Wyłączyła się i zajęła rozwiązywaniem starej jolki w „Wyborczej”. Pół godziny później telefon znowu zadzwonił.

– Chciałbym prosić o jedną informację – powiedział bardzo uprzejmie Jerzy Gołek. – Jaki procent z tego grantu przeznacza pani dla naszego zespołu?

– Nie mam pojęcia na tym etapie. Dopiero jak napiszę scenariusz i producentka policzy, ile pieniędzy zeżre produkcja.

– Bo wie pani – kontynuował pogodnie pan doktor – nie mogę przecież zespołowi powiedzieć, że dostaną dziesięć procent…

Pewnie, że nie możesz – pomyślała Eulalia – bo wcale tyle nie dostaniesz.

– Musi pan poczekać na wyliczenia. Na razie czekam na materiał wyjściowy od państwa.

Poczta nadeszła po półtorej godziny. Eulalia siadła przy komputerze i niecierpliwie kliknęła myszką. Dobrze, to jest to. Otworzyła dokument.

Dłuższy czas patrzyła i czytała, nie wierząc własnym oczom. Wydrukowała sobie i jeszcze raz przeczytała. Niecałe półtorej stroniczki.

– Cześć, Lala. – Do redakcji weszła jej producentka. – Nie masz ty u siebie kwitów na pierwszy odcinek tego twojego programu z Rochem?

– Nie mam – powiedziała machinalnie. – Słuchaj, nie wychodź. Chodź, zobacz, co dostałam.

– Co to jest?

– Przeczytaj sobie. Uniwersytet przysłał materiały do scenariusza o oszczędzaniu.

– Pokaż. Scenka pierwsza. Młodzi ludzie przy kołysce niemowlęcia. Postanawiają założyć dziecku konto i oszczędzać po pięćdziesiąt złotych miesięcznie. Scenka druga. Wyobrażenie matki – dziecko idzie do pierwszej komunii i dostaje komputer, kończy osiemnaście lat i dostaje mieszkanie. Scenka trzecia – wracamy do czasu rzeczywistego. Mąż traci pracę. Nie mieliby za co żyć, ale przecież oszczędzali dla dziecka. Wyjmują pieniądze z konta. To pozwoli im przeczekać zły okres. Lala, co to za brednie? Komputer? Mieszkanie? Po pięć dych miesięcznie?

– Czytaj dalej.

– Scenka… Aha… Mąż odzyskał pracę. Idą z wózkiem przez park, marząc o szczęśliwej przyszłości dla swojego dziecka. Ty im kazałaś wymyślać scenki?

– Przeciwnie. Mówiłam, że to ja napiszę scenariusz. Może oni nie wiedzą, co to jest scenariusz, ale mogli zapytać. Czytaj dalej, tam jest jeszcze lepsze…

– Aha, rozumiem. To było o oszczędzaniu indywidualnym. Zachęta do. Bajka z morałem. A teraz będzie o czym?

– O znaczeniu oszczędności dla gospodarki narodowej – powiedziała Eulalia ponuro.

– Boże! Zebranie. Panowie w eleganckich garniturach. Dlaczego tylko panowie, ciekawa jestem? Ach! Sekretarka podaje kawę. Cholerni seksiści. Omawiają bardzo fachowym językiem znaczenie oszczędności dla gospodarki. Ja się zabiję!

– Nie zabijaj się, czytaj.

– Scenka druga. Jeden z uczestników zebrania wraca do domu, zdejmuje garnitur i przebiera się w domowy strój. Żona pyta go, co było na zebraniu. On jej tłumaczy, ale już językiem przystępnym dla ogółu widzów. No tak, wszystko rozumiem. Dlatego tam na tym zebraniu nie było ani jednej baby, bo baby nie zrozumieją, jak się do nich mówi fachowym językiem. Trzeba przetłumaczyć. Kto ci przysłał ten bełkot?

– Mówię ci przecież. Uniwersytet.

– Nie żartuj. O, faktycznie. Czterech konsultantów się pod tym podpisało!

– Właśnie. Poczytaj sobie jeszcze o znaczeniu stabilności pieniądza dla gospodarki…

– Co będzie, znowu scenki? Ach, nie, tym razem talk schow. Jak Boga kocham, przez „ce – ha”! Nie mogę tego czytać, słabo mi się robi.

– Mnie też się zrobiło słabo.

– Napisali ci, co ma być w tym schowku?

– Napisali. Że mam zaprosić znawców i niech oni dyskutują o znaczeniu stabilności pieniądza dla gospodarki.

– Powiedziałaś im, co o tym sądzisz?

– Jeszcze nie, przed chwilą mi to przysłali maiłem.

Telefon na biurku zadzwonił dwa razy. Miasto.

– Odbierz. Ja wychodzę. Nie będę słuchać, co im powiesz…

Był to w istocie Jerzy Gołek. Bardzo zadowolony z siebie.

– Dostała pani nasz materiał?

– Dostałam. Pan to nazywa materiałem?

– Tak się umawialiśmy…

– Nie. Nie tak się umawialiśmy. Państwo mieliście przysłać materiały do scenariusza, a nie samodzielnie napisane scenki. Materiały. Ekonomiczne. Scenariusz miałam napisać ja. Na podstawie waszych materiałów.

– Chyba się nie zrozumieliśmy. Ale nie szkodzi. Za dziesięć minut będzie u pani nasz konsultant – zaszemrał wdzięcznie ekonomista. – Jest pani teraz w redakcji, prawda?

