BAM.

Rozdział 110

Miałem wrażenie, jakby wszystko działo się za szybko, jakby wydarzenia wymknęły się spod kontroli. I może moje wrażenie pokrywało się z rzeczywistością. Sprawa wymknęła się nam spod kontroli. To Wilk ją kontrolował.

Dwie noce później zadzwonił u mnie telefon. Było kwadrans po trzeciej.

– Oby to było coś dobrego – powiedziałem do słuchawki.

– Niestety. Wszystko szlag trafił, Alex. To wojna. – Dzwonił Tony Woods. Mówił jak nieprzytomny.

– Jaka wojna? – spytałem, masując sobie czoło. – Co się stało?

– Kilka minut temu dostaliśmy wiadomość z Teksasu. Lawrence Lipton nie żyje, został zamordowany. Dopadli go w celi. Natychmiast ocrząsnąłem się ze snu.

– Jak to możliwe? Był przecież pod ochroną.

– Zabito dwóch strzegących go agentów. Przewidział to.

Skinąłem głową i mruknąłem: – Uhm.

– Alex, dopadli też rodzinę Liptona. Wszyscy nie żyją. HRT jedzie do ciebie, do dyrektora i do Mahoneya. Każdy, kto pracował przy tej sprawie, jest narażony na atak.

Ta wiadomość w końcu wypędziła mnie z łóżka. Wyjąłem mojego glocka z zamykanej na klucz nocnej szafki.

– Będę czekał na HRT – powiedziałem Woodsowi i szybko zszedłem na dół z pistoletem w dłoni.

Czy Wilk już tu jest? pytałem się w duchu.

Wojna zawitała w nasze progi kilka minut później i chociaż były to tylko oddziały HRT, ich widok przerażał. Nana wstała z łóżka i powitała gniewnymi spojrzeniami uzbrojonych po zęby agentów, ale poczęstowała ich kawą. Potem poszliśmy obudzić dzieci, najdelikatniej, jak się dało.

– To nie w porządku, Alex. Nie w naszym domu – szepnęła Nana, kiedy szliśmy na górę. – Gdzieś musi być granica, no nie? To jest złe.

– Wiem o tym. Sprawa wymknęła się spod kontroli, wszystko wymknęło się spod kontroli. Taki jest teraz świat.

– Więc co zamierzasz z tym zrobić? Co planujesz?

– W tej chwili? Obudzić dzieci. Uściskać je, ucałować. I na jakiś czas wywieźć z domu.

– Czy ty wiesz, co mówisz? – spytała Nana, kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami Damona. Już siedział na łóżku.

– Tato? – powiedział.

Za moimi plecami wyrósł Ned Mahoney.

– Alex, możesz mi poświęcić chwilę? – spytał.

Co on robił w moim domu? Co jeszcze się wydarzyło?

– Wyciągnę je z łóżek i przypilnuję, żeby się ubrały – powiedziała Nana. – Porozmawiaj ze swoim przyjacielem. Oddaliśmy się o kilka kroków.

– Co jest, Ned? – spytałem. – Czy to nie może zaczekać kilka minut? Jezu.

– Dranie zaatakowali dom Burnsa. Ale nikomu nic się nie stało. Przyjechaliśmy na czas. Spojrzałem mu w oczy.

– A twoja rodzina?

– Jest poza domem. W bezpiecznym miejscu. Musimy znaleźć drania i zniszczyć.

Skinąłem głową.

– Daj mi czas na wyprawienie dzieci.

Dwadzieścia minut potem moja rodzina wyszła pod eskortą do vana. Jak przerażeni uchodźcy w strefie działań wojennych. W tym kierunku zmierzał świat, no nie? Każde miasto, większe i mniejsze, było potencjalnym miejscem bitwy. Nigdzie nie można było czuć się bezpiecznym.

Zanim wsiedliśmy do samochodu, zauważyłem fotografa stojącego po przeciwnej stronie ulicy. Chyba robił nam zdjęcia, kiedy się ewakuowaliśmy. Po co?

Nie wiedziałem, kim on jest, ale coś mnie tknęło.

Nie jest z żadnej gazety, pomyślałem. Przepełniały mnie gniew i obrzydzenie. Pracuje dla adwokatki Christine.

Rozdział 111

Zapanował chaos.

