Изменить стиль страницы

Neagley nie zareagowała na jego słowa.

– Grasz na mnie jak na skrzypcach.

Milczenie.

– Dlaczego mnie tu sprowadziłaś? – zapytał.

– Jak powiedziałeś, zastępcy szeryfa obszczekują niewłaściwe drzewo.

– Co z tego?

– Musisz coś z tym zrobić.

– Zrobię. Uwierz w to. Ci, którzy to zrobili, już są martwi. Nie można wyrzucać moich przyjaciół z helikoptera i dalej żyć, aby o tym opowiadać.

– Nie o to mi chodzi. Chcę, żebyś zrobił coś innego.

– Na przykład?

– Zebrał ponownie naszą dawną grupę.

7

Ich dawna grupa. Typowy wymysł amerykańskiej armii Chociaż było to dla wszystkich oczywiste, faceci z Pentagonu potrzebowali trzech lat, aby zacząć myśleć o jej utworzeniu. Po upływie kolejnego roku wypełnionego posiedzeniami rozmaitych komisji generałowie w końcu zaakceptowali pomysł. Sprawa trafiła na czyjeś biurko, a następnie wszczęto obłąkańczy rwetes, by nadać jej bieg. Wydano rozkazy. Oczywiście żaden z dowódców nie chciał nawet tknąć jej kijem, więc ze sto dziesiątego oddziału żandarmerii utworzono nową grupę. Chociaż wszyscy pragnęli sukcesu, nikt nie miał zamiaru podpisywać się pod porażką, dlatego zaczęto poszukiwać kompetentnego pariasa, który stanąłby na jej czele.

Reacher wydawał się najlepszym kandydatem.

Sądzili, że wystarczającą nagrodą będzie przywrócenie mul stopnia majora, lecz źródłem prawdziwej satysfakcji okazała się szansa zrobienia czegoś jak należy. Tak jak chciał. Dalii mu wolną rękę w doborze ludzi. Był z tego bardzo zadowolony. Uznał, że specjalna grupa śledcza potrzebuje najlepszych ludzi, jakich ma do zaoferowania armia. Pomyślał, że zna ich i wie, gdzie przebywają. Chciał, aby zespół był stosunkowo mały, zdolny do szybkiego i elastycznego reagowania, pozbawiony biurokratycznego wsparcia, co miało zapobiegać przeciekom. Wykombinował, że sami zajmą się papierkową robotą, jeśli uznają to za stosowne. W końcu wybrał ośmiu: Tony’ego Swana, Jorge Sancheza, Calvina Franza, Frances Neagley, Stanleya Lowreya, Manuela Orozco, Davida O’Donnella i Karlę Dixon. Dixon i Neagley były jedynymi kobietami, a Neagley jedynym podoficerem. Wszyscy pozostali mieli stopień oficerski O’Donnell i Lowrey byli kapitanami, a reszta majorami, co utrudniało stworzenie spójnego systemu dowodzenia, lecz Reacher miał to gdzieś. Wiedział, że dziewięć blisko współpracujących osób stworzy raczej strukturę poziomą niż pionową i właśnie tak się stało. Zorganizowali się jak mała drużyna baseballu zmierzająca po mistrzowski tytuł. Byli utalentowanymi czeladnikami. W ich gronie nie było żadnych gwiazd, żadnych wyrazistych osobowości. Wspierali się wzajemnie i ponad wszystko byli niestrudzeni i nieubłaganie skuteczni.

– To było dawno temu – rzekł Reacher.

– Mamy zadanie do wykonania – powiedziała Neagley. – Wszyscy. Wspólnie. Nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą, pamiętasz?

– To był zwykły slogan.

– Skądże, najprawdziwsza prawda. Ufaliśmy w to.

– Aby utrzymać morale. Zwyczajna przechwałka przypominająca pogwizdywanie w ciemności.

– Było w tym coś więcej. Osłanialiśmy się wzajemnie.

– Wtedy tak.

– Teraz i zawsze. To jest jak kanna. Ktoś zabił Franza i nie możemy puścić tego płazem. Jak byś się czuł, gdyby to ciebie załatwili, a resztą nie kiwnęłaby palcem?

– Gdyby to o mnie chodziło, nie czułbym niczego. Byłbym martwy.

– Wiesz, o co mi chodzi.

Reacher zamknął oczy i ponownie ujrzał Calvina Franza wymachującego ramionami w ciemności. Może krzyczał, a może nie. Jego stary druh.

– Sam sobie poradzę albo załatwimy to we dwójkę. Nie możemy powrócić do tego, co było. To się nigdy nie sprawdza.

– Będziemy musieli.

– Dlaczego? – zapytał, otwierając oczy ze zdumienia.

– Ponieważ pozostali mają prawo wziąć w tym udział.

Zasłużyli sobie na to dwoma trudnymi latami. Nie możemy ich przekreślić. Nie przypadłoby im to do gustu. Postąpilibyśmy niewłaściwie.

– Co zamierzasz?

