– Oczywiście – odparłem. A potem powiedziałem coś, czego do tej pory nigdy jej nie mówiłem, chociaż wiele razy miałem to na końcu języka: – Kocham cię.

– Ja też cię kocham – powiedziała. – Bardziej niż to sobie wyobrażasz. Bardziej niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić.

Samotna łza spłynęła po jej policzku. Scałowałem ją.

Wtedy zobaczyłem fotografa, robiącego nam zdjęcie.

Tego samego fotografa, który zjawił się koło naszego domu, kiedy ewakuowaliśmy się ze względów bezpieczeństwa.

Tego, którego wynajęła adwokatka Christine.

Czy uwiecznił na kliszy łzę Jamilli?

Rozdział 116

Przyjechali do mojego domu przy 5. Ulicy, przyjechali tydzień po tym, jak Jamilla wróciła do Kalifornii.

Znów oni.

To był jeden z najsmutniejszych dni w moim życiu.

Nie do opisania.

Nie do pomyślenia.

Christine, jej adwokatka, prawny opiekun Alexa juniora i pracownica Agencji Opieki nad Dziećmi. Ta ostatnia miała na szyi plastikowy identyfikator i chyba jej obecność doskwierała mi najbardziej. Moje dzieci były wychowane w atmosferze miłości i opieki, nigdy nie spotkała ich krzywda ani zaniedbanie. Nie było potrzeby, żeby ktokolwiek z Agencji Opieki nad Dziećmi zjawiał się u mnie. Wcześniej Gilda Haranzo uzyskała od sądu postanowienie, w myśl którego Christine otrzymała tymczasową opiekę nad małym Alexem. Jako uzasadnienie pozwu podała, że „przyciągam niebezpieczeństwo” i mogę narazić dziecko na krzywdę.

Ironia tej sytuacji była tak bolesna, że wprost nieznośna. Starałem się dobrze wypełniać moje obowiązki policjanta, chciałem, żeby ludzie byli ze mnie zadowoleni, i co w zamian mnie spotkało? Dowiedziałem się, że „przyciągam niebezpieczeństwo”. Czy tylko to można było o mnie powiedzieć?

Mimo wszystko wiedziałem dokładnie, jak powinienem się zachować tego przedpołudnia. Ze względu na dobro małego Alexa. Postanowiłem odsunąć na bok wszystko, co czułem, i skupić się na tym, co dla niego najlepsze. Postanowiłem nie dopuścić do tego, by czuł się wystraszony albo wyprowadzony z równowagi. Wydrukowałem nawet dla Christine długą listę tego, co Alex lubił i czego nie lubił.

Na nieszczęście on sam miał w nosie wszystkie moje starania. Krył się za moimi nogami, byle jak najdalej od Christine i jej adwokatki. Delikatnie pogładziłem go po główce. Ale on trząsł się cały, dygotał z wściekłości.

– Może powinien pan pomóc Christine i zaprowadzić Alexa do samochodu – zaproponowała Gilda Haranzo.

Zechce pan?

Odwróciłem się i czule objąłem mojego wielkoluda. Nana, Damon i Jannie uklękli także i połączyliśmy się w jednym uścisku.

– Kochamy cię, Alex – mówiliśmy. – Będziemy cię odwiedzać, Alex. Ty też będziesz przyjeżdżał do nas. Nie bój się.

Nana wręczyła Alexowi jego ulubioną książeczkę, Gwiżdżąc na Williego, Jannie dała mu jego ulubione pluszowe zwierzątko, wytartą od miętolenia krówkę Muuu. Damon uściskał brata i rozpłakał się.

– Będę rozmawiał z tobą co wieczór. Z tobą i z Muuu – powiedziałem i ucałowałem ukochaną buzię mojego synka. Czułem jego szybko bijące serce. – Co wieczór. Zawsze i jeden dzień, mój słodki synku. Zawsze i dzień.

– Zawsze, tato – odparł mały Alex. A potem zabrali mojego syna.