– W takim razie co zrobił?
Reacher odwrócił się i spojrzał na rząd sklepów. Pralnia chemiczna, salon kosmetyczny, apteka. Poczta.- Nie chodzi o pocztę elektroniczną, lecz tradycyjną – powiedział. – Właśnie to robił. Robił kopie zapasowe i co wieczór wkładał do skrzynki na listy. Przesyłki adresował do samego siebie. Na swoją skrytkę pocztową. Właśnie tam je odbierał. Na poczcie. W jego przegrodzie nie było drzwiczek. Kiedy wrzucił kopertę, przesyłka była bezpieczna. Znajdowała się w systemie. Kiku ochroniarzy pilnowało jej dzień i noc.
– Zwolnij – poprosiła Neagley. Reacher skinął głową.
– W obiegu musiały krążyć trzy lub cztery dyskietki. Co dwa lub trzy dni odnajdywał je w swojej korespondencji. Kiedy? wracał do domu wieczorem, wiedział, że najbardziej aktualne dane są bezpieczne. Obrabowanie zawartości skrytki pocztowej nie jest łatwe, niełatwo też skłonić urzędnika, aby wydał ci coś, co nie jest twoją własnością. Poczta Stanów Zjednoczonych jest tak bezpieczna jak bank szwajcarski…
– Mały klucz – przerwała mu Neagley. – To nie klucz do szuflady biurka, lecz do skrytki pocztowej.
Reacher ponownie skinął głową.
– Do jego skrytki – podsumował.
12
Funkcjonowanie amerykańskiej poczty przypomina kij o dwóch końcach. Późnym popołudniem pralnia chemiczna była nadal otwarta, podobnie jak salon kosmetyczny i apteka. W przeciwieństwie do nich pocztę zamknięto już o czwartej.
– Załatwimy to jutro – powiedziała Neagley. – Będziemy w samochodzie przez cały dzień. Powinniśmy też pojechać do Swana. Chyba że się rozdzielimy.
– Musimy działać razem – odparł Reacher. – Może w międzyczasie któryś z naszych się odezwie i wykona część roboty.
– Chciałabym, chociaż nie dlatego, że jestem leniwa. – Machinalnie sięgnęła po komórkę i spojrzała na mały ekran.
Żadnej wiadomości.
Żadna wiadomość nie czekała również w hotelowej recepcji ani w hotelowej poczcie głosowej. Nie pojawił się też żaden nowy e-mail na komputerach Neagley.
Nic.
– To niemożliwe, aby nas zignorowali – powiedziała.
– Zgadzam się – przytaknął Reacher. – Nie zrobiliby tego.
– Zaczynam mieć złe przeczucie.- Mam złe przeczucie, od kiedy pobrałem pieniądze w bankomacie w Portland. Wydałem wszystkie pieniądze, aby zaprosić kogoś na obiad. Dwukrotnie. Teraz żałuję, że nie zoj staliśmy w domu i nie zamówiliśmy pizzy. Zapłaciłaby. O niczym bym nie wiedział.
– Ona?
– Dziewczyna, którą poznałem.
– Ładna?
– Bardzo.
– Ładniejsza od Karli Dixon?
– Równie ładna jak ona.
– Ładniejsza ode mnie?
– Czy to możliwe?
– Spałeś z nią?
– Z kim?
– Z tą dziewczyną w Portland.
– Dlaczego chcesz wiedzieć?
Neagley nie odpowiedziała. Podzieliła strony z informa cjami niczym karciarz, dając Reacherowi dwie i zatrzymując trzy dla siebie. Dostał kartę Tony’ego Swana i Karli Dixon. Podszedł do telefonu stojącego na kredensie i wykręcił numer Swana. Trzydzieści, czterdzieści sygnałów. Bez odpowiedzi. Rozłączył się i zadzwonił do Dixon. Numer kierunkowy 212. Miasto Nowy Jork. Sześć sygnałów i komunikat nagrany na automatycznej sekretarce. Wysłuchał znajomego głosu Dixon, poczekał na sygnał i pozostawił tę samą wiadomość co wcześniej: Mówi Jack Reacher. Frances Neagley przesyła komunikat dziesięć-trzydzieści z hotelu Beverly Wilshire w Los Angeles w Kalifornii. Rusz tyłe’ i oddzwoń. Przerwał, aby po chwili dodać: Proszę, Karla. Naprawdę potrzebujemy twojej pomocy. Rozłączył się. Także Neagley odłożyła słuchawkę, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Kiepska sprawa – powiedziała.
– Może wszyscy wyjechali na wakacje.
– W tym samym czasie?
– Albo trafili do pudła. Wiesz, jakie nieokrzesane z nas typ
– Sprawdziłam to w pierwszej kolejności. Nie siedzą w więzieniu.
Reacher milczał.
