I teraz pytanie do kobiet: Czy businesswoman (czyli tzw. kobieta interesu), która trzęsie facetami, ma "jaja", może ulec gówniarzowi? Jego urokowi osobistemu, jego ciału, czy ponadprzeciętnym możliwościom seksualnym? Nie jest to typowa kura domowa, ale taka np. orlica, która pazurami wydzierała swoje miejsce w świecie opanowanym przez mężczyzn. Ma miliony na koncie, dziesiątki pracowników "pod sobą", męża pod pantoflem (ach, te intercyzy małżeńskie) lub po rozwodzie. Czy takiej kobiecie tak samo łatwo jest to wszystko zostawić dla kogoś?
A pytanie owo się pojawia dlatego, że matka kolegi zaczęła się w taki właśnie sposób interesować chłopakiem niewiele od niego starszym…
PS Ludzie, dajcie spokój z wytykaniem wkradających mi się błędów ort. I co z tego, że ludzie rozwodzą się przez "rozwieść", a nie rozwieźć? Od dziś można już oficjalnie mówić ministerka i żołnierka, a jeszcze wczoraj nie można było. Na blogu ważna jest treść, a nie to, czy zaplącze sę błędne ó, u, ż, rz, ch, h czy ź. Wiem, że jestem omylna i dobrze mi z tym, a i blog nabiera autentyzmu tak niektórym go tu brakującego…
skomentuj (27)
2005-01-09 13:04:59 ›› Zmiany…
No dobrze, przyznam rację niektórym z Was, którzy zauważyli pewną zmianę w moim zachowaniu (notkowaniu?), a którzy pisali mi, że nie mogłam się zmienić tak z dnia na dzień. Tak np. w moje osiemnaste urodziny czy też w pierwszy dzień nowego roku, czy inne takie datki- szmatki. Nie zmienił mnie też n-ty moralizujący wpis na blogu, 200tysięczny gość owego bloga, czy inne takie.
Zmieniłam się przez coś, co zdarzyło się z racji prowadzenia przeze mnie tego BLOGa. Jak mnie zmieniło i co to było, pewnie zostanie moją tajemnicą.
Ciekawa jestem, czy zgadniecie, co mogło się stać? Podpowiem tylko, że nie jest to jakaś tam normalna historia. Nie jest to żadne zakochanie się w kimś w realu, czy w jakimś komentatorze czy też korespondencie z tego bloga. Nie jest to także zdekonspirowanie mojej osoby. Nie choci o gwałt, którego mi tu życzono, nie jest to zajście w ciążę, złapanie jakiejś śmiertelnej choroby, itp. Nie jest to zbankrutowanie moich rodziców, problemy w szkole, ani nic takiego.
Apel do ludzi z wyobraźnią. Co mogło się wydarzyć? Żyję sobie swoim "normalnym", 18letnim oficjalnym życiem, prowadzę też drugie, mniej jawne. O tym oficjalnym wiedzą wszyscy, cieszą się z moich sukcesów, smucą moimi porażkami. Ale o drugim życiu wiem tylko ja i faceci z którymi się spotykam. Ale owo życie też we mnie siedzi. Drugi byt też potrzebuje ujawnienia światu, że istnieje, więc dla niego założyłam tego BLOGa. Siedzę sobie anonimowo w Necie, piszę notki, czytam komentarze, maile, SMSy do mojego drugiego ja, second edition of Weronika i nagle… A może nie tak nagle, a rozciagnięte w czasie – dzieje się coś, że…
Dla autora najciekawszego rozwiązania, albo najbliższego prawdzie, przewidziana nagroda:)
A dla tych, którzy ciągle wolą obrazki, nagroda już teraz:
skomentuj (61)
2005-01-10 20:30:29 ›› Taaak, Weronika siedzi i zawija sreberka;)
Chciałam dopisać pod poprzednią notką, żeby także porwanie przez UFO wycofać z domysłów odnośnie mojej osoby, no ale nie zdążyłam;) To, czy się zmieniłam, czy nie, zauważają tylko nieliczni. Ci, skrajnie pragnący notek typu: "Wczoraj znów się z nim spotkałam. Rżnęliśmy się, było dobrze, długo, ciasno, mokro…". Oraz ci, którzy w notkach widzą prawdziwe drugie dno, a nie ściemę, że Weronika to 40letni psycholog, 20letnia studentka ze Śląska(Martyna L), czy 12letni Grześ, który na antypedofilskich plakatach "też ma 12lat"…
Pewnie wielu zadaje sobie pytanie, czy ciągle się pieprzę? A jeśli tak, to czy tak samo jak wcześniej? Jeśli tak samo, to czemu tego nie opisuję, itp. A bo… podpowiedź jest w notce z 23października…
– Tak, były chętne – odp.do "ciepło, ciepło" Marka
skomentuj (32)
2005-01-11 22:17:08 ›› Równowaga.
