– Nie mam pojęcia.
– Świetnie. – Przybyły odczuł wyraźną ulgę. – Pański list do nadinspektora był całkowicie osobisty. Trafił do Oatesa. Oates na szczęście wspomniał mi o nim podczas naszej rozmowy, ponieważ tak się składa, że akurat razem pracujemy nad pewnym zagadnieniem. To znaczy, że chodzi o czterech godnych zaufania ludzi. W porządku. A teraz niech mi pan powie, panie Campion, co pan wie o spółce akcyjnej „Brownie Mines Company".
Jasne oczy za okularami w rogowej oprawie stały się nagle zupełnie bez wyrazu. Campion westchnął. Spłynęło na niego dziwne przeczucie. Nieoczekiwany dreszcz, tak dobrze znany z przeszłości, uświadomił mu, że karta się odwróciła.
– Prawie nic – -powiedział. – Kobieta, która została zamordowana, miała pewną ilość akcji tego towarzystwa. Są one uważane za bezwartościowe. Kilka miesięcy temu były jakieś plotki na ich temat i to wszystko, co wiem.
– Doprawdy? Wobec tego jest lepiej, niż myślałem. Musi pan zachować całkowitą dyskrecję na temat tej sprawy.
– Jeśli tylko będę mógł – poprawił go uprzejmie Campion..
Sir William potrząsnął głową.
– To nie wystarczy, mój drogi chłopcze. Nie może być żadnych o tym wzmianek. Czy pan mnie zrozumiał? Nie może być najmniejszej wzmianki,w gazecie ani gdzie indziej. Żadnej, powiadam. Czy mam to wyjaśnić wyraźniej?
– Bardzo to wygodne dla mordercy – rzekł sucho Campion.
– Przepraszam, o co chodzi? Och, rozumiem. Dobry Boże, pan podsuwa myśl, że. ta nieszczęsna kobieta została otruta dlatego, że posiadała…
– Nie tyle podsuwam, co pytam.- Campion wyglądał w tej chwili jak chuda sowa. – Znałem najprawdziwszych morderców wynajmowanych za tak niewielką sumę jak trzy funty i dziesięć szylingów. Moja… hm… klientka posiadała do spieniężenia, o ile dobrze pamiętam, około ośmiu tysięcy akcji tego koncernu o czarującej nazwie. Musi pan zrozumieć, że to jest istotne i dla mnie i policji, jeśli istnieje szansa, że mogą one kiedykolwiek przynieść zysk. Naszym obowiązkiem Jest sprawdzić to. Oprócz tego z pewnością nie miała nic, co mogłoby mieć jakąś wartość, nawet problematyczną.
Sir William-wstał.
– Rozumiem, o co panu chodzi – powiedział wolno. – Ale docenia pan chyba, jaką wagę do tego przywiązuję, gdyż w przeciwnym wypadku nie byłoby mnie tutaj. Najpierw się upewniłem, że to panu poruczono odpowiedzialne zadania, chociaż oczywiście wiedziałem, że pan nie zdaje sobie sprawy z doniosłości tego aspektu sprawy, gdyż po prostu pan o nią pytał. Dlatego postanowiłem tu przyjść jak najśpi-eszniej i skłonić pana do milczenia.
– Niech pan posłucha – Campion postanowił sam rozegrać tę partię. – Ani ja, ani inspektor Luke nie chcemy mieszać się do spraw wielkiej finansjery. Złapaliśmy trop mi chcemy tylko wiedzieć, czy może nam się przydać. Nie obchodzi nas, czy to jest ważne dla pana, czy dla rządu Jego Królewskiej Mości. Pan powie nam, dlaczego „Brownie" jest taki niebezpieczny, a my nie będziemy wymieniać go nazwy.
– Jaki znowu Brownie? Och, rozumiem, to taka figura retoryczna. Nie chciałbym powiedzieć za dużo, gdyż im mniej ludzi wie coś w tej sprawie, tym lepiej, ale powiem mu. Istnieją trzy Opuszczone kopalnie złota, oczywiście e powiem gdzie, w których, zdaniem fachowców, znajduje się pewien metal.
– Bez nazwy – wtrącił Campion.
– Właśnie. Pewien niezwykle rzadki metal, który jest potrzebny do wyrobu pewnych rzeczy istotnych dla obronności naszego kraju – urwał. Campion spuścił wzrok. Sir William odchrząknął. – Właśnie przeprowadzane są badania i trzeba zachować absolutną tajemnicę..Niech pan tylko sam pomyśli, o jaką stawkę chodzi!
Campion nie miał pojęcia, czy firma,,Brownie" zatopiła swoje kopalnie w Chelsea, czy w Peru. Starał się zrobić inteligentną minę, podczas gdy nowa myśl przyszła do głowy sir Williamowi.
– Utrzymujemy to w całkowitej tajemnicy. Jeżeli ktoś zamordował tę starą kobietę, żeby zdobyć pakiet jej akcji, to jest niebezpiecznym przestępcą i musiał nastąpić jakiś poważny przeciek informacji. Pan musi go schwytać i to im prędzej, tym lepiej.
