– Ale to kobiety piorą te koszule, prawda?

– Jeśli Seksbomba zostawia ślady, to nie po to, żeby je znalazła żona!

– Ten proszek ci pomoże! Oto, co mówi reklama!

– Pomoże zdradzać? Tego kobiety nie chcą! One w ten sposób nie myślą!

– Myślą!

– Nie tylko myślą, ale czują!

– Bardzo proszę, to co pani ma do zaproponowania?

Spot był nakręcony. Seksbomba wiła się w ramionach mężczyzny, ślady szminki brudziły biel koszuli.

OTO PROSZEK, KTÓRY WSZYSTKO SPIERZE!

*

A potem już była Wigilia bez ojca. Zielony fotel został odsunięty pod okno, nikt na nim nie siadał.

Tego dnia matka trzymała ją za rękę, głos miała nabrzmiały łzami.

– A dziecko? Dlaczego nie myślisz o naszej córce?

– Na pewno będziesz się nią dobrze opiekować.

– Tatusiu, gdzie ty chcesz iść? Kiedy wrócisz?

– Popatrz na nią, spójrz na mnie, nie możesz nam tego zrobić!

– Kiedy wrócisz, tatusiu, mogę iść z tobą?

– Powiedz to, sam jej powiedz, że nas już nie kochasz! Pożałujesz!

– Tatusiu, gdzie ty idziesz, tatusiu, nie odchodź!

– Idź do swojego pokoju, tatuś nas już nie kocha!

– Nie szantażuj mnie!

– Nie masz Boga w sercu! Idź, Natka, do swojego pokoju! Tatuś już nie chce z tobą mieć nic wspólnego!

– Nie wykorzystuj dziecka przeciwko mnie!

I trzaśnięcie drzwi.

I nigdy więcej mokrych butów w przedpokoju.

Ciocia Jaśmina, chlipiąca w Wigilię, pochylona twarz za blisko.

– Biedna, biedna córciu…

Wcale nie była jej córcią, była córeczką tatusia!

– Nie zaczekamy na tatusia? Przecież jest nakrycie dla niego…

I matka podrywająca się od stołu, od choinki, w pędzie porywająca puste nakrycie, czekające na wędrowca, i płacz matki z kuchni, i ciocia Jaśmina biegnąca za nią, i wujek, który niezdarnym ruchem przyciągał ją do siebie.

– Chodź, Naciu, rozpalimy ogień.

Nie lubiła, jak ktoś mówił na nią Naciu – była

Natką, Natalią, Talią. Nacia brzmiała jak natka pietruszki, a ona nie chciała być pietruszką, była królewną swojego taty, a nie zielskiem.

A ogień nie chciał się rozpalić, tata robił to zgrabniej, nie dymiło na cały pokój.

A potem Wigilie bez cioci i wujka.

Przeprowadzili się do innego miasta, krótkie kartki „Niech Bóg ma was w swojej opiece”.

Ale Bóg nie miał ich w opiece, a w każdym razie jej nie miał w opiece, bo tata już nigdy więcej się nie pojawił w jej życiu i w żadną Wigilię, kiedy dzieją się cuda, cud się nie zdarzył, nie pojawił się w drzwiach, nie wziął jej na ręce, nie zbliżył się do choinki i nie powiedział:

– Moja córeczka! Moja duża córeczka!

I nie odwiązał żadnego cukierka spod sufitu, a choinka nie zachwiała się, stukocząc radośnie bombkami.

Matka z roku na rok stawała się bardziej nieobecna, wpadała w siebie coraz bardziej i bardziej, kurcząc się i malejąc.

– Nie ufaj mężczyznom. Musisz sobie radzić sama. Nigdy im nie ufaj – szeptała w rzadkich chwilach przytomności. A potem przenosiła się w swój własny, niedostępny Natalii świat, w którym roiło się od dobrych wspomnień, zatrutych wspomnień, świat, w którym dla Natki nie było miejsca.

I wijąca się Seksbomba brudząca koszulę. I najlepszy proszek świata, dostępny dla twojej kieszeni.

Oszczędzisz! Widzisz, jak ładnie schodzi obca szminka? Możecie po tym proszku dalej udawać, że nic się nie stało!

Nie! Nie tak ma być!

Ta Seksbomba niech wybrudzi mu koszulę, dobrze. I niech on, wychodząc, zauważy. I ta Seksbomba niech nieudolnie sczyści te plamy, zostaje ślad, szarawy, brzydki zaciek.

On wchodzi do innego domu. Wita go inna kobieta.

– W środę też mam konferencję.

Przebitka na łazienkę. Na kobietę. Na proszek.

Cięcie.

Środa. Patrzy na zegarek. Osiemnasta. Żona wchodzi do pokoju, trzyma w rękach śnieżnobiałą koszulę, bez plam, zacieków, przebitka na tamte ręce Seksbomby z brudną koszulą, on bierze z rąk żony koszulę, waha się, obejmuje ją – nie pójdę, niech sobie radzą beze mnie.

