Żebrak wyrywał się, szamotał i, prężąc się, co chwila krzyczał, zawodząc żałośnie:
– Ludzie rosyjscy! Nie dajcie się! Odebrano nam ojczyznę, wiarę wstyd! Teraz wodzowi nędzarzy – Leninowi skradziono mózg, serce wyrwano i zamknięto w złotej szkatule pod siedmiu pieczęciami! Leży w grobie… nie może już myśleć o nas i prowadzić za sobą ubogich, zbłąkanych, skrzywdzonych… Ludzie dobrzy!
Skargi jego utonęły w odgłosach modlitwy uciemiężonych, śpiewanej z ponurą uroczystością przed grobem proroka i wodza:
Śpiew nagle się urwał.
Z bocznej ulicy na Czerwony Plac wynurzał się nowy tłum i sunął w milczeniu. Doszedł wreszcie do bramy Kremlińskiej i jęczeć zaczął, skamłać, wyć coraz głośniej i groźniej:
– Umieramy z głodu… Pracy i chleba!… Pracy i chleba! Umieramy… Na murze, okrywając się parą, zaturkotał kulomiot. Odpowiadał najnędzniejszym, najgłodniejszym.