– Znaleźliście mnie wtedy w tym wilczym dole i nie wiecie, skąd się w nim wzięłam. A tymczasem ja… – zaczęła wolno i z namysłem, a troje dorosłych przyglądało się jej z napięciem. Ewa czuła w sobie to samo napięcie, przypuszczała, że jej nie uwierzą. Jeśli nie uwierzą, to nie pomogą. Miała tę jedną, jedyną szansę, choć nie wiedziała, co z tego wyniknie.

– Przypomnij sobie, jak wpadłaś do tego dołu? Co cię wówczas pognało na łąkę? – spytała ponaglająco Anna.

– …pobiegłam na łąkę, bo po niebie leciały Anioły! – wyrzuciła z siebie Ewa jednym tchem, gdyż chciała to zdanie mieć już za sobą. Wyobrażała sobie, co teraz myśli jej mądry tato i jej rozsądna mama. Tak jak się spodziewała – wszyscy zamilkli i patrzyli na nią tak, jakby byli pewni, że straszna choroba zaatakowała jej mózg. Tata nie wiedział, co na to powiedzieć, dla niego Anioły frunące po niebie podobne były do dinozaurów, które wyginęły sześćdziesiąt pięć milionów lat temu. Ludzie i dinozaury wyminęli się w wielusetmilionowej historii Ziemi. Anioły zaś i ludzie…

– Ewuniu… – zaczął tato, westchnął głęboko i urwał. Babcia, która deklarowała przed chwilą wiarę w Anioły, słysząc teraz słowa swojej wnuczki, patrzyła na dziewczynkę, popłakując, jakby dawała do zrozumienia, że wnuczka majaczy.

A mama?… Ewa wpatrzyła się w mamę i wstąpił w nią cień nadziei: rozsądna, chłodna intelektualistka, która do oceny swej sztuki używała centymetra i wagi zamiast uczuć – stała na środku pokoju z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. W jej oczach odbijało się jakieś wspomnienie, tak szokujące, że nie dowierzając samej sobie i swojej pamięci, schwyciła się rękami za głowę.

– Boże drogi… – zaczęła nerwowym szeptem, spacerując szybkim krokiem po pokoju. – Przecież wtedy gdy Ewa wbiegła do mojej pracowni… pamiętacie? Gdy zastanawialiśmy się, gdzie ona jest, próbowałam odtworzyć rozmowę z nią! Powiedziałam wam wówczas, że ona prosiła, abym wyszła obejrzeć ptaki, które fruną po niebie…

– …od łąki w stronę lasu – przytaknął Jan.

– Wędrowne ptaki. A ja mówiłam, że na nie za wcześnie – wtrąciła babcia.

– Bo było za wcześnie! Jeszcze nie przyleciały! – krzyknęła Anna w gwałtownym pomieszaniu. – Teraz, gdy odtwarzam to w pamięci, słyszę wyraźny głos Ewy. Ona wtedy krzyczała: “MAMO! MAMUSIU! ANIOŁY FRUNĄ PO NIEBIE!”

– Tak! Tak, właśnie tak krzyczałam! – zawołała Ewa, szczęśliwa, że wreszcie znalazła wiarygodnego świadka.

– I co z tego? – spytał ponuro Jan, a w pokoju znowu zapadła cisza.

Pytanie Jana, choć nie wypowiedziane do końca, miało znaczyć: “Co z tego, że małej dziewczynce roiły się osiem lat temu Anioły? Co z tego, że babcia przechowała jakieś pióro? Co ta cała historia ma wspólnego z chorobą naszej córki?”

Milczenie, które zapanowało teraz w pokoju, dowodziło, że wszyscy troje myśleli podobnie. Bezsensowna rozmowa o Aniołach była pretekstem, by uniknąć rozmowy o wiele trudniejszej.

– Tatusiu, ty nic nie rozumiesz – zaczęła dziewczynka czystym, dźwięcznym głosem. – Babcia ma rację. Ja naprawdę straciłam mojego Anioła Stróża. Pokonał go Czarny Anioł. Może nawet zabił. A może nie zabił? Może on gdzieś jest, błąka się i wystarczy go odnaleźć, a ja wtedy wyzdrowieje?

