Изменить стиль страницы

– Ja? A to niby dlaczego? Idziemy tropem tego telefonu do was i poszukujemy kurewskiego pismaka. Ale wy nie wysuwacie przeciwko niemu żadnych zarzutów. Macie z nim jakieś swoje układy i pozwalacie mu się sfajczyć przed redakcją tego jego szmatławca. Więc teraz wszystkie gazety przyznają się do niego, zupełnie jakby był ich. No i mamy nasze własne morderstwo. Szczerbata Lala w Chicago! A to bomba! „Lala w Chicago!" Do północy co najmniej z sześć osób zarobi przypadkową kulkę, i to we własnych domach. Ot, choćby jakiś facet będzie chciał po pijaku przemknąć się chyłkiem do chaty, a żona coś usłyszy i dup! Kto wie, być może Lali spodoba się w Chicago; postanowi tu zostać i zabawić się trochę.

– Mamy dwa wyjścia – rzekł Crawford. – Wziąć się za łby, napuścić na siebie komisarza policji i prokuratora, no i wszystkich naszych dupków, twoich i moich. Albo możemy wziąć się solidnie do roboty i przyskrzynić skurwysyna.

Ten plan był mój i wszystko szlag trafił, wiem. Wam w Chicago pewnie się to nie zdarza, co? Nie mam zamiaru z panem wojować, kapitanie. Chcemy go tylko nakryć i wrócić spokojnie do domu. Więc, czego pan chce?

Osborne poprzestawiał kilka przedmiotów na biurku – stojak na pióra, zdjęcia chłopca o lisiej twarzy, ubranego w strój członka orkiestry. W końcu rozsiadł się wygodnie, ściągnął wargi i z sykiem wypuścił powietrze.

– Na razie chcę kawy. Napijecie się?

– Czemu nie? – odrzekł Crawford.

– Chętnie – zawtórował Graham.

Osborne podał im styropianowe kubki i wskazał dwa krzesła.

– Szczerbata Lala musiał skombinować furgonetkę albo jakąś krytą ciężarówkę, skoro tak woził Loundsa w tym fotelu na kółkach – powiedział Graham.

Osborne przytaknął.

– Tablica rejestracyjna, którą widział Lounds, została skradziona z wozu technicznego telewizji w Oak Park. Zabrał numery służbowe, bo potrzebował ich do innej ciężarówki lub furgonetki. A skradzioną tablicę zastąpił inną, także skradzioną, żeby się za szybko nie wydało. Kawał cwaniaka. Jedno wiemy na pewno: zdjął tę tablicę z furgonetki telewizyjnej wczoraj rano, gdzieś po ósmej trzydzieści. Bo z samego rana kierowca kupował benzynę i płacił kartą kredytową. Pracownik tej stacji benzynowej odnotował na kwicie właściwy numer rejestracyjny, a więc tablica została skradziona potem.

– I nikt nie widział żadnej ciężarówki albo furgonetki? – zapytał Crawford.

– Nie. Strażnik z „Tattlera" nie zauważył nic. Jest tak ślepy, że nadawałby się na sędziego w zapasach. Pierwsi zjawili się na miejscu strażacy. Po prostu przyjechali do pożaru. Przesłuchujemy teraz pracowników z nocnej zmiany w sąsiedztwie „Tattlera" i mieszkańców okolic, w których we wtorek rano pracował ten facet od telewizorów. Mamy nadzieję, że ktoś widział, jak gwizdnięto mu tablicę.

– Chciałbym jeszcze raz obejrzeć ten wózek – powielał Graham.

– Jest w naszym laboratorium. Zadzwonię do nich. – Osborne przerwał nagle. – Lounds był facetem z jajami, trzeba mu to przyznać. Bo w takim stanie zapamiętać numer rejestracyjny, a potem jeszcze jakoś go wymamlać… Słuchał pan tego, co Lounds powiedział w szpitalu?

Graham skinął głową.

– Nie chcę się nad panem znęcać, ale ciekaw jestem, czy obaj zrozumieliśmy tak samo. Co pan słyszał?

– „Szczerbata Lala. To Graham mnie tak wystawił. Wiedział chuj, co robi! To Graham. Obejmował mnie chuj na tym zdjęciu jak jakiego kociaka"-Monotonna recytacja. Osborne nie potrafił wyczuć, jak Graham to odbiera. Pytał więc dalej:

– Miał na myśli wasze wspólne zdjęcie w,,Tattlerze"?

– Na pewno.

– Skąd wpadł na taki pomysł?

– Ja i Lounds mieliśmy ze sobą na pieńku.

– Ale na zdjęciu wyglądacie na parę przyjaciół. Lala najpierw zabija przyjaciela ofiary, mam rację?

– No właśnie.

Ten kamienny lis jest całkiem bystry, pomyślał Graham.

– Szkoda, że nie daliście mu ochrony. Graham nie odpowiedział.

– Lounds miał być razem z nami, nim jeszcze Lala zobaczy „Tattlera" – wyjaśnił Crawford.