– Lubiłeś Karlę, prawda? – zapytała Neagley. – Kiedy nagrywałeś wiadomość, twój głos stał się nagle taki czuły.
– Lubię was wszystkich.
– Ją najbardziej. Spałeś z Karlą?
– Nie.
– Dlaczego nie?
– Zwerbowałem ją. Byłem jej dowódcą. To nie byłoby właściwe.
– Czy to jedyny powód?
– Przypuszczalnie.
– Rozumiem.
– Co wiesz na temat ich firm? Czy potrafisz podać przekonujący powód, dla którego nie byłoby z nimi kontaktu przez tyle dni?
– O’Donnell mógł wyjechać w podróż zagraniczną – rzekła Neagley. – Zajmuje się różnymi sprawami. Sprawy małżeńskie mogły zmusić go do wyjazdu na wyspy. W dowolne miejsce na świecie, jeśli śledził małżonka uchylającego się od płacenia alimentów. Ludzie starający się o adopcję czasami wysyłają detektywów do Europy Wschodniej lub Chin, aby upewnić się, czy sytuacja jest okej. Można podać wiele różnych powodów…
– Ale?
– Trudno byłoby mi w nie uwierzyć.
– A Karla?
– Mogła wyjechać na Kajmany, by szukać czyichś pieniędzy. Ale mogłaby wykonać tę robotę przez Internet, nie ruszając się z biura. Dzisiaj pieniądze nie mogą gdzieś być.
– Gdzie zatem są?
– Są czysto hipotetyczne, przypominają prąd elektryczny zasilający komputer.
– A Sanchez i Orozco?
– Żyją w zamkniętym świecie. Nie widzę powodu, dla którego mieliby opuszczać Vegas. Przynajmniej z powodu natury zawodowej.
– Co wiemy o firmie Swana?
– Faktycznie istnieje. Zawiera transakcje. Ma dokumenty i adres. Poza tym niewiele.
– Pewnie mają problemy z ochroną, w przeciwnym razie nie zatrudniliby Swana.
– Wszystkie firmy zbrojeniowe mają problemy z ochroną albo sądzą, że powinny je mieć, skoro zajmują się takimi ważnymi rzeczami.
Reacher nie skomentował tej uwagi. Siedział i patrzył przez okno. Zaczęło się ściemniać. Długi dzień dobiegał końca.
– W dniu swojego zniknięcia Franz nie pojechał do biura – rzekł.
– Tak sądzisz?
– Wiem. Angela miała jego komplet kluczy. Zostawił je w domu. Tego dnia zamierzał pojechać gdzieś indziej.
Neagley nic nie odpowiedziała.
– Właściciel pasażu widział tamtych – ciągnął Reacher. – Zamek w drzwiach biura Franza nie został uszkodzony. Ni zabrali jego klucza, bo mieli inny. Ukradli go lub kupili od właściciela. Dlatego musiał ich widzieć i dlatego oprócz innych spraw trzeba z nim jutro pogadać.
– Franz powinien do mnie zadzwonić. Rzuciłabym wszystko.
– Żałuję, że tego nie zrobił – odparł Reacher. – Gdybyś przyjechała, nie doszłoby do tego.
Zjedli kolację w restauracji na parterze, gdzie butelka norweskiej wody mineralnej kosztowała osiem dolarów. Pożegnali się i ruszyli do oddzielnych pokojów. Reacher miał obity perkalem pokój dwa piętra poniżej apartamentu Neagley. Rozebrał się i wziął prysznic, a następnie złożył ubranie i wsunął pod materac, aby się wyprasowało. Wyciągnął się na łóżku, splótł ręce pod głową i zaczął wpatrywać się w sufit. Przez minutę rozmyślał o Calvinie Franzu. Przed jego oczami przesunął się ciąg całkiem przypadkowych obrazów przypominający biografię polityka przedstawioną w formie trzydziesto-sekundowej reklamówki telewizyjnej. Jego pamięć sprawiła, że niektóre obrazy przybrały barwę sepii, inne całkiem wyblakły, jednak na wszystkich Franz poruszał się, mówił, śmiał, był pełen życia i energii. Po chwili do korowodu obrazów przyłączyła się Karla Dixon, drobna, ciemnowłosa, sardoniczna, śmiejąca się razem z Franzem. Obok nich pojawił się Dave O’Donnell, wysoki, jasnowłosy, przystojny, niczym makler giełdowy z nożem sprężynowym. I Jorge Sanchez, wytrzymały, o przymrużonych powiekach, z lekkim uśmiechem odsłaniającym złoty ząb, co u niego było najwyższym wyrazem zadowolenia. I Tony Swan o kwadratowej sylwetce. I Manuel Orozco, otwierający i zamykający zapalniczkę Zippo. Dostrzegł nawet Staną Lowreya, potrząsającego głową i bębniącego palcami o blat stołu w rytmie, który tylko on potrafił usłyszeć.