Następne trzy dni spędziłem w Huntsville w Teksasie. W tamtejszym więzieniu federalnym zamordowano Lawrence’a Liptona. FBI nie uchroniło go przed śmiercią. Nikt nie wiedział, jak doszło do zamordowania aresztowanego i strzegących go agentów.

Wydarzyło się to nocą. W celi. A dokładniej w kilku połączonych celach, w których go ulokowano. Żadna z kamer wideo niczego nie zarejestrowała. Żadne rozmowy ani przesłuchania nie doprowadziły do wskazania sprawców. Liptonowi połamano wszystkie kości. Zamoczit. Znak firmowy czerwonej mafii.

W ten sam sposób potraktowano latem włoskiego mafioso, Augustina Palumbo. Krążyły opowieści, że mordercą Palumbo był rosyjski gangster, prawdopodobnie Wilk. Morderstwa dokonano w bardzo dobrze strzeżonym więzieniu we Florence w Kolorado.

Następnego ranka pojechałem do Kolorado, by odwiedzić Kyle’a Craiga, niegdyś agenta FBI i mojego przyjaciela. Kyle był winny kilkunastu morderstw; okazał się jednym z najgorszych morderców psychopatów w historii. Ja go ująłem. Mojego przyjaciela.

Spotkaliśmy się w pokoju przesłuchań, przy pojedynkach. Kyle wyglądał zaskakująco dobrze. Kiedy rozmawiałem z nim ostatni raz, był wychudzony i bardzo blady, miał wielkie sińce pod oczami. Teraz przybrał na wadze co najmniej trzydzieści funtów, a były to same mięśnie. Zastanawiałem się, dlaczego ćwiczy jak opętany. Co dało mu nadzieję? Nie wiedziałem co, ale ogarnął mnie lęk.

– Wszystkie drogi prowadzą do Florence? – zażartował i uśmiechnął się szeroko, kiedy wszedłem do pokoju przesłuchań. – Paru twoich współpracowników z Biura było tu już wczoraj. A może przedwczoraj? Wiesz, Alex, kiedy widzieliśmy się ostatni raz, powiedziałeś, że nie obchodzi cię, co myślę. To było bolesne.

Wiedziałem, że poprawiając Kyle’a zirytuję go, ale nie zawahałem się.

– Nie tak powiedziałem. Oskarżyłeś mnie o ustępliwość i dodałeś, że ci się to nie podoba. A ja odparłem: „Kogo obchodzi, co ci się podoba, a co nie?”. Ale obchodzi mnie to, co myślisz. Dlatego przyjechałem.

Kyle znów się roześmiał. Ten śmiech i widok obnażonych zębów budziły dreszcz.

– Zawsze byłeś moim ulubieńcem – mruknął.

– Liczyłeś na to, że przyjadę? – spytałem.

– Hm… Czy ja wiem? Chyba tak. Ale nie sądziłem, że zrobisz to teraz.

– Wyglądasz, jakbyś spodziewał się nie wiadomo czego. Jesteś taki napakowany.

– Czego mógłbym się spodziewać?

– Wszystkiego, co wiąże się z twoimi gigantycznymi ułudami, fantazjami o zabijaniu, gwałceniu i mordowaniu niewinnych ludzi.

– Nie cierpię, kiedy bawisz się w psychologa, Alex. Nie odniosłeś oszałamiających sukcesów w tej dziedzinie.

Wzruszyłem ramionami.

– Wiem, Kyle. Żaden z moich pacjentów na południowym wschodzie nie miał pieniędzy, żeby mi zapłacić. Musiałbym zacząć praktykę w Georgetown. Może kiedyś to zrobię.

Znów się roześmiał.

– I ty mówisz o ułudach! Więc po co przyjechałeś? Nie mów, sam ci powiem. Okazało się, że nastąpiła straszliwa pomyłka wymiaru sprawiedliwości i będę zwolniony. Jesteś posłańcem dobrych wieści.

– Jedyna pomyłka polega na tym, że nie skazano cię na krzesło elektryczne, Kyle.

Oczy mu zabłysły. Naprawdę byłem jednym z jego ulubieńców.

– W porządku. Czy teraz, kiedy mnie oczarowałeś, powiesz mi, czego chcesz?

– Wiesz czego, Kyle. Dobrze wiesz, po co tu jestem. Klasnął w ręce.

– Zamoczit! Chodzi o tego zwariowanego Rosjanina!

