, czekając, co odpowie. Uśmiechnęła się mimo woli, zanim uśmiechnęła się świadomie.

– To chyba dobry plan…

Odniosła wrażenie, że miał zamiar jeszcze raz pocałować ją w rękę, ale tylko skinął głową i wysiadł z samochodu, zostawiając na fotelu reklamówkę z zakupami. Odprowadziła go wzrokiem.

Czyżby naprawdę przestali być wrogami?

Pociągnęła nosem. Poprzez duszącą woń olejku różanego made in Bulgary przebijała się leciuteńka nuta gorzkawej męskiej wody toaletowej. Zamknęła oczy, koncentrując się na tym cieniu zapachu. Nagle, nie wiedzieć czemu, przypomniało jej się lekarskie zalecenie Grzegorza. Romans z gburem? Raz już o tym pomyślała, ale wtedy z miejsca odrzuciła ten pomysł, byli bowiem ostro skłóceni. Teraz nie byli. W dodatku jemu przeszły te dawne emocje…

Zaraz, zaraz. To, że przeszła mu niechęć do bab z telewizji, nie oznacza, że zechce z nią natychmiast romansować! Poza tym – czy on jej się naprawdę podoba?

Owszem, dosyć, uczciwie mówiąc. Już w Bacówce jej się podobał. Wtedy wieczorem, kiedy siedział przy radiu i czekał na Stację Centralną. A potem tak ją ściął strasznie!

Oblała się rumieńcem jak panienka, przypomniało jej się to, co wtedy czuła. Spokojnie, droga Eulalio. Nie jesteś w wieku do takich gwałtownych uczuć. Jeszcze żyłka ci pęknie, jak mawiała nieboszczka babcia do nieboszczyka dziadka. Oczywiście zanim oboje zostali nieboszczykami. Teraz należy dopilnować szczęśliwego zakończenia sprawy Pauliny i niecnego uwodziciela.

Obok jej samochodu zatrzymał się zielony peugeot. Gbur… nie, już chyba raczej nie gbur… sąsiad wysiadł i zajrzał do niej przez uchylone okno.

– Wszystko w porządku, nikogo nie widać na zewnątrz. Wezmę moje zakupy… Niech pani nie zapomni o zamknięciu wozu.