– Nie, skądże, poczekam, aż się sam zjawi. A on tak kupił ten dom na niewidzianego?

– Na jak? Aha, na niewidzianego. Nie, dlaczego? Byli obaj w Szczecinie, Jurek i ten facet, ciebie nie było, jakaś starsza pani powiedziała, że jesteś na zdjęciach. Facet zdecydował się od razu, Jurkowi bardzo się spodobało, że potrafił tak podjąć decyzję w ciągu pół godziny. Wiesz, najgorsi są tacy niezdecydowani, co to miesiącami zawracają głowę, a potem rezygnują. A on obleciał chałupę, popatrzał, popatrzał, powiedział Jurkowi swoją cenę, akurat się prawie zbiegała z naszą propozycją, tylko że nasza miała górkę na wszelki wypadek. Ale ponieważ Jurek widział, że gość jest poważny i wycenił przyzwoicie, więc po prostu odjął górkę i zgodzili się błyskawicznie. Jureczek był okropnie szczęśliwy z powodu tego tempa.

– On ma dużą rodzinę, ten wasz kupiec?

– Pojęcia nie mam. Mój drogi mąż rozmawiał z nim, jak mi się zdaje, wyłącznie o stanie instalacji elektrycznej, liczbie wychodków i takich tam rzeczach. No i o pieniądzach.

– Ty, słuchaj, a może on jest mafioso! Płacił gotówką?

– Gotówką! To znaczy, przelewem bankowym, ale od razu całą sumę. Myślisz, że wyprał jakieś pieniądze?

– Nigdy nic nie wiadomo. Tajemniczy jegomość. A teraz tam budowlańcy ganiają jak frygi.

– Pewnie pierze następną partię brudnych pieniędzy za pomocą kranów ze złota, palisandrowych boazerii i kryształowych żyrandoli. Ja ci mówię, on to szykuje na jaskinię gry. Albo na punkt kontaktowy handlarzy narkotyków.

– Nie wygłupiaj się. Lepiej odpukaj, w końcu leżymy na szlakach handlowych, a podobno amfetamina najlepsza z Polski…

– Odpukuję. A jak się wreszcie pokażą ci twoi nowi sąsiedzi, to koniecznie do mnie zadzwoń i powiedz mi, kto to taki. Małżeństwo z czwórką drobnych dzieci i obydwiema teściowymi czy może ośrodek monarowski…

– Boże, co ty masz za pomysły…

Eulalia nie miała w zasadzie niczego przeciwko drobnym dzieciom ani tym bardziej przeciwko Monarowi i temu, co się w nim działo, ale w wieku lat czterdziestu ośmiu (dlaczego ten cholerny wiek tak się przypomina! Jak miała trzydziestkę, to było jej to obojętne!) bardzo by chciała mieć sąsiadów cichych i bezwonnych.

Właściwie na Monar czy Markot to ta nędzna połówka bliźniaka jest stanowczo za mała. Ogródek też pożal się Boże, wszystkiego pięćset metrów kwadratowych. Ile to będzie na ary? Wszystko jedno, za mało na uprawę warzyw dla byłych narkomanów.

Pozostają drobne dzieci. Cóż, najwyżej zapuści sobie jakiś gęsty i kolczasty szybko rosnący żywopłot.

Ze stosowną książką w ręce zagłębiła się w fotelu w gabinecie, w swojej twierdzy.

Chyba najstosowniejszy będzie ognik ciernisty. Względnie dzika róża. Rosa rugosa. Albo jałowiec.

Rozważając możliwość posadzenia krzaczków jak najszybciej, zasnęła. Śniła jej się Bacówka, góry, Biały Jar i Warszawiak, który wyciągał ze strumyka duży kawałek pieczonego boczku i podawał jej na patyku, zachęcająco mamrocząc: „Boczunio malyna”. Na to wszystko spoglądali z góry Stryjek i gbur, zwisając we dwójkę z pojedynczego krzesełka wyciągu na Kopę.

Atanazy zatelefonował niespodziewanie w niedzielę o ósmej rano, wyrywając siostrę z głębokiego snu.

– Mam nadzieję, że dopuściłeś się tego czynu po to, żeby mi powiedzieć, że twoja żona wraca na ojczyzny łono – warknęła obudzona Eulalia.

– Lalka, jak by ci tu powiedzieć – jęknął Atanazy. – Ona nie chce…

– Czyś ty zwariował, że mówisz mi takie rzeczy? – Eulalia oprzytomniała natychmiast. – Co znaczy nie chce? Zrezygnowała z wychowywania córki? Czy ty nie mógłbyś jej porządnie trzepnąć, żeby zmądrzała? Zostaje w Londynie na zawsze?

– Nie, tak źle nie jest. Powiedziała, że wróci przed pierwszym września, żeby Marysię wyprawić do szkoły. Ale ona ma jeszcze jeden pomysł… Lala, nie zabij mnie…

– Już mam ochotę cię zabić za takie gadanie! Jaki pomysł, na litość boską?

– Lala… Wiesz, że byłem z nią w Cannes?

