Изменить стиль страницы

3 IV

Gapię się na aresztowanie Miloszevicia, nie podejrzewając, że może to mieć jakikolwiek związek ze mną. Telefon z Belgradu, szalona tłumaczka:

– Nareszcie możemy wydać My zdies’ emigranty!

Tyle razy wyjaśniałam dziewczynie: Nie możecie. Prawa do książki mają Francuzi.

– Wystarczy twój podpis.

Nie wystarczy. Serbia to jakaś sowiecka Rosja, gdzie nie obowiązują prawa autorskie? Dlaczego akurat My zdies’…, rosyjski tytuł? I co ma zamknięcie tego bandyty do mojej książki…

Nie mogę się dogadać z tłumaczką. Pośredniczyła kiedyś między nami pani z konsulatu, ambasady polskiej czy Instytutu. Jest dotacja, jest przetłumaczona książka, wszystko zależy ode mnie. Podejrzewam szaleństwo albo hucpę. Dostałam list od tłumaczki o podsłuchach, komunistach. Odesłałam ją do polskiej Wydawczyni.

Miloszević może się wymiga od sądu europejskiego (stąd entuzjazm tłumaczki, przeczuwającej bezkarność także jego poddanych?), Serbia wymiga się od sądu, ale ja niczego nie podpiszę, wierząc w prawo autorskie i europejskie.

Wraca wyczulony węch z początku ciąży. Dzisiaj oprócz trujących zapaszków i aromatów pozornie bezwonnych przedmiotów czuję zapach niemowlęcia. Pachnie nim moje ciało, dziecięco.

Oprócz zmysłu węchu budzi się też zmysł szczęścia. Od dawna nie czułam się tak dobrze. Wiosna, Piotr nie chodzi na te cholerne nocne dyżury, mam morze, ocean czasu. Maluję, czytam, wygrzewam się na tarasie. Ludzie uśmiechają się.