Изменить стиль страницы

– Ty musisz być Charlie – powiedział Reacher.

– Tak.- Byłem przyjacielem twojego taty.

– Mój tata nie żyje.

– Wiem. Jestem bardzo smutny z tego powodu.

– Ja też.

– Czy możesz sam otwierać drzwi?

– Tak – odparł chłopiec. – Mogę. Wyglądał dokładnie jak Calvin Franz. Podobieństwo było niezaprzeczalne. Ta sama twarz, ta sama budowa ciała. Krótkie nogi, długi tułów i długie ręce. Chociaż rysujące się pod T-shirtem barki chłopca składały się wyłącznie ze skóry i kości, już teraz można było odgadnąć, że kiedyś pojawią się na nich mięśnie. Chłopiec miał oczy Franza, ciemne, chłodne, spokojne i zachęcające, jakby mówił: Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.

– Charlie, czy twoja mama jest w domu? – zapytała Neagley.

Chłopiec skinął twierdząco głową.

– Jest z tyłu. – Puścił klamkę i cofnął się, aby wpuścić ich do środka. Pierwsza weszła Neagley. Dom był zbyt mały, aby mama Charliego mogła znajdować się w tylnej części. Przypominał duży pokój podzielony na cztery mniejsze pomieszczenia. Dwie małe sypialnie z prawej oddzielone łazienką, pomyślał. Mały salon z lewej od frontu i mała kuchnia tuż za nim. To wszystko. Mały, lecz piękny. Wszystko było białe i jasnożółte. W wazonach stały kwiaty. Okna przysłonięto białymi drewnianymi okiennicami. Podłogę wykonano z ciemnego wypolerowanego drewna. Reacher odwrócił się i zamknął drzwi wejściowe. Hałas dobiegający z ulicy ustał i w całym domu zapadła cisza. Pomyślał, że kiedyś taka cisza musiała budzić przyjemne uczucia. Teraz było inaczej.

Z kuchni, zza ścianki działowej tak krótkiej, że nie mogła dostarczyć nawet chwilowego schronienia, wyłoniła się kobieta. Reacher pomyślał, że musiała się za nią ukryć, gdy usłyszała; dzwonek do drzwi. Wyglądała na znacznie młodszą od niego. Trochę młodszą od Neagley.

Młodszą od Franza.

Wysoka, szczupła kobieta o jasnych włosach i błękitnych oczach skandynawki. Ubrana w sweter z dekoltem w szpic odsłaniającym wystające obojczyki i górne żebra. Czysta i zadbana. Miała starannie uczesane włosy i pachniała perfumami. Doskonale opanowana, lecz wyraźnie spięta. Reacher dostrzegł w jej oczach dziki niepokój, jakby miała pod skórą maskę wyrażającą przerażenie.

Po chwili niezręcznego milczenia Neagley wykonała krok do przodu i zapytała:

– Angela? Jestem Frances Neagley. Rozmawiałyśmy przez telefon.

Angela Franz uśmiechnęła się sztucznie, podając jej dłoń. Kiedy wymieniły uścisk, przyszła pora na Reachera.

– Jack Reacher. Bardzo mi przykro z powodu straty, która panią spotkała. – Ujął jej dłoń, która wydała mu się chłodna i krucha.

– Wypowiadał pan te słowa wielokrotnie, prawda? – zapytała.

– Niestety – przytaknął.

– Jest pan na liście Calvina – powiedziała. – Służył pan w żandarmerii jak on.

Reacher przytaknął głową.

– Nie byłem taki jak on. Wiele mi do niego brakowało.

– Jest pan bardzo uprzejmy.

– Stwierdzam fakt. Bardzo go podziwiałem.

– Opowiadał mi o panu… o was wszystkich. Wiele razy. Czasami czułam się tak, jakbym była jego drugą żoną. Jakby wcześniej był już żonaty. Z wami wszystkimi.

– Właśnie tak było – przytaknął Reacher. – Służba przypomina rodzinę. Oczywiście jeśli człowiek ma szczęście, a my je mieliśmy.

– Calvin powtarzał to samo.

– Widzę, że później miał jeszcze więcej szczęścia. Na twarzy Angeli ponownie zagościł sztuczny uśmiech.

– Może, lecz widać jego szczęście się skończyło, prawda? Charlie obserwował ich badawczo oczami do złudzenia przypominającymi oczy Franza.

– Bardzo dziękuję, że przyszliście – rzekła.- Możemy coś dla pani zrobić? – zapytał Reacher.

– Potraficie wskrzeszać umarłych? Nic nie odpowiedział.

– Po tym, co o panu mówił, nie byłabym zaskoczona.

– Możemy się dowiedzieć, kto to zrobił – rzekła Neagley. – W tym jesteśmy dobrzy. Tylko w taki sposób możemy się zbliżyć do jego wskrzeszenia. Oczywiście w pewnym sensie.

