Изменить стиль страницы

Nie dbając o oskarżenia, że zdradza ojczyznę, na kongresie w Kienthalu w pół roku później cisnął zuchwale, straszne słowa, że Rosja może zginąć, aby się tylko udała rewolucja socjalistyczna, i wtedy już założył podwaliny trzeciej Międzynarodówki.

Już wtedy sformułował jasno to, o czem myślał na szczycie Utokulmu. Powtarzał to ciągle, wtłaczał w głowy garnących się do niego internacjonalistów. Mówił, tupiąc nogą z wściekłością i podnosząc pięść, niby ciężki młot kowalski:

– Człowiek jest zbyt głupi, aby wystarczyć samemu sobie. Dziesięciu lub milion wolnych głupców – to stado! Demokratyzm i wolność – to bezczelny pomysł burżuazji i zabobon najgłupszy! Najlepszą formę rządu dla ludzkości stanowi bezgraniczny despotyzm, który dokonywany jest nie na korzyść rządzących i ciemiężców, lecz dla dobra uciemiężonych i za ich wolą.

Przysłuchiwali się tym słowom wodza najnędzniejsi, ścigani parjasi ducha, ci, co „chlebem tylko żyć mogą", ziejący zemstą, podsycani zawiścią, błyskali oczami i pięści zaciskali. powtarzając słowa straszliwej ewangelji:

– Bezgraniczny despotyzm uciemiężonych…

Za Mesjaszem gwałtu w imię młodości dążyli coraz liczniejsi apostołowie buntu, zagłady, krwi rozlewu i marzeń szaleńczych.

W r. 1917, jak huk pioruna, rozdzierającego niebo i ziemię, nad brzegi spokojnego, lazurowego jeziora Zurychskiego przyleciała wieść:

– W Rosji rewolucja! Car zrzekł się tronu!

Lenin zatarł ręce, zmrużył oczy i kilka razy powtórzył:

– Nastał mój czas! Nastał mój czas!

Szukał dróg do Rosji. Wszystkie były straszliwie długie.

Pozatem wszędzie po swojem wystąpieniu w Zimmerwaldzie mógł napotkać niezwalczo-ne trudności w państwach, sprzymierzonych z Rosją, a nawet spodziewać się napadu agentów rządu petersburskiego.

Najkrótsza droga prowadziła przez Niemcy i Szwecję. Uświadamiał sobie, że posypią się na niego oskarżenia o zdradę ojczyzny, lecz widział przed sobą tylko takie wyjście z sytuacji.

Nie wahając się, postanowił obrać tę jedyną drogę. Zaryzykował sobą w imię rewolucji.

Internacjonaliści szwajcarscy z Plattenem, Pannekockiem i Henrietą Roland-Holstem na czele skomunikowali się z Liebknechtem, który przez innych socjalistów uzyskał pozwolenie na przejazd przez terytorjum niemieckie dla Lenina, Krupskiej, Zinowjewa, Rakowskiego i innych. Porozumiawszy się z socjalistami zagranicznymi co do zamiaru swego, Lenin na granicy szwajcarskiej wsiadł do niemieckiego zaplombowanego wagonu i ruszył w drogę. Jednak obawiał się, że towarzysze partyjni z oburzeniem przyjmą wiadomość o jego postanowieniu. Żeby się zabezpieczyć przed rozłamem własnej partji, zaprosi – do Berna internacjonalistów wszystkich państw, aby podpisali protokół o celach i warunkach przejazdu rosyjskich komunistów przez Niemcy. Jednocześnie w swojem imieniu zwrócił się z listem pożegnalnym do robotników szwajcarskich, wyjaśniając swoje zamiary rewolucyjne i zaznaczając swoją wrogość dla rządów imperjalistycznych, nie wyłączając niemieckiego i austrjackiego.

W Berlinie Scheideman, Noske, Ledebour z innymi ugodowcami zamierzali spotkać się z wodzem rosyjskiego proletarjatu. Posłyszawszy o tem, Lenin zerwał się z miejsca i krzyknął do swoich towarzyszy:

– Powiedźcie tym zdrajcom, że, jeżeli chcą, abym ich spoliczkował, niech wchodzą… Stał, blady i wściekły.

Nikt z niemieckich socjalistów nie zaryzykował stanąć przed małym człowiekiem o szerokich barach i przenikliwych oczach mongolskich. W pobliżu granicy rosyjskiej, ktoś zauważył:

– Teraz dopiero zaczną nas obrzucać obelgami i oskarżać o zamiar szpiegostwa i zdrady Rosji. zacznie się taniec wiedźm na łysej Górze! Brr…

Lenin spojrzał na mówiącego obojętnie i mruknął:

– Pluję na to! Idę do swego celu. Droga przez Niemcy była najkrótsza z tych, które prowadzą do niego.

Wzruszył ramionami i zaczął nucić francuską piosenkę kabaretową: „ Tu ne sais rien, mon gd…"

ROZDZIAŁ XVI.

