Marvin O. Bagman poprawił krawat, w lustrze skontrolował swój uśmiech, poklepał po tyłku swą osobistą asystentkę (Panna Cin-di Kellerhals, Dziewczyna Miesiąca lipcowego numeru “Penthouse" sprzed trzech lat, ale odrzuciła to wszystko z chwilą, gdy zrobiła ka­rierę) i wstąpił na podłogę studia.

Jezus nie odłoży słuchawki nim ukończysz rozmowę, Z nim nigdy nie ma pomyłkowych połączeń, A gdy nadejdzie rachunek, wszystko będzie wymienione jak należy, Bo on jest monterem telefonicznym w centralce mego życia

śpiewał chór. Marvin lubił tę pieśń. Sam ją napisał.

Do innych napisanych przez niego pieśni należały: “Wesoły Mi­ster Jezus", Jezu, czy mogę odejść i zamieszkać u Ciebie?", “Ten drogi płomienny krzyż", Jezus jest nalepką na zderzaku mojej du­szy" oraz “Gdy mnie ogarnia uniesienie, chwytaj kierownicę mej fur­gonetki". Znajdowały się wszystkie w Jezus jest mym kumplem" (LP, kaseta i CD) i co cztery minuty były reklamowane w audycji ewange­lizacyjnej Bagmana[65].

Pomimo że wiersze piosenek się nie rymowały ani z reguły nie było w nich żadnego sensu i że Marvin, niezbyt uzdolniony muzycz­nie, ukradł wszystkie melodie ze zbioru starych pieśni country, sprze­dano ponad cztery miliony egzemplarzy Jezus jest mym kumplem".

Marvin wystartował jako pieśniarz country, śpiewając stare utwo­ry Conwaya Twitty i Johnny'ego Casha.

Dawał regularnie koncerty na żywo w więzieniu San Quen-tin, póki ludzie od praw obywatelskich nie wydobyli go stamtąd na podstawie ustawy o okrutnym i wyjątkowym trybie odbywania kary.

A wtedy Marvin nabawił się religii. Nie cichej, osobistej, obej­mującej dobre uczynki i przyzwoite życie; nawet nie tej, która po­ciąga za sobą włożenie garnituru i dzwonienie do drzwi mieszkań, lecz tej, która polega na posiadaniu własnej sieci TV i powodowaniu, by ludzie przysyłali pieniądze.

Stworzył bezbłędny program telewizyjny: Godzinę Energetyczną Marvina (program, który fundamentalistom przyniósł radość). Cztery trzyminutowe hymny z longplaya, dwadzieścia minut ognia piekielnego i pięć minut uzdrawiania. (Pozostałe dwadzieścia trzy minuty zajmowało na przemian przymilanie się, błaganie, strasze­nie, upraszanie, a od czasu do czasu po prostu żądanie pieniędzy.) Początkowo naprawdę przyprowadzał do studia ludzi, których uzdrawiał, ale przekonał się, że jest to zbyt skomplikowane, obec­nie więc tylko ogłaszał świadeS^|» uprzejmie nadsyłane mu przez widzów z całej Ameryki cudownie uleczonych w czasie oglądania programu. To było znacznie prostsze - nie musiał już wynajmować aktorów, a żadnym sposobem nikt nie mógł sprawdzić, w ilu wypad­kach rzeczywiście odniósł sukces[66].

Świat jest o wiele bardziej skomplikowany, niż sądzi większość ludzi. Wiele osób uważało na przykład, że Marvin nie jest prawdziwie wierzący, ponieważ zarabiał na tym tyle pieniędzy. Mylili się. On wie­rzył całym sercem. I mnóstwo z napływających pieniędzy wydawał na to, co według niego było dziełem Pańskim.

Na linii telefonicznej do Zbawiciela nigdy nie ma zakłóceń, Jest pod swym numerem o każdej porze, dniem i nocą, A gdy nakręcisz J-E-Z-U-S, połączenie jest zawsze bezpłatne, On jest monterem telefonicznym w centralce mego życia.