W ciągu następnej półgodziny przekazałem Kyle’owi wszystko, co wiedziałem o Wilku; no, prawie wszystko. Na koniec powiedziałem mu coś, co naprawdę powinno go rozruszać.

– Spotkał się z tobą tej nocy, kiedy przyszedł zabić Małego Gusa Palumbo. Przygotowałeś mu grunt pod mokrą robotę? Ktoś to zrobił.

Kyle rozsiadł się wygodnie z taką miną, jakby rozważał swoje opcje, ale wiedziałem, że już zdecydował, co uczyni. Zawsze był kilka kroków do przodu.

W końcu pochylił się i skinął na mnie. Nie obawiałem się go, przynajmniej fizycznie, nawet mimo tych muskułów, które mu przybyły. Niemal miałem nadzieję, że mnie zaatakuje.

– Robię to z sympatii i szacunku do ciebie – rzekł Kyle. – Faktycznie w lecie spotkałem się z tym Rosjaninem. Bezlitosny gość, bezwzględny. Spodobał mi się. Graliśmy w szachy. Wiem, kim jest, mój przyjacielu. Mogę ci pomóc.

Rozdział 112

Musiałem poświęcić kolejny dzień na pobyt we Florence, ale w końcu udało mi się wyciągnąć od Kyle’a nazwisko. Teraz pytanie brzmiało: czy mogę mu wierzyć? Cynk sprawdzono raz i drugi w Waszyngtonie i Biuro nabrało pewności, że Kyle dał nam przywódcę czerwonej mafii. Miałem co do tego wątpliwości, przecież informatorem był kryminalista. Ale nie mieliśmy innych śladów.

Może Kyle chciał mnie wykończyć albo skompromitować Biuro. A może chciał pokazać, jaki jest sprytny, jakie ma znajomości, jak bardzo przerasta nas wszystkich. Nazwisko i pozycja wskazanego nie ułatwiały nam zadania. Aresztowanie takiej grubej ryby było zadaniem kontrowersyjnym i ryzykownym. Gdybyśmy przymknęli człowieka o tej pozycji i okazałoby się, że to pomyłka, Biuro byłoby skompromitowane na długi czas.

W tej sytuacji zwlekaliśmy prawie tydzień. Kolejny raz sprawdziliśmy wszystkie informacje i dokonaliśmy rozpoznania operacyjnego. Objęto podejrzanego obserwacją.

Kiedy wszystko było zapięte na ostatni guzik, spotkałem się w gabinecie Burnsa z nim samym i dyrektorem CIA. Mój obecny szef od razu przeszedł do rzeczy.

– Uważamy, że to Wilk, Alex. Craig pewnie mówi prawdę.

Thomas Weir z CIA skinął głową i powiedział:

– Od jakiegoś czasu obserwowaliśmy podejrzanego w Nowym Jorku. Przypuszczaliśmy, że w Rosji był pracownikiem KGB, ale nie mieliśmy wystarczających dowodów. Nigdy nie podejrzewaliśmy, że jest w czerwonej mafii, że jest Wilkiem. To wydawało się nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę pozycję tego człowieka w rosyjskim aparacie rządowym. – Zmarszczył brwi. – Rozszerzyliśmy podsłuch na jego prywatne mieszkanie. Wynajmuje apartament na Manhattanie. Szykuje się do powtórnego zamachu na dyrektora Burnsa. Burns spojrzał na mnie.

– On nie zapomina i nie przebacza, Alex. Ja też nie.

– Więc jedziemy do Nowego Jorku i aresztujemy go? Burns i Weir skinęli z powagą głowami. – To powinien być koniec sprawy – oświadczył Burns. – Jedźcie i zgarnijcie Wilka. Przywieźcie mi jego głowę.

Rozdział 113

„To powinien być koniec sprawy”. Te słowa zabrzmiały, jakby dyrektor Bums miał dostęp do samego Pana Boga.

Century to sławny nowojorski budynek mieszkalny w stylu art deco przy Central Park West, na północ od Columbus Circle. Przez dziesięciolecia był chętnie zamieszkiwany przez znanych aktorów, artystów i biznesmenów, oczywiście tych, którzy byli na tyle skromni, aby żyć przez ścianę z robotniczymi rodzinami, przekazującymi sobie mieszkania z pokolenia na pokolenie.