– Czy to, co tam wtedy mówił, daje panu coś do myślenia? Coś, co moglibyśmy wykorzystać?

Graham błądził myślami gdzieś daleko i zanim odpowiedział, musiał powtórzyć sobie w myśli pytanie Osborne'a.

– Z tego, co mówił Lounds, wiemy, że Lala musiał przeczytać „Tattlera", zanim dopadł Loundsa. Zgadza się?

– Zgadza.

– Więc jeśli jako punkt wyjścia przyjmiemy, że to właśnie „Tattler" sprowokował go do działania, czy nie przychodzi panu czasem do głowy, że zorganizował to wszystko w cholernym pośpiechu? Gazeta zeszła z maszyn w poniedziałek w nocy, a we wtorek on już jest w Chicago i kradnie te tablice, prawdopodobnie z samego rana. I dopada Loundsa po południu. Coś wam to mówi?

– Że przejrzał gazetę wyjątkowo wcześnie i nie miał zbyt długiej drogi – odparł Crawford. – Przeczytał ją albo tu w Chicago, albo też gdzie indziej, ale w poniedziałek w nocy Pamiętaj, że przecież czekał na ogłoszenia.

– Albo był tu na miejscu, albo też w odległości, którą mógł przebyć samochodem – ciągnął Graham. – Zbyt szybko dopadł Loundsa, i to z tym wielkim starym wózkiem na kółkach, którego nie mógł przewieźć samolotem. Jego nie da się nawet złożyć. A przecież nie przyleciał tutaj i dopiero po kradzieży furgonetki i tablicy rejestracyjnej zaczął szukać staroświeckiego wózka inwalidzkiego. Musiał zdobyć stary, nowy nie nadawałby się do tego wszystkiego – Graham wstał i zabawiał się sznurkiem rolety, spoglądając na ceglany mur po drugiej stronie szybu wentylacyjnego. – Albo miał go już wcześniej albo też widział go w wyobraźni.

Osborne chciał wtrącić jakieś pytanie, lecz powstrzymał go wyraz twarzy Crawforda.

Graham wiązał supełki na sznurku rolety. Dłonie trochę mu drżały.

– Widział go w wyobraźni – podsunął Crawford.

– Uhm – mruknął Graham. – Widzicie więc, że… pomysł zrodził się na widok wózka. Na widok i na myśl o nim. Pomysł wziął się stąd, że zaczął kombinować, jak by tu się odegrać na tych draniach. Płonący Freddy, pędzący wózkiem w dół ulicy, to widok nie z tej ziemi.

– Sądzisz, że on się temu przyglądał?

– Być może. Ale z pewnością widział to już wcześniej, na etapie planowania.

Osborne obserwował Crawforda. Wiedział, że można na nim polegać. Widocznie wie, co robi, pomyślał i sam też się włączył do rozmowy.

– Jeśli miał ten wózek lub widział go w wyobraźni, to możemy sprawdzić wszystkie domy opieki dla starców i inwalidów wojennych – stwierdził.

– Idealnie nadawał się do unieruchomienia Freddy'ego – mówił dalej Graham.

– I to na dłuższy czas. Lounds zniknął na jakieś piętnaście godzin i dwadzieścia pięć minut – dodał Osborne.

– Gdyby chciał go tylko załatwić, mógł to zrobić w garażu – ciągnął Graham. – Mógł go spalić w samochodzie. Ale on chciał z Freddym porozmawiać albo poznęcać się nad nim.

– Zrobił to albo w furgonetce, albo też gdzieś go wywiózł – rzekł Crawford. – A biorąc pod uwagę upływ czasu sądzę, że raczej go gdzieś zabrał.

– Czyli że musiał mieć jakąś bezpieczną kryjówkę – zauważył Osborne. – Gdyby go odpowiednio opatulił, to w każdym domu opieki społecznej mógłby się kręcić do woli, nie zwracając niczyjej uwagi.

– Ale pewnie narobiłby hałasu – zaoponował Crawford. – I miałby sporo sprzątania. Przypuśćmy, że miał ten wózek, furgonetkę, a do tego jeszcze bezpieczne miejsce, gdzie mógł zabrać Freddy'ego, żeby nad nim popracować. Czy nie brzmi to dla was jak… dom?

Zadzwonił telefon.

– Że co? – warknął Osborne do słuchawki. – Nie, nie chcę rozmawiać z „Tattlerem"… Tylko nie wciskać mi żadnego kitu. Połącz mnie… Tak, tu kapitan Osborne… O której? Kto pierwszy odebrał telefon… na centrali! To zdejmijcie ją z centrali, jeśli łaska. I proszę mi jeszcze powtórzyć, co powiedział… Za pięć minut przyślę tam policjanta…

Odłożył słuchawkę i w zamyśleniu wpatrywał się w aparat.

– Sekretarka Loundsa jakieś pięć minut temu odebrała telefon – oznajmił. – Zaklina się, że to był głos Freddy'ego. Powiedział coś, czego nie mogła zrozumieć:,,siła Wielkiego Czerwonego Smoka". A przynajmniej tak jej się zdaje.