– Ale Wika na mnie nie leciała – powiedział Roch z nutą pretensji w głosie.

Eulalia zaczęła się śmiać tak serdecznie, że łzy jej pociekły.

– Rosiu, biedaku! I to cię załamuje? To teraz słuchaj uważnie. Wika mi kiedyś mówiła, że poleciałaby na ciebie bez wahania, tylko przecież ona się przyjaźni z twoją żoną! Od czasów szkolnych! A może przedszkolnych!

– Od liceum – powiedział z godnością Roch. – To miło, że mi powiedziałaś. Jest mi lepiej z tą świadomością. Ty też nigdy na mnie nie leciałaś – dodał po zastanowieniu.

– Dla mnie jesteś za młody, synku.

– Te trzy czy cztery lata różnicy… cóż to jest wobec prawdziwego uczucia?

Eulalia policzyła błyskawicznie. Roch ma trzydzieści dwa lata, wiedziała na pewno, bo była zaproszona dwa lata temu na trzydzieste. Powiedział cztery lata, weźmy poprawkę na kurtuazję, nawet wysoko rozwiniętą, dajmy na to podwójną… ocenia ją na czterdzieści!

– Kocham cię, Rosiu – oświadczyła uradowana. – Przykro mi, ale musisz zająć sobie kolejkę. Ale wiesz co, przyjaciółko? Zasiałaś mi niepewność w sercu. Jeżeli on tak nie znosi telewizji, to może mnie nie polubić, kiedy się dowie, że ja z wami stale współpracuję. Może zechce mi tę współpracę uniemożliwić. A ja to, kurczę, lubię robić. Wcale nie dlatego, że mnie co poniektórzy rozpoznają w sklepie. Podoba mi się ta robota i lubię was, telewizorów, bo jesteście śmieszni.

– Rozumiem, że to komplement.

– Jak najbardziej. No nic, zobaczymy, co życie przyniesie. Jeżeli on ma taki szlachetny charakter, jak go malują, to może nie będzie utrudniał. Dojeżdżamy, możemy budzić kolegów ekipę.

Dwa dni później – a była to niedziela – Eulalię obudził telefon.

– Lala? Przepraszam, że ja tak wcześnie, pewnie jeszcze śpisz… Mówi twój brat. Na wypadek gdybyś mnie nie poznała po głosie, informuję.

– Dlaczego zawsze dzwonisz w niedzielę o tej porze, ty degeneracie bez uczuć wyższych?

– Helenka wraca do kraju, chciałem cię zawiadomić.

– A nie mogłeś dwie godziny później?

– W zasadzie mogłem… Popatrz, nie przyszło mi to do głowy.

– Wszystko rozumiem. Radość z tego, że ukochana żona cię opuszcza, pozbawiła cię zdrowego rozsądku. Czy ona pojedzie na Jagiellońską, czy od razu zamierza założyć u mnie swoją kwaterę główną?

– Obawiam się, że przyjedzie do ciebie…

– No i z czego tu się śmiać?

– Nie, nie, ja cię przepraszam, ja ci naprawdę współczuję…

– Atanazy! Kiedy ty wreszcie będziesz mężczyzną i zaczniesz ją lać albo coś w tym rodzaju? Żeby zaczęła cię szanować? Oraz wykonywać twoje polecenia?!

– Być może zacznę o tym myśleć poważnie – obiecał Atanazy.

– A jak tam Marysia?

– W porządku. W ogóle wszystko w porządku. Ty, słuchaj, a jakbyś tak pomyślał o powrocie?

– Myślę cały czas, ale bardzo niechętnie. Nie martw się, Lala, ona ten remont szybko zrobi. Masz dla niej tę ekipę?

– O cholera. Nie mam.

– Obiecałaś! Ja cię proszę, postaraj się, bo ona będzie myślała, że ją oszukałem, żeby szybciej wyjechała…

– Mogą być kłopoty. Spróbuję. Kiedy ona tu będzie?

– Jutro, bo jedzie ze znajomymi ludźmi samochodem.

– To oni tam tyle czasu wszyscy siedzieli?

– Nie, to nie są ci, z którymi przyjechała. Tamci byli dwa tygodnie. No dobrze, całuję cię, kochana siostrzyczko, jakbyś kiedyś była w kłopotach, to licz na mnie.

– Jestem w kłopotach – powiedziała żałośnie Eulalia, ale jej brat już odłożył słuchawkę.

Ponieważ wyglądało na to, że już nie uda jej się zasnąć, wykorzystała moment, kiedy obie łazienki były wolne, wybrała wygodniejszą i urządziła sobie dwie godziny odnowy biologicznej, nie bacząc na protesty rodziny, która tymczasem wstała i chciała się kąpać. Niezadowolonych kierowała pod prysznic w drugiej łazience i cynicznie polecała sporządzić tam grafik.

Po śniadaniu, kiedy już przycichło gremialnie wyrażane niezadowolenie, zawiadomiła rodzinę oraz obecnych na herbacie Paulinę i Roberta, że od jutra trzeba będzie się ścieśnić.

– Przyjeżdża twoja mama, Marysiu.

– Świetnie – ucieszyła się kochana córeczka. – Jestem ciekawa, co mi mama przywiezie w prezencie!