Wśród milczenia, które kolejny raz zapadło w pokoju, rozległo się nagle gwałtowne, niepohamowane łkanie babci. Babcia nie mogła się powstrzymać, widząc beznadziejność całej sytuacji. Płakała nad złudną nadzieją, jaką ma ta mała, śmiertelnie chora dziewczynka. Wiara wiarą, ale Anioły, frunące po niebie? Jakiś czarny, który zabija białego? Co za bajki! Wspaniała wyobraźnia, lecz, niestety, to kolejny dowód na to, że chore dzieci cechuje wyjątkowo bujna fantazja. Tak, to babcia powiesiła obrazek z Aniołem Stróżem nad łóżeczkiem Ewy, lecz przecież wszystko ma swoje granice: Anioły bywają na obrazkach, ale nikt nigdy nie oglądał Aniołów na Niebie!

– Ewa… Ewuniu… – zaczął bezradnie Jan i spojrzał z wyrzutem na Annę. Po co ciągnęła ten anielski wątek?! Oczekiwał od niej wsparcia, lecz Anna stała zamyślona tak głęboko, że nie docierało do niej nic, nawet pochlipywanie jej matki. Jan westchnął i doszedł do wniosku, że zatem na nim, jako na ojcu, spocznie obowiązek ściągnięcia wszystkich na ziemię. Podszedł do komputera, którego ekran drzemał, migocząc usianą gwiazdami czernią.

– Ewuniu, to jest komputer, prawda? A pudełko obok to modem. Dzięki niemu łączę się z całym światem, tak? – mówił do córki, a zarazem do wszystkich w pokoju. – Spójrz, Ewuniu… W każdej chwili mam dostęp do zasobów ludzkiej wiedzy, prawda? Mogę się połączyć z największą biblioteką świata i dotrzeć do najwybitniejszego specjalisty z każdej dziedziny. Spójrz… łączę się… O, teraz jesteśmy w jednej z lepiej wyposażonych bibliotek, w Waszyngtonie. Wystukujemy hasło Anioł i zobaczymy, co pojawi się nam… hm… na przykład “Michał Anioł, malarz i rzeźbiarz” albo “Anioły w malarstwie i literaturze”… oo, widzisz? Są… A tu jest dział zwany angelologią, czyli nauką o Aniołach… Angel to Anioł, logos to nauka. Angelologią rozwijała się głównie w średniowieczu, najmodniejsza była w trzynastym i czternastym wieku, Ewuniu, ale dziś mamy prawie dwudziesty pierwszy wiek! Co jeszcze mamy tu o Aniołach… Szukajmy dalej… Zaraz… chwileczkę… Znowu jakieś cyberśmieci! W tym przeklętym Internecie różni szaleńcy… no nie, to niemożliwe… niemożliwe! co jest? chyba ktoś mi robi głupi kawał?!!! Tu są megabajty… nie, gigabajty informacji o Aniołach, poświęconych głównie Aniołom Stróżom!!! Na litość boską, nie wiedziałem, że Anioły zajmują w Internecie tak dużo miejsca!

– Widzisz, tatusiu – powiedziała Ewa, podczas gdy rodzina stała milcząco, skupiona za plecami Jana. – Tylko ty nie wierzysz w Anioły. A one są. I, jak widzisz, nie tylko ja w nie wierzę, nie tylko ja je widziałam.

Jan, pokonany, obejrzał się bezradnie na Annę, szukając w niej oparcia. Lecz go nie znalazł.

– Twój Bóg, Janie, komputer, powiedział ci teraz, że Anioły istniały, istnieją i będą istnieć, a niektórzy nawet je widzieli. Nie masz wyboru, musisz uwierzyć swemu Bogu, inaczej twoje życie straci wszelki sens. Wcześniej trzymałam twoją stronę. Teraz wierzę Ewie. Ona widziała Anioły. Ona zgubiła swojego Anioła lub on zgubił ją. Wierzę w to i chcę w to wierzyć, choć po tylu latach wyznawania chłodnego racjonalizmu nie przyjdzie mi to łatwo – powiedziała cicho Anna.

– Chcecie powiedzieć, że… – wyszeptał Jan, wpatrzony w monitor, na którym, drżąc i migocząc, rodziły się coraz dalsze gigabajty starej i nowej wiedzy o Aniołach. – Chcecie powiedzieć…

– …że Anioł Stróż i jego opieka są ostatnią szansą dla naszej Ewy. A skoro tak, to musimy go odnaleźć – szepnęła skonsternowana babcia.

– Anioła? – spytał niedowierzająco Jan.

