– Skąd pan wie?
– Mój drogi panie, to nie są banialuki. Ludzie ze sobą rozmawiają, a niektórzy nawet czytają gazety.
Luke był uparty i ponury.
– Na jakiej podstawie przypuszcza pan, że list napisała ta Sama osoba, jeśli nie widział pan pozostałych?
– Ależ ja je widziałem. Widziałem przynajmniej pierwszy i zrobiłem sobie z niego odpis. Pokazał mi go doktor zaraz po otrzymaniu. Kiedy dzisiaj dostałem ten, z pocztą, od razu poznałem pismo madame Pernelle.
– Co ją do tego skłoniło? Przed chwilą wydawało mi się, że pan oskarżał pannę White?
Wyraz niekłamanego zmartwienia przemknął przez tę twarz o opuszczonej dolnej szczęce, ale Lawrence zaraz się opanował i najwidoczniej dokonał odkrycia.
– To musi być kobieta! – zawołał. – Może nie uważa pan tego za tak wstrząsające, jak ja. – Po chwili potrząsnął głową. – Zapewne ma pan rację. Wiem tylko, że to madame Pernelle.
Tego rodzaju oświadczenie dla celów policyjnych było zupełnie niezadowalające. Grube brwi inspektora zbiegły się jak chmura gradowa. By i zupełnie osłupiały i na nowo rozgniewany przypomnieniem doznanego zawodu.
Campion doszedł do wniosku, że nadeszła odpowiednia chwila dla jego interwencji.
– Nie sądzę, by należało wplątywać w to animo. – mruknął, dodając z przekąsem: – Policja jest zbyt nieruchawa na stosowanie metod psychoanalizy. Czy pan naprawdę.nic nie wie o madame Pernelle, inspektorze?
– Czy nie wiem? Oczywiście, że tak! – Luke był wściekły. – Prowadzi bar na Suffolk Street, tuż koło kościoła. Biedna stara! Gruba jak beczka, ale serce ma złote. Ledwie mówi po angielsku, a już pisać nie potrafi wcale. Pan Palinode już przedtem wystąpił z tym oskarżeniem.i zajęliśmy się tym.
Lawrence westchnął i wzruszył chudymi ramionami.
Campion usiadł i wyjął papierosy.
– O ile sobie przypominam, la Pernelle to również niezwykle jadowita i agresywna sekutnica u Moliera – mruknął wreszcie.
– W,,Świętoszku". Dla człowieka wykształconego to jasne jak słońce. – W głosie Lawrence'a brzmiało znużenie. – Spojrzał na inspektora z łagodnym zgorszeniem. – Bardzo trudno rozmawiać z panem.
– A niech to licho! – mruknął Luke pod nosem.
– Co pana skłoniło do przypuszczenia, że to pańska siostrzenica mogła napisać te listy? – Campion zdjął okulary i mówił tonem konwersacyjnym.
– Wolałbym na to nie odpowiadać.
Pomimo protestującego chrząknięcia Luke'a Campion wskazał głową w kierunku tacy na nóżkach.
– Czy te wszystkie książki są z wypożyczalni?
– Niestety, większość z nich. Moje zasoby finansowe 'nie pozwalają mi na zakup tylu książek, ile bym chciał.
– Od jak dawna ma pan je u siebie?
– Och, widzę, do czego pan zmierza. Od kiedy przeczytałem pierwszy anonimowy list. Naturalnie, trzeba coś niecoś przeczytać na dany temat, zanim człowiek zajmie się praktyką.
– Oczywiście. – Campion był poważny. – Proszę mi wybaczyć, ale czy skoncentrował się pan wyłącznie na anonimowych listach?
– Oczywiście.
– Dlaczego?
Ostatni z Palinode'ów obdarzył, go jeszcze jednym czarującym uśmiechem.
– Ponieważ, moim zdaniem, to jedyna tajemnica – oświadczył pogodnie.
Luke spojrzał na swego towarzysza. Campion robił wrażenie doskonale zorientowanego.
– Tak się też domyślałem – mówił dalej przyjaźnie. – Widzi pan, umył pan wszystkie szklanki i filiżanki. Gdyby się pan ograniczył do jednej, może by nam wybaczono, że doszliśmy do odmiennych wniosków. Dlaczego sądził pan, że siostra popełniła samobójstwo?
Lawrence z roztargnieniem potraktował pytanie.
– . Nie jestem przygotowany do dzielenia się moimi poglądami- powiedział wreszcie – ale fakt, że pan jest tak dobrze poinformowany, oszczędzi wielu kłopotów. Zapewne widział mnie przedsiębiorca pogrzebowy? No cóż, Ruth była postrzelona i zastawiła swój niewielki dochód. Moja siostra Evadne i ja złamaliśmy naszą zasadę niewtrącania się w cudze sprawy i dość ostro wyraziliśmy swoją dezaprobatę. Ruth poszła spać bardzo wzburzona, następnego dnia umarła. Zupełnie nie potrafiła kontrolować swoich wydatków.
