Rozszalałe niebo nad Londynem, pomyślał Crowley. I wiedzia­łem, że koniec jest bliski. Kto to napisał? Chyba Chesterton? Jedy­ny poeta dwudziestego wieku, który choć trochę zbliżył się do prawdy.

Bentley kierował się poza Londyn, a Crowley siedział wygod­nie oparty na miejscu kierowcy i przeglądał okopcony egzemplarz “Przistoynych i akuratnych profecyi Agnes Nutter".

Pod koniec książki znalazł złożony arkusz papieru pokryty wy­raźnym jak sztychowane pismem Azirafala. Rozłożył go (w tym cza­sie bentley sam przeszedł na trzeci bieg i przyśpieszył, by ominąć wynurzającą się niespodzianie z bocznej ulicy ciężarówkę wyłado­waną owocami), a potem przeczytał ponowljie.

A potem przeczytał jeszcze raz, czując coraz większy chłód w żołądku. Samochód nagle zmienił kierunek. Teraz jechał w stro­nę wsi Tadfield, Oxfordshire. Jeśli się pośpieszy, może tam dotrzeć w ciągu godziny.

A prawdę powiedziawszy, poza Tadfield nie miał już gdzie jechać.

Skończyła się kaseta i włączyło radio samochodowe.

— ...godzina pytań dla działkowców, nadawana dla was z klubu ogrodowego Tadfield. Zeszłym razem byliśmy tu w roku tysiąc dzie­więćset pięćdziesiątym trzecim, podczas bardzo pięknego lata, a jak zespół sobie przypomina, jest to obszar żyznej, ilastej gleby Oxfordshire na wschodzie tej parafii, ku zachodowi przechodzący w gleby bielicowe, jednym słowem takie miejsce, że, uważacie, rzekłbym, iż cokolwiek tu się zasieje, rośnie przepięknie. Czy mam rację, Fred?

— Ano — powiedział profesor Fred Windbright z królewskiego ogrodu botanicznego. - Sam bym tego lepiej nie powiedział.

— Zgadza się... Pierwsze pytanie dla zespołu, a postawiłje pan R. P. Tyler, przewodniczący miejscowego stowarzyszenia mieszkań­ców, o ile mi wiadomo.

— Ehem. Takjest. No więc jestem zamiłowanym hodowcą róż, ale moja wielokrotnie nagradzana Molly McGuire straciła wczoraj kilka kwiatów podczas deszczu, który jak się zdaje, składał się z ryb. Co zespół doradza na to, poza rozpięciem sieci nad ogrodem? Chciałem zaznaczyć, że pisałem do rady...

— Nieczęsty problem, powiedziałbym, Harry?

— Mister Tyler, pozwoli pan zadać sobie pytanie: czy to były ry­by świeże, czy w konserwie?

— Uważam, że świeże.

— W takim razie, przyjacielu, nie ma pan żadnych problemów. Słyszałem, że w tych okolicach mieliście także krwawe deszcze i chciałbym mieć takie w Dałeś, gdzie jest mój ogród. Oszczędził­bym masę pieniędzy na nawozach. A więc to, co pan powinien zro­bić, to zakopać je w pańskim... CROWLEY?

Crowley milczał.

— CROWLEY. WOJNA SIĘ ZACZĘŁA, CROWLEY ZAUWAŻY­LIŚMY Z ZACIEKAWIENIEM, ŻE UNIKNĄŁEŚ MOCY, KTÓRE UPOWAŻNILIŚMY DO PRZYPROWADZENIA CIEBIE.

— Mm - zgodził się Crowley.

— CROWLEY... WYGRAMY TĘ WOJNĘ. ALE NAWET JEŚLI JĄ PRZEGRAMY, TO PRZYNAJMNIEJ W TAKIM ZAKRESIE, JAKI DOTYCZY CIEBIE, NIE ZROBI TO ŻADNEJ RÓŻNICY. BO DO­PÓKI W PIEKLE POZOSTANIE CHOĆ JEDEN DIABEŁ, CROW­LEY, TY WOLAŁBYŚ ZOSTAĆ STWORZONY JAKO ŚMIERTEL­NIK.

Crowley milczał.

— ŚMIERTELNICY MOGĄ MIEĆ NADZIEJĘ ŚMIERCI ALBO ODKUPIENIA. TY NIE MOŻESZ MIEĆ ŻADNEJ NADZIEI. JEDY­NĄ TWOJĄ NADZIEJĄ POZOSTAJE ZMIŁOWANIE SZATAŃSKIE.

— Czyżby?

— TO BYŁ TAKI NASZ ŻARCIK.

— Mhm — powiedział Crowley.

— ...a więc jak wiadomo każdemu zamiłowanemu ogrodniko­wi, ci pańscy Tybetańczycy to sprytne diabełki. Kopać sobie tune­le prosto przez pana begonie, jakby były niczyje. Filiżanka herbaty go usunie, najlepiej ze zjełczałym masłem z mleka jaka; powinien pan je otrzymać w każdym dobrym ogro...

Uiii. Uizzz. Puk. Reszta audycji utonęła w zakłóceniach.

Crowley wyłączył radio i zagryzł dolną wargę. Pod warstwą po­piołu i sadzy, które osiadły mu na twarzy, wyglądał jak ktoś bardzo zmęczony, bardzo blady i bardzo przestraszony.

