3 XI
Kupujemy krzesło do pracy: zniżane, obrotowe. Pietuszka namawiał mnie już od roku na wygodny fotel. Gdyby nie ciąża, zostałabym przy (na) starym krześle. Pochylanie się nad stołem jest już uciążliwe i niedługo brzuch trzeba będzie upychać pod blat.
Przed wyjściem do cywilizacji (sklepu) Piotr smaruje w łazience twarz kremem. Wklepuje z zapałem neofity (kilka lat przekonywania), eleganckie namaszczenie.
– Dbam o siebie – wychodzi z twarzą źle pomalowanego transwestyty.
– Który to krem?
– Aaa, taki z gazety, reklamówka. – To makeup.
– Napisali: odżywia skórę, nawilża.
– Idź się umyj – mówię jak do zbyt mocno umalowanej kobiety. Satysfakcja równouprawnienia?
O czwartej ciemno, chociaż jeszcze nie noc. Chmury gęstnieją w zmierzch, zamarzają na zimę?
Fiszerowa: „Dąbrowski (ten słynny, z hymnu Marsz, marsz Dąbrowski z ziemi polskiej…) słabo, prawie wcale nie mówił po polsku”.
Wynalazek na miarę kobiety w ciąży: zawiązałam sznurek wokół klamki w łazience. Nie muszę wychodzić z wanny, żeby zamknąć drzwi otwarte podczas kąpieli dla lepszej wentylacji.
O drugiej, trzeciej w nocy hałas. Pijacki halloween: dziewczynki w miniówach i na obcasach, z różowymi diabelskimi różkami, wypinają się nad krawężnikiem, rzygając.
– Niedługo nie będzie Wszystkich Świętych. Starzy dbający o cmentarze już tam zostaną, w sekularyzowanych kościołach odprawiane będą tego dnia rave party - pomstuje Pieluszka.
Gadamy do piątej. Przewracam się z boku na bok, coś bulgocze w brzuchu. Najchętniej położyłabym się na wznak. Podobno jest wtedy ucisk na żyłę brzuszną i mniej tlenu dla dziecka. Przekręcam się na bok – mniej snu dla matki. Dzień po halloween upiorny, sino – niewyspany.
Po domach chodzą dzieciaki w maskach i pytają: Codis? Buss? Jeżeli nie godis (cukierki), to buss (rozróba) i obrzucają jajami. To już nie terror śmierci, ale młodości.