– Jestem – warknęła i odłożyła słuchawkę.

Była wściekła. Ani przepraszam, ani pocałuj mnie w d… Jak oni są wychowani, ci młodzi wspaniali w czerwonych szelkach? A może w białych skarpetkach, szelki to na giełdzie. Poza tym na diabła tu jeszcze jakiś konsultant? O czym będzie chciał z nią mówić???

Zrobiła sobie kawę i usiadła w fotelu, czekając na konsultanta.

Przybył, w istocie, po dziesięciu minutach, w towarzystwie jednej ze znanych już Eulalii asystentek. Jego samego jeszcze nie widziała. Też około trzydziestki, czarny, przylizany, grzeczny. Włoski na żel. Z lekkim rozwiewem z przodu, żeby nie ostentacyjnie. Markowe dżinsy, markowa koszula, markowe buty. Teczuszka. Diorem leci. Albo może Armanim. Uśmiech na obliczu.

Oni są zawsze grzeczni – pomyślała – tylko ż tej grzeczności nic nie wynika. Jest jakaś taka… kompletnie nieprawdziwa. Forma bez treści. W dodatku nie słuchają, co się do nich mówi. Uważają, że ludzie starsi od nich są z definicji głupsi. Boże, Boże…

Podała rękę najpierw dziewczynie (miękka łapka, fuj), potem facetowi (też miękkawa). Przedstawiła się. Dziewczyna coś miauknęła pod nosem, konsultant przedstawił się wyraźnie – nazywał się Adam Gołek. Pewnie brat, tamten Gołek też czarny, ale ten zdecydowanie przystojniejszy. Może przyrodni.

– Od razu zaznaczę, że nie jestem z tego zespołu, ja im tylko pomagam, to świetni ludzie, wszystko potrafią znaleźć, wszystkie dane…

Jeżeli w Internecie – pomyślała – to ja też potrafię. I taniej nam to wyjdzie. Wolę sobie samej zapłacić niż trzem panienkom z uniwersytetu…

– A co do mnie, to ja się zajmuję zawodowo kreowaniem potrzeb, więc, jak sądzę, będę mógł pani pomóc. O ile rozumiem, pani zadaniem jest propagowanie oszczędzania, a więc rozbudzenie w ludziach potrzeby tegoż. Ale chciałbym wiedzieć, dlaczego pani była niezadowolona z materiału, który otrzymała od zespołu? Czy mogę wiedzieć, na czym polega problem?

Gadał jak najęty i wciąż patrzył jej w oczy, uśmiechając się uprzejmie.

Postanowiła być równie uprzejma.

– Problem polega na tym – powiedziała jedwabnym głosem – że ja nie potrzebuję od państwa gotowych scenek. Zamierzam stanąć do konkursu na scenariusz programu telewizyjnego propagującego oszczędzanie. Ja umiem napisać ten scenariusz, natomiast nie wiem, co powinien on zawierać. Jakie treści ekonomiczne. Więc potrzebuję konsultanta ekonomisty, finansisty…

– Jak mówiłem, trzeba rozbudzić w ludziach potrzebę oszczędzania – wszedł jej w słowo przyrodni Gołek, nie słuchając w ogóle, co ona do niego mówi. – W poprzednich latach w Polsce strasznie się rozbuchała konsumpcja…

Przez chwilę trwał jeszcze ich pojedynek na słowa, bo ona usiłowała mu powiedzieć do końca, na czym polegają jej potrzeby, a on dalej roztaczał przed nią oceany wiedzy z zakresu rozbudzania potrzeb. W końcu huknęła zniecierpliwiona:

– Może dałby mi pan dokończyć? Mamusia mnie uczyła, że w rozmowie mówi się po kolei!

– Ach, rzeczywiście. – Adam Gołek uśmiechnął się i zamilkł, patrząc na nią ciekawie.

Ale teraz Eulalia była już zeźlona i nie chciało jej się dbać o konwenanse.

– Powiem krótko. Od pisania scenariuszy ekspertem jestem ja. Od forsy i jej zastosowania – wy. Nie wiem, dlaczego grupa doktorów nauk ekonomicznych pomyślała, że chcę od nich jakichś cholernych scenek! Potrzebuję treści, którą wypełnię mój scenariusz. Treści, powtarzam panu, z zakresu finansów! To, coście mi tu przysłali, to jest parodia. Takie scenki wymyślam w pięć sekund i natychmiast odrzucam jako kompletnie nieprzydatne. Podpisały się pod tym cztery osoby! Cztery osoby wymyślały takie coś? Chryste! Za co wy bierzecie pieniądze na tym uniwersytecie? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a to są scenki na poziomie szkoły podstawowej z wieku dziewiętnastego! Ta cała historia z małżeństwem… Albo ten talk show! Co to znaczy – faceci rozmawiają o stabilności pieniądza? Ja muszę wiedzieć, co jest tematem ich rozmowy! Co oni mają do powiedzenia o tej stabilności? To ja muszę to przełożyć na język zrozumiały dla telewidza. To ja wymyślę scenki, które będą miały sens i będą możliwe do zrealizowania za te pieniądze, które możemy dostać! I proszę sobie nie wyobrażać, że to będą jakieś wielkie pieniądze. Ja uprzedzałam: większość pożre produkcja. Właśnie dlatego szukałam jednego konsultanta, jednego mądrego finansisty, a nie całego zespołu…