I nagle bardzo rozgniewany. Szło o to, w jaBLsposób przema­wiali. Jak do rośliny doniczkowej, która nagle zaczęła zrzucać li­ście na dywan.

Wobec tego wziął zakręt, aby dojechać boczną uliczką na M25, z której mógł przeskoczyć na M40 aż do Oxfordshire.

Ale na M25 coś się wydarzyło. Coś, od czego bolały oczy, gdy się na to popatrzyło.

Z tego, co miało być londyńską autostradą obwodową M25 do­chodziła niska psalmodia, hałas złożony z wielu tonów: klaksonów, warczących silników, syren, piszczenia samochodowych telefonów oraz wrzasków małych dzieci na zawsze uwięzionych przez pasy bezpieczeństwa na tylnych siedzeniach. — Chwała Wielkiej Bestii, Pożeraczowi Światów - brzmiał hymn nieustannie powtarzający te słowa w tajemnym języku czarnych kapłanów starożytnego konty­nentu Mu.

Straszliwa pieczęć Odegra, pomyślał Crowley, zakręcając w miejscu, by skierować się na obwodnicę północną. Ja to zrobiłem i to był mój błąd. Mogła to być jeszcze jedna zwyczajna autostrada. Dobra robota, zgoda, ale czy naprawdę było warto? Wszystko wy­mknęło się spod kontroli. Niebo i Piekło niczym już nie kierują, cała planeta wygląda jak jakiś kraj Trzeciego Świata, który wreszcie dorwał się do bomby...

A potem zaczął się uśmiechać. Strzelił palcami. Przed jego oczami zmaterializowały się ciemne okulary. Popiół znikł z ubrania i skóry.

Cóż, u diabła. Jeśli to koniec, to niech przynajmniej będzie w wielkim stylu.

Pogwizdując z cicha, pojechał przed siebie.

ROZDZIAŁ XVI

Jechali skrajnym pasmem autostrady jak aniołowie pomsty, co

się zresztą zgadzało. _ Biorąc pod uwagę sytuację, nie jechali aż^ik szybko. Cala czwórka trzymała się stałego tempa 105 mil na godzinę, jakby byli pewni, że przedstawienie nie zacznie się, nim przybędą na miej­sce. Nie mogło zresztą. Mieli do dyspozycji, prawdę powiedziaw­szy, cały czas świata.

Tuż za nimi jechało czterech innych motocyklistów: Wielki Ted, Greaser, Pigbog i Skuzz.

Przepełniała ich duma. Teraz byli prawdziwymi Aniołami Pie­kła, jechali więc w ciszy.

Wiedzieli, że wokół nich ryczyburza z piorunami, grzmi ruch drogowy, smaga wiatr i deszcz. Ale śladem jeźdźców ciągnęła się cisza, czysta i martwa. W każdym razie prawie czysta. Z pewnością martwa.

Przerwał ją Pigbog, wrzeszcząc do Wielkiego Teda.

— Więc czym ty masz być? - spytał ochryple.

—Co?

— Powiedziałem, czym ty...

— Słyszałem, co powiedziałeś. Nie pytam, co powiedziałeś.

Wszyscy słyszeli, co powiedziałeś. Co ty chciałeś powiedzieć, ja się pytam?

Pigbog żałował, że kiedyś nie poświęcił więcej uwagi Księdze Ob­jawienia. Gdyby wiedział, że się w niej znajdzie, czytałby ją staranniej.

— Chcę powiedzieć, że oni są Czterema Jeźdźcami Apokalypsy, zgadza się?

— Motocyklistami - poprawił Greaser.

— Pasuje. Czterej Motocykliści Apokalypsy. Wojna, Głód, Śmierć i... i ten inny, Skrzenie.

— No? I co?

— I oni powiedzieli, że im pasuje, jeśli pojedziemy z nimi, nie?

—I co?

— I to, że myśmy są inni Czterej Jeż... e, Motocykliści Apokalyp­sy? To które myśmy są?

Nastąpiła przerwa w rozmowie. Światła mijanych samochodów przelatywały drugim pasmem, błyskawice obrysowały chmury, a ci­sza była prawie absolutna.

— Czyja też mogę być Wojna? - spytał Wielki Ted.

—Jasne, że nie możesz być Wojna. Jak możesz być Wojna? Ona jest Wojna. Musisz być coś innego.

Wysiłek myślenia wykrzywił twarz Wielkiego Teda.

— POĆ - powiedział wreszcie. -Jestem Poważne Obrażenia Cielesne. To ja. Już. A co wyście są?

— Czyja mogę być Śmiecie? - spytał Skuzz. - Albo Wstydliwe Prywatne Problemy?

— Nie idzie, byś był Śmiecie - powiedział Poważne Obrażenia Cielesne. - To ma już zaplute on, Skażenie. Ale możesz być za coś innego.

Jechali w ciszy i ciemności, czerwone tylne światła Czterech były o paręset jardów przed nimi.

Poważne Obrażenia Cielesne, Wstydliwe Prywatne Problemy, Pigbog i Greaser.

— Ja chcem być Okrucieństwo Wobec Zwierząt - powiedział Greaser. Pigbog zaczął się zastanawiać, czy jest za tym, czy przeciw. Co zresztą nie miało szczególnego znaczenia.