8 X
– Szła poboczem, prawie pod koła. Nie wiedziałem: zadzwonić do ośrodka, żeby ją zabrali z przepustki, olać? – Pietuszka opowiada o dwudziestokilkuletniej pacjentce. Waleria, pół Włoszka, pół Szwedka, leczy się od kilku lat. Przywieźli ją znowu po tym, jak wyrzuciła przez okno wieżowca swoje meble. Zapisuje na karteczkach myśli i podsuwa Pietuszce: „Czym jest miłość?”, „Czym jest czym?”. Jej ojciec wyjechał do Włoch, kiedy miała kilka lat. Zapamiętała samochód, którym odjechał sprzed ich domu. Idąc samobójczo poboczem, może chciała znaleźć jego wóz albo śmierć. Co za różnica? Odjeżdżając, niechcący potrącił jej duszę. Rozjechał uczucia dziecka. Zostawił w Szwecji z oziębłą matką – królową śniegu.
Dorosła Waleria biega do katolickiego kościoła w czarnych podkolanówkach i klęcząc, szoruje podłogę. We Włoszech nikt by nie zwrócił uwagi: praca na chwałę Boga Ojca. W Szwecji wzywają pogotowie psychiatryczne.
Podrywa mnie do tańca. Prosto od komputera. Próbuję skończyć stronę… nie mogę. Biegnę do radia jak do kibla. Muszę. Skąd to? Z hormonów, z brzucha? Bujam się, kołyszę. Porusza mnie rytm, Maleństwo żądające takiej zabawy? Tańczę do muzyki i Jego pragnienia. Tańczymy przytuleni.