– Przecież w końcu się dowiedzą – jęknęła Eulalia.

– Nie marudź. Wiesz, o co mi chodzi. Masz im zaoszczędzić stresu.

– Byłem właśnie za tym – powiedział Artur, wyłaniając się z łazienki, z kompresem przy nosie. – Czy możemy przy świadkach ogłosić zawieszenie broni?

– Możecie – pospieszyła z odpowiedzią Anielka. – Eulalia już nie będzie płakać, a mój mąż powstrzyma się od rękoczynów.

– Z trudem – mruknął mąż.

– Może jednak strzemiennego? – zaproponował Artur, już zupełnie rozprężony. – Lubię, jak mówicie po swojemu, Jerzy. Słuchaj, co to znaczy berybojki?

– Anielka, może ja mu jednak jeszcze przyłożę? – postawny Jerzy odwrócił się od drzwi, a Artur odskoczył na bezpieczną odległość. – Patrz, jak po kaczce woda, tak po nim wszystko spływa. Chyba nic nie zrozumiał z tego, co tu było mówione.

– Szkoda twoich rąk – powiedziała już spokojna Eulalia. – On jest impregnowany. Jakbyście mieli dla mnie tego adwokata, to dajcie znać.

– Coś się znajdzie – Anielka była radcą prawnym i miała mnóstwo stosownych znajomości. – Ty się teraz trzymaj i nie daj. Pamiętaj, dzieci są najważniejsze.

– Będę pamiętać. To na razie… Berybojki moje kochane.

Tak państwo Siwińscy zyskali wdzięczny przydomek, który przyjął się na całe lata. Anielka rzeczywiście skontaktowała Eulalię z dobrym adwokatem, który nie zrujnował jej przesadnie, a wiele dla niej załatwił. Trzeba przyznać Arturkowi, że nie starał się jakoś specjalnie wywinąć i pozwolił sobie zasądzić bardzo przyzwoite alimenty. Natychmiast po rozwodzie wyprowadził się ostatecznie z połówki bliźniaka w Podjuchach i prysnął pod koło polarne, do swojej Norweżki i norweskich łososi.

Eulalia miała jeszcze ochotę zrobić mężowi potworną awanturę w sądzie, podpalić mu samochód, rozbić mu na głowie duży kamionkowy dzban z Bolesławca – ale nie pofolgowała sobie, bo postanowiła twardo, że będzie trzymać klasę. Kosztowało ją to ciężką nerwicę ze skłonnościami do depresji przez cały następny rok. Potem jakoś się pozbierała.

Nerwica Eulalii na szczęście nie odbiła się na Bliźniakach. Wybuchowa kombinacja jej i Artura materiału genetycznego stworzyła parę nadzwyczaj pogodnych i uroczych młodych ludzi. Wyrodny ojciec na szczęście zarabiał sporo pieniędzy na tych łososiach (specjalista wysokiej klasy, wprawdzie bez serca, ale z poczuciem obowiązku), więc przysyłał tłuste alimenty i Bliźniakom niczego nie brakowało do harmonijnego rozwoju (z wyjątkiem tatusia, oczywiście), w ponurym okresie późnego Peerelu opływały w dostatki, szwedzkie odżywki, banany i inne dobra, Eulalię stać było nawet na niańcię, czyli opiekunkę, bo jednak na utrzymanie całego domu Arturek nie dawał i musiała pracować. Kiedy Bliźniaki skończyły podstawówkę, zaczęły spędzać w tej Norwegii co roku pół wakacji, nawet zaprzyjaźniły się z nową żoną tatusia i swoimi dwoma przyrodnimi braćmi. Na szczęście Arturek nie przywiózł ich ani razu do Polski, bo gdyby miał na przykład taki pomysł, żeby sobie pomieszkali trochę u Eulalii, mogłaby stracić tę klasę.

A Sławka i Kuba podkształcili się w angielskim, ponieważ w norweskiej rodzinie używano podczas ich pobytów głównie angielskiego, zrozumiałego dla wszystkich. Norweskiego też odrobinę złapali, ale nie był to język, którym łatwo się porozumieć w pozostałej części Europy.

Eulalia chlipnęła, ale powstrzymała się dzielnie i zaczęła delikatnie masować skórę pod oczami opuszkami palców z odrobiną kremu.

A teraz oni wyjadą – pomyślała żałośnie. – Berybojki gdzieś na końcu świata, to znaczy w domu po dziadkach w Koniakowie czy może Istebnej, do ich połowy na pewno wprowadzi się jakaś patologiczna rodzina, Bóg jeden wie, co za ludzie, nie jest wykluczone, że poderżną mi gardło, a zwłoki poćwiartują i zakopią w piwnicy. Szkoda, że nie mieszkam w bloku!

Definitywnie przestała się mazać i wyszła na ganek.

W jakim bloku?! Czego to człowiek w stresie nie wygaduje!

