Изменить стиль страницы

16 X – 19 X Warszawa

Produkcja, Produkcja. Spotkania z reżyserami, aktorami. Lucyna, aktorka Narodowego, wycofuje się z Miasteczka. Planujemy więc ją zgrabnie uśmiercić.

Piotr, wracając do Holidayu, spotyka Lucynę na ulicy i patrzy jej długo w oczy. Nie znają się. Musiała się poczuć nieswojo wieczorem, przyszpilona spojrzeniem długowłosego faceta.

Zobaczyła własną śmierć w jego oczach…? Następnego dnia Produkcja dostaje wiadomość od Lucyny: „Nie chcę umierać. Gram dalej”.

Zbyt szybkie przestawienie ze szwedzkiej samotności, lasów i cichego domu na centrum Warszawy. Wytrącenie z ciszy w tłum ludzi. Stąd moja obojętność, z braku poczucia realności?

Stylistki z „Vivy”. Dwie młode dziewczyny (polonistki, czytały Kabaret…), mające mnie „ustroić” do zdjęcia. Przerażone, że będą ubierać kapryśnego dwułechtaczkowca. Zdziwione moją normalnością. Chociaż nie całkiem normalnością: spodnie, w których mam się opstrykać, dziwacznie się układają na brzuchu. Rozmiar niby dopasowany do sylwetki… ale trudno dopiąć.

– Jutro rano wzdęcie ci minie? Najadłaś się na kolację? – pytają niepewnie.

– Nie minie, będzie jeszcze większe – przyznaję się do mojego stanu. Proszę o dyskrecję. Nie chcę żadnych przypisów, podpisów o ciąży. Najchętniej namazałabym sobie na brzuchu: Only for stuff.

Sesja w Vivaldim – cały dzień zmarnowany. Zdjęcia zabawne (dla mnie):

„Kochanie, tak mamusia wyglądała w czwartym miesiącu. O, tu cyc na wierzchu, tu wymalowana na przedwojenną szansonistkę w czarnych pończochach i szpilkach, bez spódnicy, przy barze”.

Beata wróciła z paryskiego pret – à – porter. Zmęczona, zobrzydzona. Gapie bijący się po głowach, walczący o wejściówkę na pokaz Westwood, Gallianiego. I znudzona tym co sezonowym cyrkiem Beata. Czy ona nie jest za inteligentna na chrzestną? Jedyna praktyk kująca katoliczka w naszym towarzystwie. Rezerwowana do sakramentu kilka miesięcy wcześniej z Francji, Włoch, Krakowa i teraz ze Szwecji. My mamy przynajmniej usprawiedliwienie – mieszkamy w luterańskim kraju.

Kupuję puszkę kawioru i wyżeram palcami.

– No co, dla dziecka… zdrowe. Pietuszka podłamany:

– Rozpuszczasz gnoja od zarodka. Czy on mieszka w delikatesach?