3 III
Śnił mi się Balcerowicz. Mieszkaliśmy w jednym akademickim pokoju. On wychodził rano do banku i zamienił się ze mną na batoniki. Mój zbożowy, cieniutki.
Jego maxi prince polo. Resztę nocy szukałam po sklepach podobnego batonika, chcąc mu oddać. Gnębią mnie podatki? Miesiąc temu wysłałam podanie o ich przesunięcie na czerwiec. Nie podejrzewam się o uczciwość obywatela, biegającego przez sen za batonikiem dla podatkowych zdzierców. Pisarze, muzycy, tak jak w Irlandii, nie powinni płacić podatków. Nie korzystają z niczego oprócz własnego świra i prądu (jeśli pracują nocą), za który sami płacą. Poza tym „tfurczość” może się skończyć bardzo szybko i urząd podatkowy (państwo) nie będzie utrzymywać trutnia.
Pietuszka przyniósł z pracy „Pokusę Janssona”. Specjalność szwedzkiej kuchni. Zapiekanka z cebuli, ziemniaków i anchois. Smak na wpół strawionej ryby, zbyt dojrzałego owocu morza. Jest w tym coś mdląco ostrego. Ryzyko (zatrucia?), do którego chce się wracać po dreszczyk (i dokładkę) perwersyjnego obrzydzenia. Prawdziwa pokusa dekadencji.
Świat jest psychiczny, więc do „Pokusy” był deser: list od byłej koleżanki z pracy, kuszącej Pietuszkę romansem:
„Drogi Pieterze. Bardzo dziękuję za radę w sprawie pracy. Kiedy byłeś w Polsce, przeniosłam się do szpitala, gdzie mam lepsze warunki i pensję. Sama bym się na to nie zdecydowała. Jeszcze raz ci dziękuję. Ciekawe, co u ciebie? Za tydzień wybieramy się z dziewczynami na piwo. Zapraszam (dzień, a raczej noc, data). Zostawiam ci mój numer komórki. Tak bardzo lubię z tobą rozmawiać, masz na mnie niesamowicie kojący wpływ. Brakuje mi w nowej pracy naszych wspólnych dyżurów”.
W kopercie, na żółtej, samoprzylepnej karteczce, pisane ręcznie postscriptum:
„Wysyłam list do pracy dla uniknięcia nieporozumień z twoją żoną”.
A ty zdziro. Zapraszasz faceta kobiety w zaawansowanej ciąży, licząc na jego erotyczne wygłodzenie. Znalazła się samarytanka z mężem i trojgiem dzieci. Może to biologiczny odruch samicy, godowy taniec jajników? Uwodzić zapładniającego skutecznie mężczyznę. Po co ma się marnować z brzemienną… Gdybym ją znała, podsunęłabym jej złośliwie najnowszy numer,Jag ar gravid” (miesięcznik.Jestem w ciąży”), rozdział „Sex”. Opis wyjątkowo wyuzdanych przyjemności w ósmym, dziewiątym miesiącu.
Pietuszka śmieje się z listu. Od tak dawna nie spotyka się towarzysko z ludźmi, nie potrafi więc powiedzieć, czy propozycje zamężnej koleżanki są szwedzką normą. Przyniósł lojalnie list jak grzeczny uczeń uwagę w dzienniczku. Pochwałę?
Fantazja bywa okrutniejsza od rzeczywistości. Pierwsze miesiące po przyjeździe do Szwecji wyobrażałam sobie podwójne życie Pietuszki. Całuje mnie wieczorem, wychodzi niby na dyżur i… zaraz dzwoni, czyżby z pracy? Żaden problem wymyślić taki numer (telefonu)…