– Ścieśnić! – Balbinę prawie zatchnęło, a Paulina skuliła się na krześle. – Jak ty to sobie wyobrażasz?

– Bardzo prosto. Paulina i Robert zostają tam, gdzie są, Sławka zajmuje bokówkę, Kuba zostaje na kanapie w salonie, ojciec wraca do sypialni, Marysia będzie spała z mamą w pokoju Sławki.

Ojciec spojrzał na nią nieco speszony. Prawdopodobnie nie miał pojęcia, że ona wie, że on sypia w bokówce i pewnie dlatego rano zawsze z większym trudem schodzi ze schodów. Nareszcie będzie mógł spać wyprostowany, biedaczek.

– No cóż – powiedziała Balbina, wciąż dosyć nadęta. – Można i tak. Ja jednak chciałabym zapytać młodych ludzi, jak długo zamierzają tak koczować po obcych.

– Mamo!

– Pani ma rację – powiedział cicho Robert. Paulina skuliła się jeszcze bardziej. – Nie powinniśmy tyle czasu żerować na pani uprzejmości. Ja… rozejrzę się za mieszkaniem.

– A masz forsę na to mieszkanie?

– Na razie nie, ale coś wymyślę…

– Dosyć długo myślisz, młody człowieku! – wyraziła dezaprobatę gniewna Balbina.

– Mamo! Proszę cię! Robercie, porozmawiamy później na ten temat. Mamo, przyjmij do wiadomości, że dopóki Poła i Robert są w potrzebie, będą mogli tu mieszkać. Oraz liczyć na naszą pomoc.

– Bardzo wygodnie! prychnęła Balbina. – Dorośli ludzie!

Bliźniaki spojrzały po sobie.

– Ja może bym miała rozwiązanie… – szepnęła niewinnie Sława. Oczy zebranych zwróciły się ku niej jak na komendę. Z wyjątkiem oczu brata, który zapewne telepatycznie wiedział, co siostrzyczka wymyśliła.

– Mów, Sławciu – zachęcił ją nieświadomy dziadek. – Mów, dziecinko. Ty zawsze miałaś dobre pomysły.

– Bo w zasadzie teraz mieszkanie na Jagiellońskiej jest wolne – powiedziała pomysłowa dziecinka. – Więc jeśli babcia z dziadkiem chcą nadal u nas mieszkać…

– Oszalałaś! – przerwała jej Balbina, po czym umilkła.

Eulalia postanowiła zakończyć sprawę tym niedopowiedzeniem. Teraz trzeba załatwić jedną ważną rzecz: budowlańców.

– Sławeczko – powiedziała przymilnie. – Mam do ciebie prośbę…

Wszyscy z ulgą przyjęli zmianę tematu.

– Dla ciebie wszystko, mamunia.

– Chciałabym cię prosić, żebyś udała się do sąsiada, do którego ja się nie mogę udać z wiadomych ci względów, i dowiedziała się, jak można się skontaktować z tymi facetami, którzy mu remontowali mieszkanie. Helenka chce robić remont na Jagiellońskiej i potrzebuje szybkich fachowców. Ci byli błyskawiczni.

Sławka pomilczała chwilę.

– Sama nie pójdziesz?

– Wykluczone. A obiecałam Atanazemu, że się dowiem. Tylko że jak ja mu obiecywałam, to nie wiedziałam, kto tu zamieszka. No, bądź dobrym dzieckiem. Możesz iść z Kubą.

– Nie, nie, spokojnie, pójdę sama. Jestem już duża i nie potrzebuję niańki. Właściwie to nawet chętnie go sobie obejrzę, tego twojego gbura. Kiedy mam iść?

– Kiedy chcesz, byle dzisiaj.

– To pójdę od razu.

Na kilka chwil Sławka zniknęła w swoim pokoju, poczym wyszła z niego odziana w swoje ulubione reprezentacyjne szaty w kolorze bladobłękitnym, artystycznie poszarpane tu i ówdzie przy dekolcie i rękawach.

– Peżocik stoi, pan w domu – zaraportował Kuba.

Jego siostra wyszła z pokoju, pozostawiając po sobie subtelny zapach perfum Lancome’a, które podprowadziła Balbinie.

Eulalia zabrała się do sprzątania po śniadaniu, a ponieważ Pola natychmiast zaofiarowała jej pomoc, postanowiła od razu porozmawiać z nią o przyszłości, wykorzystując to zbliżenie, jakie daje wspólne zmywanie i wycieranie filiżanek (zmywała Pola, wycierał Robert, a Eulalia obserwowała to z przyjemnością, bo nie cierpiała ani zmywania, ani wycierania).

Oboje młodzi byli tak wystraszeni wystąpieniem Balbiny, że Eulalia, która rozmawiała z nimi spokojnie i przyjaźnie, natychmiast dowiedziała się, w czym rzecz. Otóż zarówno rodzice Poli, jak i Roberta nie wchodzili w grę jako ewentualne zaplecze mieszkaniowe. Jedni i drudzy wciąż byli wściekli i najwyraźniej czekali, żeby się któreś z młodych załamało. Młodzi nie chcieliby się załamywać, jednakowoż nie stać ich było na wynajęcie mieszkania, a na kupienie tym bardziej.