Gdy skończyła się pierwsza pieśń, Marvin stanął przed kame­rami i wzniósł ręce, prosząc skromnie o ciszę. W reżyserce ściszono taśmę z oklaskami.

— Bracia i siostry, dziękuję, dziękuję, czyż to nie było piękne? I pamiętajcie, że możecie usłyszeć tę pieśń i inne, równie budują­ce nagrania z płyty Jezus jest mym kumplem", wystarczy, jeśli zate­lefonujecie teraz pod numer 1-800-CASH i zgłosicie wasz dar.

Spoważniał.

— Bracia i siostry, mam wiadomość dla was wszystkich, pilną wiadomość od naszego Pana, dla was wszystkich, mężczyzn, kobiet i małych dzieci, przyjaciele, opowiem więc wam o Apokalipsie. Wszystko to macie w waszych Bibliach, w Objawieniu, które nasz Pan dał świętemu Janowi na Patmos, oraz w Księdze Daniela. Pan zawsze, przyjaciele, mówi po prostu o waszej przyszłości. A więc co się zdarzy?

Wojna. Zaraza. Głód. Śmierć. Rzeki krwi. Wielkie trzęsienia ziemi. Rakiety nuklearne. Straszliwe czasy nadchodzą, bracia i sio­stry. I jest tylko jeden sposób, by ich uniknąć.

Nim nadejdzie zniszczenie, nim wyjadą Czterej Jeźdźcy Apoka­lipsy, nim nuklearne rakiety spadną jak deszcz na niewierzących, wtedy nadejdzie Wniebowzięcie.

Co to takiego Wniebowzięcie? Słyszę jak wołacie.

Gdy nadejdzie Wniebowzięcie, bracia i siostry, wszyscy praw­dziwi wierzący zostaną wzniesieni w powietrze; ono zupełnie nie będzie się interesować, co robicie; możecie być w wannie, możecie być przy pracy, możecie prowadzić samochód albo zwyczajnie sie­dzieć w domu i czytać Biblię. Nagle znajdziecie się w powietrzu, w doskonałych i niezniszczalnych ciałach. I będziecie wysoko w po­wietrzu, patrzący z góry na świat, na który nadciągną lata zniszcze­nia. Tylko wierzący zostaną ocaleni, tylko ci z was, którzy narodzi­li się na nowo unikną bólu i śmierci, i okropności, i ognia. A wte­dy rozpocznie się wielka wojna między Niebem i Piekłem, i Niebo zniszczy siły Piekła, i Bóg otrze łzy cierpiących, i nie będzie już wię­cej śmierci ani zmartwień, ani płaczu, ani bólu i będziecie się ką­pać w chwale na zawsze i na zawsze...

Nagle przerwał.

— NO, CAŁKIEM NIEZŁA PRÓBA - oświadczył zupełnie in­nym głosem. - TYLKO, ŻE TO BĘDZIE ZUPEŁNIE INACZEJ. NA­PRAWDĘ INACZEJ

CHCĘ POWIEDZIEĆ, ŻE MASZ RACJĘ CO DO OGNIA I WOJNY I TAK DALEJ. ALE TO GADANIE O WNIEBOWZIĘ­CIU... NO, GDYBYŚ MÓGŁ ZOBACZYĆ TO WSZYSTKO W NIE­BIOSACH... TE ZWARTE SZEREGI, CIĄGNĄCE SIĘ TAK DA­LEKO JAK TYLKO MOŻNA SOBI^VYOBRAZIĆ I JESZCZE DA­LEJ, MILA ZA MILĄ, Z OGNISTYMLMIECZAMII TAK DALEJ; NO WIĘC, PRÓBUJĘ CI WYTŁUMACZYĆ, ŻE KTO BY TAM MIAŁ CZAS WŁÓCZYĆ SIĘ, BY WYBIERAĆ LUDZI I CISKAĆ NIMI W POWIETRZE, ABY SOBIE DRWILI Z LUDZI UMIERAJĄCYCH NA CHOROBĘ POPROMIENNĄ NA WYSCHŁEJ I PŁONĄCEJ ZIEMI POD NIMI? JEŚLI TAKIE MASZ POJĘCIE O TYM, CO JEST MO­RALNIE DO PRZYJĘCIA, DODAŁBYM.