– Tak, Anioła – przytaknęła zdecydowanie Anna.

– A niby gdzie mamy go szukać? – zapytał niepewnie Jan. Wszyscy spojrzeli po sobie pytająco.

Szukanie Anioła nie jest zajęciem powszechnym. Trudno znaleźć wzór skutecznego postępowania lub sprawdzoną receptę. Nie sposób też otrzymać poradę, bo kto miałby jej udzielić?

Babcia, jako osoba doświadczona, zaproponowała, by zaparzyć świeżej herbaty, a dopiero po jej wypiciu, gdy emocje opadną, zasiąść do rodzinnej narady.

Pierwsza zabrała głos Ewa.

– Ty, tato, będziesz szukał Anioła w Internecie. Skopiuj wszystko, co o nim napisano. Może znajdziesz coś, co nam pomoże? My z babcią musimy znaleźć pióro.

– Wyjdę na zakupy, a gdy wrócę, też go będę szukać – powiedziała Anna. Każda czynność, odwracająca uwagę od myśli o chorobie Ewy, była wybawieniem.

– Ale właściwie po co wam to jakieś pióro? – wypytywał Jan.

– Nie wiem po co, ale czuję, że to jest ważne. Może to tylko zwykłe pióro ptaka, a może… Muszę je mieć, babciu! – zakończyła błagalnie Ewa.

– Boże, żeby się tylko odnalazło… – wyszeptała nabożnie babcia, odmawiając w duchu modlitwę do świętego Antoniego:

Święty Antoni Padewski,

obywatelu niebieski,

niech się spełni wola twoja,

niech się znajdzie zguba moja…

–  Ono musi być u ciebie w domu, babciu, ty nigdy niczego nie wyrzucasz – powtórzyła z uporem Ewa.

Jan usiadł już przy komputerze – dodając:

– Dobrze. Przejrzę zasoby Internetu i to, co uznam za naprawdę ważne, skopiuję i dam wam do przeczytania. Teoria zawsze jest pomocna – stwierdził z energią. Powrót do ulubionego zajęcia dodał mu pewności siebie.

“Angel i logos… Angelologia. W końcu to też jakaś nauka, nawet jeśli dziwaczna”, pomyślał. Zapewne nie tak precyzyjna jak matematyka, fizyka czy chemia, lecz jednak nauka! Jan zdecydowanie wolał szperać w Internecie, niż szukać ptasiego pióra, które nie mogło mieć żadnego znaczenia dla choroby jego córki. Niechże jednak go szukają, skoro ma to odwrócić uwagę od budzących grozę faktów.

– Znajdźmy je tylko, a zaniosę je do ornitologa. Znam jednego – powiedziała Anna.

– Ornitologa? – zdziwiła się Ewa. – Czy to znawca anielskich piór?

– Nie, znawca ptaków – odparła speszona Anna. – Lecz jeśli on uzna, że nie jest to ptasie pióro, no to… wtedy istnieje możliwość, że… Rozumiecie?

Rozumiały i niemal równocześnie kiwnęły głowami. Jasne, że najpierw trzeba sprawdzić, czy nie jest to najzwyklejsze ptasie pióro.

– Mamo, a czy istnieje choć cień szansy, że przypomnisz sobie, gdzie ono jest? Po tylu latach? – niepokoiła się Anna.

– Cień szansy? Chyba tak. Gdy już zaczniemy go szukać, to może mi się coś przypomni – powiedziała ostrożnie babcia. Rzeczywiście, nigdy niczego nie wyrzucała, więc możliwe, że zapomniane pióro leży sobie gdzieś w domu. Tylko co komu z ptasiego pióra? Wprawdzie cuda się zdarzają, babcia o tym wiedziała – ale nie takie. Nie takie.

Najdziwniejsze było to, że pierwszą osobą, która niemal natychmiast i bez zastrzeżeń uwierzyła w istnienie anielskiego pióra, była chłodna, racjonalna Anna. Babcia pomyślała, że jest to ucieczka zrozpaczonej matki od straszliwej prawdy o chorobie córki. Ucieczka w marzenie o Aniele Stróżu, który wszystko może. A tymczasem Anioły – myślała starsza pani – nawet jeśli istnieją, chyba nie są aż tak wszechmogące. Gdyby były, to przecież ten świat byłby lepszy, a ludzkie życie łatwiejsze.