– Potrzebujemy ich, Reacher. Franz był dobry. Bardzo dobry. Tak dobry jak ty czy ja. Mimo to ktoś połamał mu nogi i wyrzucił go z helikoptera. Myślę, że potrzebujemy całej pomocy, jaką możemy uzyskać. Trzeba odszukać pozostałych.

Spojrzał na nią, przypominając sobie słowa jej asystenta: Mam listę nazwisk. Jest pan pierwszym, który odpowiedział.

– Inni będą znacznie łatwiejsi do odszukania ode mnie. Neagley skinęła głową.

– Mimo to nie udało mi się ich zebrać – odparła.

8

Lista. Dziewięć nazwisk. Dziewięciu ludzi. Reacher wiedział, gdzie jest troje z nich, konkretnie lub ogólnie. On i Neagley, konkretnie, w restauracji Denny’ego w hollywoodzkim West Sunset. Franz, ogólnie, w jakiejś bliżej nieokreślonej kostnicy.

– Co wiesz o pozostałej szóstce? – zapytał.

– Piątce – odparła Neagley. – Stan Lowrey nie żyje.

– Kiedy zmarł?

– Kilka lat temu. Zginął w wypadku samochodowym w Montanie. Drugi kierowca był pijany.

– Nie wiedziałem.

– Czasami bywa kiepsko.

– Jak cholera – przytaknął Reacher. – Lubiłem Stana.

– Ja też.

– Gdzie jest reszta?

– Tony Swan jest zastępcą dyrektora ochrony w fabryce broni gdzieś w południowej Kalifornii.

– Której?

– Nie jestem pewna. Dopiero zaczynają. To nowe przedsięwzięcie. Pracuje tam zaledwie od roku.

Reacher skinął głową. Lubił Tony’ego Swana. Swan był niskim, korpulentnym mężczyzną. Niemal kwadratowym. Życzliwym, wesołym i inteligentnym.- Orozco i Sanchez sąw Vegas. Wspólnie prowadzą firmę ochroniarską. Mają kontrakty z kasynami i hotelami.

Reacher ponownie przytaknął. Słyszał, że Jorge Sanchez opuścił armię w tym samym czasie co on, lekko sfrustrowany i rozgoryczony. Wiedział, że Manuel Orozco nie miał takiego zamiaru, w sumie jednak nie był zaskoczony, iż zmienił zdanie. Obaj byli indywidualistami. Szybkimi, szorstkimi, szczupłymi facetami, którzy nie tolerowali bzdur.

– David O’Donnell mieszka w dystrykcie Kolumbii. Jest prywatnym detektywem. Ma pełne ręce roboty – kontynuowała Neagley.

– Nie dziwię się – odparł Reacher. O’Donnell był bardzo skrupulatny. Bez najmniejszego problemu odwalał papierkową robotę za nich wszystkich. Wyglądał jak typowy absolwent uczelni z Ivy League. W jednej kieszeni trzymał nóż sprężynowy, a w drugiej kastet. Facet zawsze powinien mieć coś i takiego przy sobie.

– Karla Dixon jest w Nowym Jorku – dodała Neagley. – Pracuje jako specjalista od przekrętów księgowych. Najwidoczniej zna się na finansach.

– Zawsze miała nosa do liczb – skwitował Reacher. – Zapamiętałem to. – Reacher i Dixon spędzili razem trochę czasu, próbując dowieść różnych znanych twierdzeń matematycznych lub je obalić. Beznadziejne zadanie, zważywszy na fakt, że oboje byli amatorami. Dixon miała czarne włosy, była bardzo ładna i stosunkowo niska. Szczęśliwa kobieta mająca jak najgorsze zdanie o innych. Niestety, w dziewięciu przypadkach na dziesięć okazywało się, że ma rację.

– Skąd tyle o nich wiesz? – zapytał Reacher.

– Śledziłam ich losy – odparła Neagley. – Interesowało mnie to.

– Dlaczego nie udało ci się z nimi skontaktować?

– Nie mam pojęcia. Dzwonię, lecz nikt nie odpowiada.

– Czy ten atak był wymierzony w nas wszystkich?

– Niemożliwe – odpowiedziała Neagley. – Jestem rów – i nie łatwym celem jak Dixon lub O’Donnell, a nikt mnie nie ścigał.

– Przynajmniej do tej pory.

– Być może.

– Zadzwoniłaś do pozostałych tego samego dnia, w którym przelałaś pieniądze na moje konto?

Neagley skinęła głową.

– Od tego czasu minęły zaledwie trzy dni – zauważył Reacher. – Może wszyscy byli zajęci.

– Co masz zamiar zrobić? Czekać, aż się odezwą?

– Wolałbym o nich zapomnieć. Wspólnymi siłami rozwiążemy sprawę śmierci Franza. Wystarczy nas dwoje.

– Byłoby lepiej, gdyby udało się zebrać starą grupę. Stanowiliśmy zgrany zespół. Byłeś najlepszym dowódcą, jakiego miała armia.