Koniec.

– Pani mi tu jakieś trele-morele proponuje – jak ja to mam w czterdziestu sekundach zmieścić, to opowieść, to bajka! To tylko proszek do prania!

– Ludzie chcą bajek – ten proszek ratuje jej małżeństwo! A ten mężczyzna widzi, komu na nim bardziej zależy!

– Mówi pani jak prosta kobieta!

– Po prostu odwołuję się do prostych uczuć!

– Myli się pani, pójdzie spot już nakręcony!

Nie myliła się. Sprzedaż również zaczęła spadać.

I dlatego Seksbomba powędrowała na półkę i poszły spoty prorodzinne.

– Pani Natalio, chciałbym panią przeprosić. Pani intuicja, wyczucie, znajomość rzeczy… Wróci pani na stanowisko? To znaczy, chciałbym zaproponować pani coś nowego… Na nowych, lepszych warunkach…

FARBA DO WŁOSÓW! POKRYJE TWOJE SIWE WŁOSY!

– Nie, panie dyrektorze, niech nie pokrywa. Dlaczego kobiety mają się przyznawać do siwizny?

Niech będą radośniejsze, ładniejsze. Może niech przyjaciółce pokażą zdjęcie sprzed. Ale czy ta farba jest dobra?

– A skąd ja mogę wiedzieć, pani dyrektor? Przecież to nie ma znaczenia! My tej farby nie produkujemy! My nie odpowiadamy za jej jakość, odpowiadamy za jakość reklamy! To naprawdę nie ma znaczenia!

– Nie będziemy reklamować niczego, co jest bublem.

– To znaczy, że nie będziemy reklamować niczego.

– Nie, to znaczy, że zajmiemy się takimi produktami, które są coś warte.

– Zbankrutujemy! Nie będziemy zarabiać!

– Owszem, to może być chwila przestoju w interesach. Ale za to w przyszłości to my będziemy marką tych produktów. Ludzie się nauczą, że coś, co MY reklamujemy, jest dobre. I wtedy będziemy dyktować ceny.

– Pani żyje w niedzisiejszym świecie, pani Natalio! To się nie uda!

To jest to. Twój pierwszy program. Słuchaj nas, bo my to ty. Twoje marzenie to ta kuchenka mikrofalowa. Jeśli kupisz naszą kawę, on będzie cię budził co rano. Tylko miłość. Weź tabletki na zmęczenie, na znudzenie, zatwardzenie, pocieszenie, radość.

Weź proszek przeciw smutkowi, weź syrop od braku opieki, wesprzyj się na sobie.

Kiedy po raz pierwszy w życiu wróciła do domu rano, pełna obaw, ale i radości, że oto stała się kobietą, a widok Krzysztofa, który bladym świtem nachylał się nad nią, był tak silny, że nogi się pod nią uginały. Matka podniosła się z krzesła – nie wie do dzisiaj, czy kładła się tej nocy, czy nie – i chwyciła ją za rękę.

– Pamiętaj, możesz liczyć tylko na siebie, nie daj się, bądź twarda. Nie daj się zranić.

– Mamo…

– To nie jest mężczyzna dla ciebie, wierz mi.

Ukrywany od tej pory przed matką związek z Krzysztofem dość szybko przyniósł rozczarowanie. To nie był mężczyzna dla niej. Lepiej było zerwać z nim teraz, póki nie jest za późno, póki pewnego dnia nie stanie przed nią i przed ich córeczką i nie powie „odchodzę”. I nie zobaczy go już nigdy.

– Ale dlaczego? Dlaczego? – pytał.

– Nie kocham cię, i tyle – powiedziała.

– Ty nie wiesz, co znaczy kochać.

Te słowa uderzyły ją o wiele bardziej, niż chciała się przyznać przed samą sobą. Ona nie wie, co znaczy kochać?

Wie. Po prostu nie lubi świąt.

Melatonina nie działała. I jutro nie idzie do pracy.

Jest druga w nocy, a ona siedzi w pustej kuchni i ma przed sobą upiorne święta. I jak na złość, zaczął padać śnieg. Rano będzie ślicznie.

*

Śnieg zaczął padać koło drugiej nad ranem.

Z dużych miękkich płatków, które od razu miały ochotę zamienić się w wodę, nie pozostało ani śladu. Teraz z nieba sypała się drobna kasza, która marzła w powietrzu i na ziemi, znak, że chwytał coraz mocniejszy mróz.

Obudziło go zimno, dotkliwe, przenikające na wskroś zimno. Może gdyby cokolwiek wczoraj zjadł, zimno nie miałoby jeszcze dostępu. Ale nie miał nic w ustach od przedwczoraj…