Podobno we wszechświecie powinna być zachowana równowaga, by wszechświat się nie zawalił. Skoro większość z Was zarzuca mi, że wszystko na tym blogu jest wymyślone, jest fikcją, jedną wielką ściemą, więc dałam Wam pole do Waszych do/wymysłów. By nie były to wymysły wyssane sama nie wiem skąd, zacieśniłam pole Waszego wysysania do tego, jakie wydarzenie w mym ułożonym życiu mogło spowodować, że się zmieniłam (zmienię). Prosiłam, by ci, którzy czują się na siłach wymyślili, co mogło się w mym wydarzyć zmienić. Najłatwiej było napisać – zaszła w ciąże i teraz nikt jej (z wielkim brzuchem) nie chce dymać. Ale to nie ciąża…
Jedną z wersji można uznać np. taką. Napisał do mnie producent filmowy. W oparciu o mego bloga (a dokładniej to opisywanych na nim zdarzeń) ma powstać film. Więc teraz prawda musi, a raczej powinna być trochę naciągana na potrzeby showbusinessu. A dokładniej spełniać filmowy kanon – prolog, zawiązanie akcji, jej narastanie, punkt zwrotny, wygaszenie akcji, epilog. Ewentualnie drugi punkt zwrotny. Bezpieczne życie, kopulowanie z bogatymi facetami i blogowanie o tym kopulowaniu powinno zostać nagle przerwane jakimś nieoczekiwanym zajściem. Weronika idzie do jednego ze swoich facetów na cotygodniowe rżnięcie. To np. jeden z tych, który lubi trójkąty. Prosił ją nieraz o zawitanie do niego z jakąś koleżanką, ale tym razem okazało się, że to on oczekiwał ją z kolegą. A kolegą okazał się… wujek Weroniki, nauczyciel z jej LO, czy jej ojciec! Ale to nie tak! Nie napisał do mnie żaden producent (a może napisał – ale olałam jego propozycję?).
A Wy co? ZERO inwencji. Wolicie przypieprzyć się do byle gówna. Do tego, że notka nie kapie spermą czy śluzem. Że znajdzie się w niej błąd lub literówka. Że jest długa jak encyklopedia Britannica czy krótka jak instrukcja obsługi gwoździa. Że jest w niej neologizm czy tylko kolokwializm. Że jest napisana językiem gówniary lub starej wyjadaczki językowej. Wchodzi tu taki 1-den, 2-gi, 3-ci i narzeka, że ciągle to samo, tak samo. A jak ma być? Nie odpowiada treść, forma, fabuła, to wypad do pokemonowych blogów, gdzie co dzień inny pokemon zapieprza po ekranie zasłaniając całą jakże interesującą treść.
Ogłaszam trzecie podejście do tematu: Co zmieni(ło) Weronikę? Komentarze pod poniższą notką niech dotyczą zadanego tematu, a nie kolacji Nerio, śniadań Adama czy podwieczorków przy kandelabrach Sławomira z miasta kadzących gromnic.
A nagrodą będzie: mój oficjalny numer telefonu, zaproszenie na obiad i pewnie przyjaźń, bo trafienie w to, co się wydarzyło (lub ciągle dzieje) możliwe jest tylko przez niezwykłą i godną poznania osobę.
W sprawie nagrody będzie tak, jak napisałam. Jestem albo tak pewna, że nikt nie zgadnie, co się wydarzyło, albo tak ufam w niesamowitość tego/tej, który rozwiąże weronikową zagadkę, że jestem gotowa stać się nawet prezentem dla owej osoby. A… nie spodziewam się trafnej odpowiedzi w komentarzach…
skomentuj (102)
2005-01-19 15:29:09 ›› Mega perwersja XXIwieku: dziecko!
Na wstępie pominę nierozwiązany konkurs z poprzednich notek. Wrócę do niego kiedy indziej. Napiszę tylko, że było kilka dość trafnych domysłów, spostrzeżeń, ale żadne z nich nie trafiło w sedno.
