W nadmorskich krzewach ptaki układały się do snu, pokrzykując jeszcze z rzadka. Po przeciwnej stronie cieśniny migotały słabo latarnie, rozwieszone na palach u bramy wioski. Nad mostem wisiała nieznaczna mgiełka, a spomiędzy drewnianych bali bił chłód, dotkliwszy z każdym krokiem. Pośrodku Sirocco przystanęła i spojrzała w czarne wody cieśniny.

– Ja też mogę ulżyć twojemu brzemieniu, dziecko – staruszka przemówiła chropowatym głosem. – Żadne demony nie sięgną dna tej otchłani.

Trzymała sakwę z koźlej skóry oburącz, tuż przy piersi.

– A co ze mną? – spytała Sirocco. – Wiesz, że nie można uciec przed czarodziejem.

– Ale można się zatrzymać! – wykrzyknęła kobieta w płaszczu z morskiej trawy. – Bo już niewiele znajdziesz za przesmykiem, dziecko. Tuzin kamienistych spłachci i morze. Nic więcej!

– Wiem, kim jesteś – rzekła cicho Sirocco, która nigdy wcześniej nie oglądała stregi.

Na ulicach Brionii kamienowano je z rozkazu księcia.

– Mam krytą sitowiem chatę daleko od wioski. Gaj oliwny, kilka winnych krzewów na stoku góry i trzy łaciate kozy, które dają mleko na sery. I tak – zaśmiała się skrzekliwie – mam też kamienną misę na baranie jelita, w których widzę przyszłość. I kocioł do warzenia naparu z czarnej iwy oraz żabiego śluzu, co spędza płód i zatruwa rzeki. Ale potrafię znacznie więcej! – Potrząsnęła głową i długie siwe włosy rozsypały się jej na ramionach. – Duchy powietrza, mgły i mroku siadują na moim progu, a czasami, kiedy noc jest wystarczająco głęboka, zabierają mnie ze sobą w miejsca, których nie oglądał żaden z magów. Pozwalają mi czerpać ze swojej mocy, dotykać się i poznawać na dziesięć tysięcy sposobów. Nie masz pojęcia, czym jestem, Sirocco di Brionia. Nie masz nawet pojęcia.

Dziewczyna cofnęła się o krok, aż na sam skraj mostu. Konopna lina zatrzeszczała za jej plecami.

– Jak mnie rozpoznałaś?

– Świecisz w mroku – odparła po prostu strega. – Jak pochodnia. Zostań ze mną, Sirocco. Pokażę ci dworce, utkane z dymu i ognia, i kamienne lasy pod kopalniami srebra. Zostań.

– Chcesz map mojego ojca?

– Nie umiałabym ich odczytać, głupia! – parsknęła strega. – Co mi po mapach, skoro wystarczy pięć kropel krwi w kamiennej misie, aby demony zbiegły się jak bezpańskie koty do mleka? Nie muszę ich pętać. Ciebie też nie zamierzam. Nie ja. I nie Abisso delle Ondine. – Odwróciła się i powoli poszła dalej. – Zostaw jej coś w darze – rzuciła przez ramię. – Jest łapczywa i zmienna.

Ponieważ nie miała nic, oprócz fletu i atlasu nieba, Sirocco wyjęła z włosów różę. Drobne, białe płatki przesypały się przez palce i, wirując, opadły w dół.

– Naprawdę możesz zostać – odezwała się na drugim brzegu strega. – Oddaj głębi mapy nieba, a zasłonię cię przed wzrokiem Duilia.

Sirocco bez słowa położyła na ziemi kosz chrustu. Stara kobieta karcąco pokręciła głową i podała jej sakwę z koźlej skóry.

– Podaruję ci jeden dzień – rzekła. – To moja ziemia i nie chcę, aby demony Duilia spustoszyły ją do cna. Lecz nie zwlekaj. O zmierzchu lamie i leukroty puszczą się twoim śladem i pościg nie potrwa długo.

Uderzyła kosturem w ścieżkę. Chmura gorzkiego pyłu otoczyła dziewczynę. Kiedy opadła, strega zniknęła. Tylko od strony wioski niosło się psie ujadanie.

* * *

Sirocco biegła całą noc. O poranku na ścieżkę wyszli pastuszkowie ze stadami krzyworogich owiec i kóz o szarej, szorstkiej sierści, niewiasty z glinianymi dzbanami i misami prosa, górnicy w skórzanych kapeluszach i z kilofami na ramieniu, a także przekupnie prowadzący na targ krępe, objuczone tobołami osiołki. Z początku Sirocco nie odpowiadała na ich pozdrowienia, naciągając tylko głębiej na twarz kaptur opończy. Jednak wieśniacy przyglądali się jej podejrzliwie i wrogo, gdyż przesmyk był wąski i niewielu obcych mogło przejść go niezauważenie. Wreszcie w południe dziewczyna wczołgała się w jamę pod korzeniami starego dębu i podłożyła pod głowę worek z koźlej skóry. Kiedy upał zelżał nieco, obudziły ją pokwikiwania świń, ryjących w darni, i głosy kosiarzy na pobliskiej łące. Otrzepała płaszcz z ziemi i próchna, splotła włosy i pobiegła dalej.