Włodzimierz Lenin, samotny i ostrożny, odbywał dalekie wycieczki po Piotrogrodzie. Spostrzegał każdy szczegół, łowił i utrwalał w pamięci urwane słowa, wyczuwał utajone myśli. Był wszędzie. Wystawał godzinami w długich kolejkach przy sklepach spożywczych i chytrze, chociaż na pozór obojętnie, podsycał oburzenie, panujące w tłumie. W określonych godzinach wyczekiwał wyjścia ze szpitali ludzi, odwiedzających rannych i chorych żołnierzy, przywożonych z frontu, gdzie armję spotykała klęska po klęsce. Razem z chłopami rozpaczał nad zagonami, opuszczonemi przez młodych, kipiących życiem wieśniaków, i z braku rąk leżącemi odłogiem; przepowiadał nieurodzaj i głód; obliczał straty wojsk na trzy miljony ludzi, ginących w obronie bogaczy i szlachty; robotnikom i robotnicom, odwiedzającym synów lub przyjaciół, szeptał tajemniczo o sprawiedliwych i mądrych hasłach bolszewików; zbiedzo-nym, zrozpaczonym kobietom z warstw inteligencji rzucał przerażające słowa o tem, że Niemcy wynaleźli nowe armaty i trujące pociski, które będą zmiatały naraz całe pułki; napomykał o generałach, podkupionych przez przeciwników.

– Nie wolno nam – Rosjanom, nieprzygotowanym do wojny, znosić dłużej znęcania się nad sobą! Musimy zniewolić rząd do zaniechania wojny. Inaczej – zachłyśniemy się we własnej krwi!

– Cóż robić? Cóż robić? – zapytała go pewnego razu sędziwa staruszka, załamując ręce w rozpaczy.

Lenin pochylił się do niej i szepnął:

– Niech powstanie naraz cały naród, niech zagarnie władzę w swoje ręce i krzyknie: „Skrzywdzeni, mordowani, przyłączcie się do nas! Budujmy nowe życie, piękne i sprawiedliwe!"

– A jeżeli inni nie zechcą? – spytała.

– Wtedy zrobimy to sami, zawarłszy pokój z Niemcami. Mamy u siebie roboty w bród! – odparł.

– Niemcy, widząc łatwą zdobycz, mogą oderwać od Rosji potrzebne im obszary? Co wtedy? – szepnęła.

Niecierpliwie wzruszył ramionami i syknął:

– Co stanowi dla nas Rosja?! My musimy urządzać swoje własne życie wolnych ludzi ziemi! Staruszka podniosła na niego oburzone oczy, a twarz jej oblał gorący rumieniec.

– Zdrajco! Jesteś, pewno, z bandy tego sprzedawczyka Lenina! – krzyknęła. Włodzimierz musiał szybko wycofać się z otaczającego go tłumu i zniknąć w bramie najbliższego domu.

Rozmawiał z żołnierzami, którzy uciekali z frontu i dążyli do domu, unosząc ze sobą karabiny. Tych nie potrzebował pouczać; był to tłum niesforny, podbudzony niepowodzeniami po wojnie, panującem na szczytach łapownictwem, brakiem broni- ładunków i prowjantów. Rzucał im hasła komunistyczne, które roznosili po całej Rosji, jak zarazki straszliwej choroby.

Ostrożnie i oględnie wtrącał się do rozmów żołnierzy, gromadzących się przed koszarami, i zatruwał ich podejrzeniami, że rząd tymczasowy marzy o nowym carze i zniesieniu zdobyczy rewolucji.

Po paru tygodniach Lenin wiedział już i rozumiał wszystko.

Chodząc po mieszkaniu jednego z towarzyszy partyjnych, podsumował wszystko, wyciągnął wnioski i zatarł ręce.

Mrużąc oczy, rzekł do Nadziei Konstantynówny:

– Moja droga! Powiedz Zinowjewowi, aby zwołał do mnie odpowiedzialnych towarzyszy. Muszę dać im plan działania.

Wieczorem tegoż dnia mówił do zebranych głosem spokojnym, głuchym, nie zapalając się ani na chwilę:

– Opracowałem program. Jest nader prosty i zupełnie niezbędny. Należy mieć wszędzie swoich agitatorów: w armji, w tłumie, w Radzie żołnierskich i robotniczych delegatów, w koszarach i w fabrykach! Muszą rozkładać armję, bo jeżeli tego nie uczynią, pułki frontowe wyrżną nas. Muszą krzyczeć wszędzie, że bolszewicy żądają zakończenia wojny. Wtedy dopiero przyciągniemy do siebie żołnierzy i włościaństwo. Nie możemy przepuścić żadnego zarządzenia władz i legalnych socjalistów, aby zawsze wystawiać żądania bardziej radykalne i tem paraliżować wpływ tych instytucyj. Narazie to już i wszystko! I nadal, jak dotąd czyniliśmy zarzucać miasta naszemi gazetami, plakatami i broszurami; organizować kadry bojówek i zbroić się, zbroić na gwałt! Pamiętajcie, że musimy być gotowi w każdej chwili do ujęcia steru wypadków w swoje ręce!