– Wiem, wiem. Postanowiła nakręcić film i zdobyć Złotą Palmę? Czy może wraca tam, żeby pomnożyć w kasynie twoją fortunę magnacką?

– Na szczęście nic z tych rzeczy. Ale… ona się tam, w tym Cannes, zaprzyjaźniła zjedna taką kobitką z Londynu… Ta kobitka ma tam mieszkanie… No, jednym słowem, Helence bardzo się to mieszkanie podobało, ono ma rozkład podobny do naszego, na Jagiellońskiej i Helenka chce szybko wprowadzić parę zmian… Nie znasz przypadkiem jakiejś odpowiedniej firmy budowlanej?

– Firmy nie, ale tu obok remontują facetowi mieszkanie po Berybojkach. Bardzo sprawnie im to idzie. Mogę się dowiedzieć, co to za firma.

– To się dowiedz. W każdym razie Helenka ma do ciebie prośbę. Na czas tego remontu chciałaby zamieszkać u ciebie… Jedna osoba więcej chyba nie sprawi ci wielkiej różnicy… zwłaszcza że Bliźniaki jadą na studia…

– Chryste Panie! To na jak długo ona chce się do mnie wprowadzić?

– Tylko na czas remontu. Ona bardzo prosi…

– Atek! Jak ja ją znam, to ona wcale nie prosi, tylko cię zawiadomiła, że zamierza u mnie zamieszkać razem z Marysią i dziadkami! Ja zwariuję! Nie może tych zmian wprowadzać po kolei, pokój po pokoju?

– Helenka mówi, że musi kompleksowo – zaszemrał ledwo dosłyszalnie Atanazy.

– Atanazy! U mnie już mieszkają matka z ojcem, Marysia, koleżanka Sławki w ciąży i w trudnej sytuacji, jej chłopak, a Sławka i Kuba przecież jadą na studia dopiero w październiku! Czy wy myślicie, że ja mam dom z gumy?

– Lala…

– Atek! Ty cholerny kapciu!

– Lala… dowiesz się, co to za firma, ci budowlańcy?

– Dowiem się… A ty kiedy zamierzasz wracać?

– Mam kontrakt do końca roku, ale myślę, że będę musiał się trochę odkuć finansowo po pobycie Helenki.

– Nie umrzesz własną śmiercią!

– Jesteś kochana, siostrzyczko.

– Czekaj, nie rozłączaj się jeszcze, zawołam mamę, powiesz jej, żeby mi dała twoją kartę bankową!

Ale Atanazy już się rozłączył. Jednocześnie Eulalia zobaczyła przez okno matkę, idącą najwyraźniej do kościoła, w powłóczystej sukni typu wiek dziewiętnasty i słomkowym kapelusiku. Wyglądała doskonale. Babcia ma dobry gust. Swoją drogą dobra jest ta moda na dowolnie długie kiecki. Trzeba będzie definitywnie przejść na maxi, bo trochę za często miewa się spuchnięte nogi… zwłaszcza po niezupełnie przespanych nocach.

Zaraz, zaraz. Skoro Balbina poszła do kościoła, to legitymacja ubezpieczeniowa zawierająca kartę Atanazego powinna być dostępna!

Eulalia wyskoczyła z łóżka, owinęła się w szlafrok i pognała na górę, zbierając po drodze poły. W domu panowała przyjemna niedzielna cisza. Z bokówki dolatywało pochrapywanie ojca. Drzwi do pokojów Sławki i Kuby były zamknięte, czyli Sławka, Pola i Robert też jeszcze spali. Drzwi do dawnej sypialni Eulalii i Artura były uchylone. Wewnątrz nie było nikogo. Gdzie jest Marysia? Eulalia rozejrzała się. Nikogo. Widać Marysia siedzi w łazience, woda nie leci, zatem jeszcze się nie kąpie, tak czy siak, jak skończy, będzie musiała umyć sobie ręce, woda poleci, będzie słychać… Eulalia spokojnie zdąży znaleźć i zarekwirować kartę Atanazego. Te pieniądze stają się coraz bardziej potrzebne. Są rachunki do popłacenia…

Na paluszkach weszła do sypialni. Przez chwilę popatrzała na wygodne łoże i westchnęła na myśl o twardawej kanapie w gabinecie. Miło będzie tu wrócić… ale kiedy to nastąpi? Zważywszy remontowe plany Helenki, nieprędko.

Gdzie mama może trzymać książeczkę ubezpieczeniową? W torebce jej nie miała, bo to dokument spory i nieporęczny, a kościółkowa torebka Balbiny, dostosowana do kapelusza, słomkowa i malutka… Najpewniej w szufladce nocnego stolika.

Eulalia przedarła się przez zwały pościeli do nocnej szafki stojącej pod oknem. Otworzyła szufladę i znalazła w niej większą ilość lekarstw na różne przypadłości wieku sędziwego. Głównie witaminy i odżywki. Książeczki nie było.

Gdzie szukają złodzieje? W bieliźniarce. Zajrzała do bieliźniarki. Skądinąd, swojej własnej. Można tu schować słonia średniej wielkości. Mnóstwo półek i jeszcze kilka szuflad.