I TA GADANINA O NIEBIOSACH NIEUCHRONNIE ZWY­CIĘŻAJĄCYCH... NO, SZCZERZE MÓWIĄC, GDYBY TO WSZY­STKO BYŁO TAK MUROWANIE PEWNE, PRZEDE WSZYSTKIM NIE BYŁOBY NIEBIAŃSKIEJ WOJNY, PRAWDA? TO PROPA­GANDA. I NIC WIĘCEJ. NIE MAMY WIĘCEJ NIŻ PIĘĆDZIESIĄT PROCENT SZANS, ŻE NASZE BĘDZIE NA WIERZCHU. RÓW­NIE DOBRZE MOŻECIE ZADZWONIĆ DO SATANISTÓW I PO­STAWIĆ NA TAMTĄ STRONĘ, DLA BEZPIECZEŃSTWA, CHOĆ

MÓWIĄC SZCZERZE, GDY SPADNIE OGIEŃ I WZNIOSĄ SIĘ MORZA KRWI I TAK WSZYSCY ZOSTANIECIE ZALICZENI DO STRAT WOJENNYCH LUDNOŚCI CYWILNEJ, KTOKOLWIEK WY­GRA. CZYLI, JEŚLI WZIĄĆ POD UWAGĘ NASZĄ WOJNĘ I WASZĄ WOJNĘ, ZABICI ZOSTANĄ WSZYSCY I NIECH TAM BÓG JAKOŚ ICH SOBIE POSORTUJE, PRAWDA?

SWOJĄ DROGĄ PRZEPRASZAM, ŻE TU TAK STOJĘ I PA­PLĘ. MAM TYLKO JEDNO KRÓTKIE PYTANIE: GDZIE JA JE­STEM?

Marvin O. Bagman stopniowo fioletowiał.

— To szatan! Boże, ratuj mnie! Diabeł przeze mnie przema­wia! - wybuchnął i zaraz sam sobie przerwał: ALEŻ NIE, PRAWDĘ MÓWIĄC WRĘCZ PRZECIWNIE. JESTEM ANIOłEM. ACH. TO MUSI BYĆ AMERYKA, NIEPRAWDAŻ? BARDZO PRZEPRA SZAM, NIE MOGĘ DŁUŻEJ ZOSTAĆ...

Nastąpiła przerwa. Marvin próbował otworzyć usta, ale nic z tego nie wyszło. Cokolwiek tam siedziało wjego głowie, rozgląda­ło się. Spojrzało nim na ekipę telewizyjną, na tych, którzy telefono­wali po policję lub łkali po kątach. Popatrzyło na bladych jak ścia­na kamerzystów.

— BOZIU - on (ono) powiedział (o) - CZY WYSTĘPUJĘ W TE­LEWIZJI?

* * *

Crowley pędził po Oxford Street, robiąc sto dwadzieścia mil na godzinę.

Sięgnął do schowka na rękawiczki po zapasowe ciemne okulary, ale znalazł tylko kasety. Poirytowany chwycił jedną na chy­bił trafił i wepchnął do odtwarzacza.

Miał ochotę na Bacha, ale zadowoliliby go The Travelling Wilburys.

Potrzebujemy tylko Radia Gaga - zaśpiewał Freddie Mercury. Potrzebuję tego, czego nie ma — pomyślał Crowley.

Dziewięćdziesiątką objechał w zakazanym kierunku rondo Marble Arch. Od błyskawic niebo nad Londynem migotało jak ; 'psująca się świetlówka.