– Inna sprawa, że to musi być zupełnie bezmyślny facet – powiedział spokojnie Campion. – Doskonale. Wiemy w każdym razie jedno, a mianowicie, że w tej sprawie jest motyw.
Sir William spojrzał na niego zamyślony.
– I to bardzo poważny – powiedział. – Zostawiam to panu. W razie czego poroszę mnie zawiadomić listownie. Że polegam na pańskiej dyskrecji, oczywiście, nie potrzebuję wspominać. – Ton jego głosu i wyraz twarzy zaprzeczały tym słowom.
Campion nie miał czasu zrobić obrażonej miny. Nowa myśl przyszła mu do głowy.
– Czy było ciemno, kiedy pan tu wchodził? – spytał.
– Niezupełnie, obawiam się. – Sir William miał skruszoną, minę. – Domyślam się, o co panu chodzi. Sądzi pan, że ktoś mógł mnie poznać. I ja o tym pomyślałem, kiedy zobaczyłem tyle osób przed domem. Nie przyszło mi do głowy, że tu będą jacyś gapie. Okropność! – Urwał zastanawiając się. – To dziwna, chyląca się do upadku dzielnica. Widzę, że tu, na Apron Street, jest filia Banku Clougha. We współczesnym świecie występują niezwykłe anomalie!.
– O ile wiem, to staroświecka firma.
. – Wręcz archaiczna. Absolutnie zdrowa finansowo, ale żyjąca przeszłością. Egzystują jeszcze dwie albo trzy filie, jedna w Leamington, jedna w Tonbridge i jedna w Bath. Ten bank obsługiwał wytwornych ludzi, należących do klasy, która praktycznie biorąc wyginęła. Płacą oni mniej niż inne banki tego rodzaju, ale zapewniają dobrą obsługę. -Westchnął. – Niezwykły jest dzisiejszy świat! No cóż, przykro mi, jeśli nie powinienem był przychodzić tutaj. Ponieważ bałem się, żeby nie widziano nas razem, wolałem tu przyjść niż umawiać się z panem w klubie czy w biurze. Nie sądzę, by mnie ktoś poznał. Zresztą, jeśli nie będzie żadnej wzmianki na temat sprawy, jaką omawialiśmy, iskra nie zapali lontu. Tylko my dwaj orientujemy się, nieprawdaż?
Campion pomógł mu nałożyć płaszcz. Jak zwykle kiedy był zmartwiony, twarz miał zupełnie bez wyrazu.
– Ja sam i ten trzeci, nie sądzi pan? – zaryzykował.
Sir William spojrzał na niego uważnie.
– Morderca? – spytał. – O Boże, nie sugeruje pan chyba, że ten facet krąży dookoła domu?
Nikły uśmieszek Campiona miał w sobie odcień przekory.
– Oczywiście wewnątrz jest cieplej – szepnął.
W dziesięć minut później, kiedy jego gość został wyprowadzony z domu z zachowaniem takiej dyskrecji, jaka była możliwa, siedział przez kilka jeszcze minut nie zapalając papierosa.
Jego myśli wędrujące leniwie nagle natrafiły na coś oczywistego. Przecież panna Evadne nie była osobą aż tak znowu towarzyską – choć stwarzała tego pozory – by w takiej chwili nie zrezygnować z zaproszenia gości tylko przez przekorę! A jednak postanowiła wydać swoje przyjęcie. Dlaczego?
Nie nasuwało mu się żadne rozwiązanie, wobec tego powędrował myślami do jej brata, Lawrence'a, i ciekawej historii, jaką o nim opowiedział Bowels. Przedsiębiorca pogrzebowy opuścił coś ważnego, był o tym przekonany.
Nagłe otwarcie drzwi przerwało jego rozważania. Inspektor Charlie Luke wpadł bez przeproszenia i wyciągnął dwie butelki z kieszeni nieprzemakalnego płaszcza.
– Tylko piwo – powiedział.
Campion spojrzał z zainteresowaniem.
– Dobre wieści?- spytał.
– Nic takiego, żeby to uczcić wywieszaniem flagi. – Inspektor ściągnął energicznie płaszcz, jak gdyby stawiał mu opór, kapelusz rzucił na komodę i sięgnął po szklaneczkę do zębów. – Pan będzie pił elegancko, a ja z butelki – powiedział nalewając Campionowi. – Sir Dobermań nie jest zachwycony. Chciał się ze mną zobaczyć, żeby spytać, czy wykopałem właściwego faceta. Biedaczysko. Jest tak rozczarowany, jak dziecko, które na gwiazdkę dostanie pustą paczkę! – Pociągnął jeszcze jeden haust z butelki i westchnął z zadowoleniem. – W takiej sytuacji
– Komenda prowadzi zwykle dochodzenie co do przyczyn „opóźnienia aresztowania" – ciągnął żywo- ale bez specjalnego zapału. Są w kiepskim nastroju. Dostali wiadomość, że Greener jest we Francji. To wspólnik tych dwóch bandytów, z Greek Street, których napad narobił tyle szumu. Pauł, ten drugi, rozwiał się jak kamfora.