Przyroda zadziałała natychmiast jak kojący balsam. Delikatny wietrzyk owionął jej twarz, przynosząc zapach róż, które kwitły jak szalone. Otrząsnęła się nieco.

To na pewno będzie okropne, ale przecież nie spotyka jej żadna tragedia, Bliźniaki będą przyjeżdżać, a i tak nie miewali przecież zbyt wiele czasu dla siebie nawzajem. Zdarzało się, że wracała z pracy późną nocą, całowała śpiące potomstwo w wysokie czółka i sama szła spać, zostawiając im kartki z instrukcjami na dzień następny. Kiedy wstawała, ich już nie było, tylko pod lustrem w łazience znajdowała karteczkę z niechlujnie wypisaną odpowiedzią i podpisami obojga.

Nie przechowywała tych karteczek, choć czasami bywały zabawne. W ogóle nie pozostawiła sobie zbyt wielu pamiątek ich dzieciństwa. Oprawiła kiedyś w ramki bardzo kolorowy obrazek Sławki przedstawiający jesień, i rysunek Kuby, na którym ekipa telewizyjna jedzie na transmisję. Powiesiła sobie obydwa dzieła nad biurkiem.

Westchnęła głęboko. Za dwie godziny powinna być w telewizji na montażu, bo na czwartą po południu zamówiono dla niej maszyny wraz z człowiekiem.

Mają zmontować fascynujący odcinek poradnika dla właścicieli zwierząt domowych – o pasożytach układu pokarmowego.

Pasożyty. Bleeeee.

No, no, bez takich. Tasiemiec pudla Aresa zarobi na jej tygodniowe utrzymanie!

Uśmiechnęła się na myśl o tym, co powiedziałby krewki bóg wojny, gdyby wiedział, że jego imię nosi pudel z tasiemcem…

Najwyraźniej była już całkowicie pozbierana.

Sławka i Kubek przyjechali bardzo z siebie zadowoleni. Kiedy Eulalii udawało się na chwilę zapomnieć, że wyjadą na długo, odczuwała macierzyńską dumę.

Tatuś od łososi stanął na wysokości zadania i zobowiązał się łożyć hojnie na stancje i utrzymanie młodzieży w czasie studiów. Zobowiązanie składał jeszcze w czasie poprzednich wakacji, więc dzieci szły na te obce uniwersytety na pewniaka. Eulalia wciąż uważała go za drania, ale uczciwie przyznawała mu odrobinę przyzwoitości.

Gdyby nie jego dotacje, potomstwo musiałoby poprzestać na którejś Alma Mater Stetiniensis… Siedziałyby wtedy w domu. A może jednak pieniądze nie dają szczęścia?

Niebacznie powiedziała to głośno. I westchnęła rozdzierająco.

– Matka, nie wydziwiaj – powiedział stanowczo Starszy Bliźniak. – Weź się w garść, bo się rozpadniesz na kawałki!

– Mamuś, Kuba ma rację – dołożyła swoje córka. – Poza tym masz nas jeszcze prawie trzy miesiące. Postanowiliśmy, że nie jedziemy w tym roku do ojca.

– Ze względu na matkę staruszkę?

– Częściowo. Mamy trochę własnych planów wakacyjnych. Zresztą znudziła nam się Norwegia. Będziemy jeździć po Polsce z naszą paczką licealną, wiesz, raz tu, raz tam…

– Gwiaździście – dodał Kuba dla uzupełnienia. – Będziemy co jakiś czas wracać do domu, prać brudne skarpetki. I pocieszać starą matkę…

– Ja ci dam starą matkę – mruknęła Eulalia odruchowo.

– No proszę, mamunia nam się resocjalizuje – zauważyła Sławka. – Mamunia, dla ciebie też mamy pomysł na wakacje. I powinnaś wziąć urlop jak najszybciej, bo jesteś wyraźnie nie w formie. Potrzebny ci relaks. Bez nas!

– Nie chcę bez was – zaprotestowała natychmiast.

– Nie jojcz. Będziemy do ciebie dojeżdżać. Pamiętaj, że ruszamy w Polskę. Zahaczymy i o ciebie.

– A gdzie ja mam na was czekać, żebyście mogli mnie zahaczyć?

– W GOPR – ze, mamunia, w GOPR – ze. Mówiłaś, że cię zapraszali.

– Zapraszali, ale czyja wiem… Może z grzeczności tylko?

– Za grzeczność trzeba płacić. Mówiłaś, że ci się tam podobało? Jedź bez skrupułów!

– Jeszcze mamy tam dokręcać sekwencję letnią…

– Tym bardziej. Jedź, matka, nakręć, co masz nakręcić, a potem zostań dłużej i odpocznij. Ty ostatnio zdradzasz objawy poważnej nerwicy.

Eulalia zastanowiła się. Coś w tym jest, jej nerwy gwałtownie potrzebują reperacji. W Szczecinie nie ma na to szans. Może by naprawdę skorzystać z zaproszenia Stryjka, targanego wyrzutami sumienia…