– Lecz nie przywróci mu to życia.

– Nie. Bardzo mi przykro.

– Dlaczego przyszliście?

– Aby złożyć pani kondolencje.

– Przecież mnie nie znacie. Pojawiłam się dopiero później. Nie należałam do waszej paczki. – Angela cofnęła się w stronę kuchni. Po chwili zmieniła zamiar, przecisnęła się pomiędzy Reacherem i Neagley i usiadła w salonie, kładąc dłonie na oparciach fotela. Reacher zauważył, że jej palce się poruszają. Prawie niepostrzeżenie, jakby pisała na maszynie lub grała na niewidzialnym pianinie spoczywającym na kolanach.

– Nie byłam częścią waszej grupy – powiedziała. Czasami tego żałowałam. Tyle dla niego znaczyliście. Często powtarzał: Nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą. Cały czas używał tych słów jak sloganu. Oglądał mecz, a gdy rozgrywający został wyrzucony z boiska lub stało się coś równie ważnego, mówił: Widzisz maleńka, nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą. Powtarzał to Charliemu. Kiedy kazał mu coś; zrobić, a ten marudził, Calvin ostrzegał: Nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą.

Charlie spojrzał na nich i uśmiechnął się.

– Nie zadzieraj… – powtórzył lekko piskliwym głosem, w którym można było wyczuć intonację ojca, aby przerwać raptownie, jakby miał problem z wypowiedzeniem dłuższych słów.

– Jesteście tu z powodu tego powiedzenia, prawda? zapytała Angela.

– Nie do końca – odparł Reacher. – Raczej z powód tego, co się za nim kryje. Troszczyliśmy się o siebie wzajemnie. To wszystko. Przyszedłem do pani, bo Calvin zrobiłby to samo, gdyby znalazł się na moim miejscu…- Naprawdę?

– Tak sądzę.

– Kiedy na świat przyszedł Charlie, Calvin dał sobie z tym wszystkim spokój. Nie wywierałam na niego presji. Chciał być ojcem. Chciał zrezygnować ze wszystkiego, co niebezpieczne.

– Nie mógł…

– Chyba tak.

– Nad czym ostatnio pracował?

– Przepraszam, powinnam zaproponować, żebyście usiedli – przerwała.

W pokoju nie było kanapy. Nie zmieściłaby się. Kanapa normalnej wielkości zatarasowałaby wejście do sypialni. Jej funkcję pełniły dwa fotele i mały drewniany fotelik bujany dla Charliego. Fotele umieszczono po obu stronach niewielkiego kominka z suszonymi kwiatami w prostym porcelanowym wazonie. Fotelik Charliego stał po lewej stronie komina. Jego imię wyryto na tylnym oparciu rozgrzanym pogrzebaczem lub lutownicą. Siedem liter. Ładne pismo. Staranna, lecz nieprofesjonalna robota. Przypuszczalnie dzieło Franza. Dar ojca dla syna. Reacher przyglądał się mu przez chwilę. Usiadł w fotelu naprzeciw Angeli, a Neagley przysiadła na oparciu tuż przy nim, tak że jej udo znajdowało się w niewielkiej odległości od niego, lecz go nie dotykało.

Charlie wdrapał się po nogach Reachera na swój drewniany fotel.

– Nad czym pracował Calvin? – ponowił pytanie Reacher.

– Charlie, idź się pobawić – poleciła synowi Angela Franz.

– Mamo, chcę zostać.

– Angelo, czym ostatnio zajmował się Calvin?

– Od czasu narodzin Charliego zajmował się wyłącznie sprawdzaniem danych osobowych – odparła. – To był dobry interes. Szczególnie w Los Angeles. Każdy boi się, że zatrudni złodzieja lub ćpuna. Że chodzi z nim na randki lub może go poślubić. Pierwszą rzeczą, którą ludzie robią po poznaniu kogoś za pośrednictwem Internetu lub w barze, jest wpisanie jego nazwiska do wyszukiwarki Google, a drugą – zatrudnienie prywatnego detektywa.

– Gdzie pracował?

– Miał biuro w Culver City. Wynajmował jeden pokój. W budynku przy zbiegu Venice i La Cienega. Lubił to miejsce. Chyba będę musiała zabrać stamtąd jego rzeczy.

– Czy zgodziłabyś się, żebyśmy wcześniej je przeszukali?

– Zastępcy szeryfa już to zrobili.

– Powinniśmy zrobić to jeszcze raz.

– Dlaczego?

– Ponieważ musiał zajmować się czymś poważniejszym od sprawdzania danych osobowych.

– Ćpuny zabijają ludzi, prawda? Czasami robią to takżeI złodzieje.

Reacher spojrzał na Charliego, zdając sobie sprawę, że także Angela go obserwuje

– Nie w taki sposób.