Dziś chcę napisać coś, co ostatnio zrobiłam. Jak bardzo "ostatnio", niech pozostanie tajemnicą, bo to nieistotne. A jednak miał rację ktoś piszący mi, że z czasem, zwykłe rżnięcie przestaje być pociągające, że będę szukała czegoś innego. No więc ja wymyśliłam swojemu kochankowi… dziecko!
To jeden z tych moich facetów, którzy lubią różne udziwnienia lub miejsca. Tym razem było to jego mieszkanie, ale z krępowaniem kończyn. Tzn. prosił, bym go przywiązała do łóżka i zrobiła, co uznam za stosowne.
Nagi facet wylądował więc na łóżku z lekko rozwartymi nogami przywiązanymi do szczebelków wielkiego małżeńskiego łoża i z rękoma przywiązanymi do poręczy na górze łóżka. Facet wielki i silny więc więzy musiały być mocne, a lina gruba, by nie zostawiła śladów na nadgarstkach. I gdy tak leżał z przywiązanymi rękoma, gdy wypinając do niego swoją nagą dupcię wiązałam mu nogi, zobaczyłam jak urósł. Kawał konia, idealny Qtas dla niewyżytej nimfomanki. A ja spokojnie, sumiennie, kręcąc pupą, wypinając szparkę wiążę supełki. Widzę jak go roznosi, a ja niemrawo siłuję się z liną.
– A teraz się ubiorę i wrócę do szkoły. Rozwiąże Cię żona albo sprzątaczka – powiedziałam i zaczęłam szukać swoich ubrań. Facet oniemiał! Teraz już wiem, czemu perwerzy wkładają sobie w usta takie różne uciszające przedmioty – by nie słyszeć błagań…
Oczywiście nie wyszłam. Zabrałam się do lizania tego, co tak dumnie sterczało. Uderzając czymś takim sobie o wargi czuje się JEGO ogrom, twardość i moc drzemiącą w środku. Ujmując GO wzdłuż dwoma dłońmi i widząc jeszcze kilka wystających centymetrów i wielką główkę, można wpaść w euforię. Przekręciłam swoje ciało tak, by mając faceta w ustach, dać mu możliwość zabawy jego języka z moimi wargami sromowymi i łechtaczką. Gdy liżąc mnie poczuł, że już się rozpływam, znów zaczął prosić… Ale nie usiadłam na NIM.
– Zamknij się, albo zaraz naprawdę się ubiorę i wyjdę! – powiedziałam władczo, bo udzielił mi się nastrój całej tej sytuacji. Dalej GO ssałam. To najsłodszy cukiereczek, który mam przyjemność gościć w swych ustach, więc nie za szybko chcę GO z nich wypuścić.
No, ale przyszła kolej i na cipkę. Jej też należy się chwila przyjemności, dogłębnej penetracji. Jednak jak bardzo nie byłabym podniecona, iloma palcami bym się nie otwierała, to zawsze będzie za mało jak na NIEGO. Facet z dumą patrzy na swą okazałą męskość i z niecierpliwością czeka na to, aż się na Nią nadzieję. Robię to powoli. Facet widzi ból w moich oczach, ale to przyjemny ból i wiem, że go nieźle kręcący. Wreszcie wszedł. Nie cały, bo ten okaz cały wejść nie może! Bynajmniej nie wie mnie…
Ujeżdżałam Go powoli, żadnych euforycznych ruchów. Twarzą do niego, by widział moje podskakujące piersi – tak lubi je masować w trakcie, gdy Go dosiadam, a tu lipa – łapki przywiązane do łóżka. Ujeżdżałam GO tyłem do niego. Wiem, że lubi w trakcie takiego mojego kangurkowego podskakiwania przegiąć moje ciało, rozłożyć mnie jak suczkę i zerżnąć od tyłu – a tu znów nici z tego. I gdy zaczęłam wyczuwać jego zbliżającą się eksplozję, chwilę przed nią zeskoczyłam z konia jak poparzona. Facet był już za bardzo rozpędzony. Po raz trzeci zaczął błagać mnie, bym dokończyła. Ustami, cipką, rączką, czymkowiek… Ale nie! Pozwoliłam MU wytrysnąć samemu. Kilka coraz niższych wystrzałów i z wielkiego Qtasa samoistnie wypłynął cały sok. Widziałam cierpienie w jego oczach. Że takie dobre rżnięcie zakończył tak żałosny orgazm, tzn. wytrysk. Leżał zalany własnym nasieniem. Brzuch, uda no i jego jeszcze wyciekający wulkan.