6 X
Koniec Miloszevicia. Rozlazło się bez sądu, bez wielkiego buntu. Zmieniło się w Belgradzie na koniec lata, niby pora roku, z konieczności, bez przekonania.
Proszę Piotra: Niczego nie chcę na urodziny, naprawdę niczego nie potrzebuję. Rzadko się tak zdarza, ale to prawda. Kupię tort.
Nie lubię urodzin, ostatnie wesołe obchodziłam, mając dziewięć lat, sylwestra chyba też wtedy. Później wspomnienia tego dnia, nadziane na ruszt pamięci, przysmażone sentymentem. Kilka lat temu we Florencji, z Pietuszką na zabytkowym łożu z baldachimem, miłosne, skrzypiące życzenia o północy.
Jedziemy do Sztokholmu po bilety lotnicze Arlanda – Okęcie. Monumentalne domy bez wdzięku, wykute w skałach. Miasto, ukamienowane paskudną solidnością.
Telefon z domu. Mama żartuje:
– Urodzisz się za pół godziny. Siostrzeniec nie dosłyszał, biegnie do taty z nowiną: „Ciocia rodzi za pół godziny!”
– Już?! – ojciec, przejęty, łapie za drugą słuchawkę.
Są gotowi na wszystko.