O zachodzie słońca wsiadła na prom w gromadzie poganiaczy mułów. Na powierzchni morza unosiła się purpurowa piana, znak, że niedługo dotrze do końca świata, gdzie biją źródła wszystkich oceanów i gdzie przed wiekami zatopiono ciała martwych gigantów. Z chruściny na brzegu wychylały się lamie o wężowych, pokrytych łuską grzbietach, a w ich sykach dało się usłyszeć jedno imię – „Sirocco".

Nie zatrzymując się, przebyła Arcipelago delia Rugiada Rossa. Jego nieliczni mieszkańcy mieli później układać pieśni o jasnowłosej dziewczynie, która, z sakwą z koźlej skóry na plecach, w dziewięć dni przebiegła dziewięć wysp archipelagu. Opowiadano, jak w zatoce Estrene otoczyło ją stado cetusów – przedziwnych morskich bestii o ciałach delfinów, rozwidlonych ogonach i pyskach ogarów – i o tym, jak córka maga ułagodziła je muzyką fletu. O spotkaniu z mantikorą, która położyła się u jej stóp i w nocy ogrzewała ją własnym oddechem. O tym, jak morscy rozbójnicy uwięzili Sirocco w grocie, ale w nocy obcięła włosy, powiązała nimi deski z roztrzaskanych okrętów i na tratwie odpłynęła podziemnym strumieniem. O jej przewodnikach – starcach, wypasających owce na podwodnych łąkach pomiędzy wyspami, i hipocentaurach, które znają każdą z tajemnych górskich ścieżek. Mówiono jeszcze o wielu innych cudach. Niektóre wydarzyły się naprawdę, ponieważ archipelag był wówczas młody i niejedno dziwo trwało przyczajone na wysokich łąkach, gdzie latem słońce wypala trawę aż do skały, czy w zatoczkach porośniętych gęstwą kolczastych krzewów.

Wreszcie Sirocco dotarła na Isola delia Fine del Mondo. Wówczas zwolniła.

To była ostatnia z wysp, bezludna i martwa; podobno ten spłachetek skały uczyniono z kości gigantów, którzy kiedyś zbuntowali się przeciwko potędze magów z Półwyspu. Plaża była czerwona od zaschniętej piany. Pojedyncza dróżka wiła się w górę pomiędzy rumowiskiem głazów, obrosłych kępami zeschłej trawy i jęzorami brunatnych porostów. Sirocco nie dojrzała tu stad kóz w nieustannej wędrówce po stromych zboczach ani nagrzanych słońcem szarych jaszczurek, które zwykle pryskały jej spod trzewików. Nie słyszała nawet głosu morskich ptaków od strony morza. Tylko zeszklone, rozgrzane powietrze wyciskało jej łzy z oczu.

Wyspa nie była rozległa i minęło niewiele czasu, a Sirocco wspięła się na najwyższą skałę. Tuż za krawędzią urwiska zobaczyła Mare Ultimo, wzburzone, pokryte szumowiną rdzawej piany, i pojęła, że wędrówka dobiegła kresu. Jednak, kiedy przymknęła oczy, pod jej powiekami przesuwało się pięć marmurowych miast na Costa dei Gabbiani, Golfo delle Spinarello, Abisso delle Ondine i wszystkie wyspy Arcipelago delia Rugiada Rossa. A gdy odkorkowała bukłak i skosztowała wina sporządzonego ze szczepu z winnicy jej matki, przypomniała sobie również jasne kopuły pałacu i dźwięk dzwonów, w których sercach zamknięto głosy eoli. Nie sądziła, aby cokolwiek pozostało z Brionii, bo jej ojciec zanadto cenił długie życie, by rozlać własną krew i spętać demony zaklęciem zdolnym przetrwać jego śmierć. Nie sądziła też, aby pomimo całej tej włóczęgi udało się jej ocalić cokolwiek z marmurowej i przejrzystej wspaniałości miasta Alharda. Gdzieś, bowiem na skalistych ścieżkach Costa dei Gabbiani i nad Abisso delle Ondine jej naiwna wiara, że można uciec przed czarodziejem, jęła niknąć i rozwiewać się bez śladu.

Ale mogła zrobić jeszcze jedną rzecz. Skoro słońce opadło aż do krawędzi morza, w którym zatopiono martwych gigantów, rozpostarła na kolanach zbiór map swego ojca. Wyjęła wizerunek Cavallo Marino i długo wodziła palcem po zaklęciach nakreślonych obok gwiazdozbioru szybkim, eleganckim pismem Alharda. Później skrzesała ogień, podpaliła kartę i sponad urwiska patrzyła, jak poczerniały płat pergaminu, wirując, opada ku falom Mare Ultimo. Pociągnęła kolejny łyk wina i podpaliła Unicorno, na którego rogu połyskuje Stella Luminosa, przewodniczka żeglarzy. A potem l'Uccello di Fuoco, Ventaglio di Euridice i Treccia dei Venti, gdzie drobną srebrną kreską nakreślono tor demona, którego nie zdołał spętać nikt przed jej ojcem. Sirocco, którego Alhardo uczynił najokrutniejszym z wichrów, a później nadał jego imię swojej córce.