4 X
Próbuję nad jeziorem ćwiczyć tai – chi. Ostrożnie, żeby nie poruszyć bańki z mdłościami, zawieszonej w żołądku. Starannie przelewam energię między rękoma, powoli stawiam kroki. Rozkołysane ciało wpada w trans spokoju. Mgła wisi nisko nad jeziorem – przepowiednia słońca.
Tai – chi, ćwiczenie pięciu elementów harmonii. Nazwy przypominające pałacyki – kredensy Zakazanego Miasta: Pałac Szczęśliwości, Harmonii… Znajduję rytm, ciało samo wraca do wyuczonych gestów. Mogę o nim zapomnieć. Jestem wodą (skłon do ziemi – wygląda już na pochylanie się nad własnym brzuchem), ożywiającą drzewo (lubię rosnąć rękoma), ogniem (ping – pong dobrych życzeń – wypycham je do świata i zagarniam z powrotem), ziemią (rozsiewanie życia z wysokości pępka) i metalem (nieprzyjemne głaskanie zimnej, żelaznej kolumny, wyrastającej z wyobraźni).
Skończyliśmy dzisiejszy treatment Miasteczka. Pietuszka odreagowuje, gapiąc się w telewizor. Czytam horoskopy. Chłopiec Baran jest jednym żywiołem energii (moje ćwiczenie pięciu elementów harmonii, he, he!). Dla nas Baranek to byłoby rodeo. Dziewczynka potulna owieczka?
Na tej samej sztokholmskiej ulicy, gdzie jest mój oddział położniczy, mieszkała Greta Garbo. Może to znak (gdyby dziewczynka), i nazwać ją Gretą Gretkowską?
Pytam Pietuszkę, o której godzinie się urodził, wyliczę mu znak ascendentu. Odrywa się od telewizora i zrzędzi:
– Kurczę, co jest? Średniowiecze? W TV Zanusi, ksiądz Zanussi o wartościach, a ty zabobony.
Na wieczór (od dziewiętnastej) plany czytania, malowania. Akurat, padam na opuchnięty zapachami nos. Nie tylko senność, ale i ten dziwny smak w ustach, metalu, antybiotyków.
Budzimy się o drugiej w nocy. Mgła podgrzewana do czerwoności latarniami. Idziemy na mglisty spacer wokół domu i z powrotem w ciepłe łóżko.