– Chce pan powiedzieć, że lubiła hazard?
Podniósł brwi.
– Jest pan tak dobrze poinformowany, że nie rozumiem, dlaczego nie widział pan tak doskonale rzeczy oczywistych przedtem.
– Gdzie zdobyła truciznę?
Opadł na oparcie fotela przybierając minę tak obojętną aż się to wydawało podejrzane:
– Tego pan musi się dowiedzieć. Ja nie znam żadnych szczegółów.
– Dlaczego umył pan szklanki i filiżanki w jej pokoju?
Zawahał się.
– Nie wiem – powiedział wreszcie. – Szczerze mówiąc, poszedłem na górę dlatego, że ta poczciwa kobieta, która dba o nas, oczekiwała tego ode mnie. Stałem patrząc na Ruth i zastanawiając się, że to było bardzo niefortunnie, iż odziedziczyła ten fatalny rodzaj zdolności matematycznych. I w tej samej chwili pomyślałem sobie, że musiała się otruć. Wymyłem naczynia w jej pokoju, żeby ktoś inny nie wziął czego niebezpiecznego przez pomyłkę.
– To ci historia! – Luke dał gwałtownie wyraz swemu niedowierzaniu. – Czy chce pan przez to powiedzieć, że kiedy pańska siostra się otruła, nic pan nie zrobił, jednak jak tylko doktor przyszedł do pana z anonimowym listem, zaczai pan aktywnie działać?
Lawrence zignorował go.
– Był to pierwszy dokument tego rodzaju, jaki Widziałem w życiu – wyjaśnił Campionowi. – Niezwykła zjadliwość tego listu wywarła na mnie psychologiczny wpływ. Byłem zafascynowany. Nie wiem, czy pan kiedykolwiek tego doświadczył?
Campion doskonale go rozumiał i w jego następnym pytaniu był cień przeprosin.
– Czy w wyniku swych dociekań doszedł pan do wniosku, że to pańska siostrzenica je pisała?
Lawrence odwrócił głowę..
– Jeśli podsłuchiwał pan moją rozmowę z nią, to pan wie.
– Czy ma pan jakieś dowody?
Spojrzał na niego mocno zaczerwieniony,
– Drogi panie, moje badania to moja sprawa. Trudno, żebym wynikami ich dzielił się z panem, zwłaszcza, że dotyczą mojej własnej rodziny.
Campion milczał chwilę.
– Pragnąłbym jednak przypomnieć panu, że proces eliminacji ma pewne mankamenty – zaryzykował wreszcie.
Lawrence przestał się gniewać. Miał minę dziecka, które się uspokaja po płaczu.
– Tak pan uważa? – spytał z zaciekawieniem.
Campion zachował powagę.
– Młodsi są zawsze tajemniczy – zauważył. – Nawet jeśli z biegiem lat wydaje nam się, że coraz lepiej znamy ludzi w ogóle, oni pozostają zagadką.
Luke nie mógł dłużej wytrzymać.
– Ale co ma piernik do wiatraka? – spytał.
Odpowiedział mu Lawrence:
– Krótko mówiąc, kiedy utwierdziłem się w przekonaniu, że nikt inny w domu nie mógł napisać tych listów, zainteresowałem się osobą, której naprawdę nie znam. Zauważyłem, że posiada jakąś tajemnicę. -'Twarz jego stężała w grymasie obrzydzenia. – Nie wiedziałem wtedy, co to jest.
– Kto odkrył panu tę straszną tajemnicę? – Rozbawienie Luke'a było okrutne. – Zapewne kapitan.
– Tak. Rozmawiałem z nim na inny temat i wtedy mi powiedział. Wszystko. Bez obsłonek. Nie uwierzyłem mu, ale poprosiłem, żeby zabrał mnie do szpitala, gdzie leży ten łobuz i tam… tam zastaliśmy Kłytię. – Spojrzał tak, jakby samo wspomnienie przyprawiło go o mdłości. Raz jeszcze Campion przejął inicjatywę.w swoje ręce.
– Nie rozumiem, dlaczego swoje podejrzenia ograniczył pan do domowników.
– Ależ to zupełnie oczywiste. – Lawrence wstał zrzucając papiery i książki i rozplatając swoje ciężkie palce. – Przemyślałem to wielokrotnie – stwierdził, dziwną intonacją podkreślając słowa. – Mam na to oczywisty, nie do odparcia dowód. – Poczłapał do skrzyni stojącej we wnęce okiennej. – Gdzieś tu schowałem kopię pewnego listu. – Za mocno szarpnął szufladę i masa papierów wypadła na podłogę.
– Dajmy temu spokój- -Luke najwyraźniej był zmęczony. – Znam go na pamięć.
– Doprawdy? Lawrence patrzył bezradnie na stos.
– Mogę go wyrecytować choćby w tej chwili – zapewnił go inspektor z przekonaniem. – W każdym razie pierwszą część. Nie przypominam sobie żadnego oczywistego dowodu.