Panie MichaUeQ, ostatnio nawet sam Steven Hawking przyznał się do błędu, że to co sądził do tej pory o czarnych dziurach, nie do końca okazało się prawdą. No, ale moi komentatorzy są nieomylni i to, co napiszą, jest wykładnią wiedzy wszelakiej. A zjawisko dopplera znam, ale od akustycznej jego strony. W szkole średniej nie zatruwają nam głów fizyką teoretyczną.

skomentuj (20)

2004-10-23 18:32:41 ›› A spójrzcie tak na mnie obiektywnym okiem.

Załóżmy, że wchodzicie na ten blog pierwszy raz. Nie znacie wcześniejszych notek. Nie wiecie, co robię (robiłam), gdzie mieszkam, czym wozi mnie tatuś, że nie cierpię na brak kasy. Nie musicie opowiadać się w moich życiowych poglądach ani za mną, ani przeciw mnie. Czytacie jakąś obojętną seksualnie, religijnie czy politycznie notkę. Zauważacie mój styl pisania (doceniając go lub nie przeceniając), moją wiedzę (którą posiadam lub którą wcale się nie wybijam ponad przeciętność). Co o mnie sądzicie?

Piszę o sobie, że mam 18lat. Mogę być już matką, uzdolnioną np. skrzypaczką, stypendystką Harwardu np. w dziedzinie matematyki, etc. Blog nabiera wtedy zupełnie innej formy. Jest o pierwszym słowie mojego dziecka – "mama", o moim udanym koncercie w Filharmonii, o ciężkiej, wielogodzinnej pracy nad tablicami matematycznymi, by wreszcie odkryć jakąś tam rządzącą jakimiś prawami zależność.

I co wtedy? Nie ma zawiści, nienawiści, chęci dowalenia mi? Pewnie wręcz przeciwnie! Zobaczcie byle jakie forum dyskusyjne o czymkolwiek!

Mogłabym tak jak robi to większość młodych blogowiczów, gdy napotykają na swym blogu jakieś trudności, zakładają kolejnego darmowego bloga, by starzy, "dobrzy" goście dali im spokój.

Starzy goście już pewnie nie zaglądają na ten blog. "Dobrzy" zarzekają się, że komentują po raz ostatni tak długim komentem, inni że czytają tylko komenty.

Przekroiłam tym blogiem całe nasze społeczeństwo. Tysiące zabranych Waszych głosów są tego dowodem. Nauczyłam się chociażby negocjacji z adminami Blog.pl, by mi tego bloga odblokowano – po oburzeniu jakiegoś dewoty i nękaniem adminów o zablokowanie ust i warg cichodajki.

Jedni chcieliby wejść między moje wargi (ustne lub sromowe) inni pewnie chcieliby mi je zakleić butaprenem, bym już nie mogła czerpać i dawać nimi przyjemności. Mi by się nie chciało tyle razy wchodzić na bloga kogoś, kto jest takim/taką, jaki/jaka mi nie odpowiada. Kto powoduje, że brudzę się psychicznie. Czytając moje notki podnosi Wam się poziom ciśnienia, jednym z podniecenia (na treść mych wcześniejszych notek) innym ze złości (na moje złośliwości). Każdy Wasz wpis jest dowodem tego, że poruszyłam w Was jakąś nutkę. Pewnie jestem wirtuozką w grze na nerwach – i dobrze mi z tym.

"Moi" mężczyźni dobijają się do mnie. Nie telefonicznie, bo dzwoniąc na mój numer słyszą zapowiedź: "Nie ma takiego numeru lub abonent jest czasowo niedostępny". Dobijają się mailowo, wypytując, co się stało, że nie mogą się ze mną skontaktować.

694 579 141 – tego numeru nie znają:) Jeśli masz skończone 18lat i chciałabyś zająć moje miejsce w ich życiu, zgłoś się (najlepiej SMSowo), a udostępnię Ci ICH numery, lub Twój IM jeśli wolisz. Weroniczka odda pałeczkę (pałeczki) w czyjeś inne ręce, bo sama chce już swoje umyć, jak Poncjusz Piłat po skazaniu Chrystusa na ukrzyżowanie… R.I.P., Cichodajko

skomentuj (133)

2004 grudzień

2004-12-04 13:32:52 ›› Helioterapia…

Korzystając z tygodniowego zwolnienia lekarskiego ze szkoły (ach te przeziębienia), postanowiłam wygrzać się nie w łóżku, jak zalecił mi lekarz, a na słońcu, udając się na fototerapię do kraju, w którym zima oznacza co najwyżej spadek dziennej temperatury powietrza z +35stC do około +20stC. Miała to być przy okazji taka tygodniowa walka z depresją zimową, która wcześniej czy później dopada w jakiś sposób każdego. Niewiele rzeczy działa na moje zdrowie i samopoczucie tak dobrze, jak słońce.

Już na Okęciu łatwo można było stwierdzić, że to Polacy gdzieś wylatują. Widać to na pierwszy rzut oka, gdy spojrzy się na zakupy dokonywane przez nich w sklepie wolnocłowym. Wódka, wódka i jeszcze raz wódka! Dobrze, że jest limit jednego litra na jedną dorosłą osobę, bo inaczej samolot musiałby udźwignąć tyle litrów alkoholu dla swych pasażerów, ile litrów paliwa dla siebie. No więc także i ja, idąc za przykładem moich rodaków, a właściwie to za poradami, typu: "przed każdym afrykańskim posiłkiem wypić kieliszek, by pozbyć się złośliwej mikloflory z kiszek" – zakupiłam 2 półlitrowe butelki BOLSa. Ach, czego to nie wymyślą alkoholicy, by tylko rozgrzeszyć swój nałóg. Za 10zł za sztukę nie kupić półliterka byłoby rozrzutnością. Poza tym lecieliśmy do kraju islamskiego w którym to podobno kupić alkohol jest trudniej niż głowicę atomową;) Prawda jest taka, że do dwóch dni po przylocie przysługuje nam (turystom) możliwość dokonania zakupów trunkowych we Free Duty shopach, czyli sklepach wolnocłowych. Oczywiście po okazaniu paszportu z wizą na której widnieje data przylotu.

Już w samolocie unosiły mi się kąciki ust, gdy podsłuchałam niechcący siedzącą za mną rodzinę (nie moją bynajmniej). Przez całą drogę wpatrywali się w wyświetlaną na ekranikach mapkę i anglometryczne dane lotu, i przekładali je "na swoje" w taki sposób, że -70F było dla nich -70cioma Faradajami!!, co według ich prostego przelicznika oznaczało -35stC (naprawdę jest to około – 56stC) *, a szybkość 600mph przeliczyli podobnie na 1200km/h (a nie był to wcale Concorde;) W takich okolicznościach już nie dziwiłam się, że trasę do państwa wiecznego słońca wyznaczyli oni samolotowi przez Izrael, Irak czy też Bernambuko.

* – zagadka – przy jakiej wartosci F=1/2C, a przy jakiej F=C?

4,5 godziny lotu skończyło się szczęśliwym lądowaniem. Zmiana strefy czasowej +1godz oraz klimatycznej +XXstC. Po otwarciu drzwi samolotu uderzył wszystkich zapach roztapiającego się asfaltu i spalin. 32stC, ani jednej chmurki na niebie, ludność tubylcza bazaltowo ciemna. Bazalt i spaliny samochodowe będą towarzyszyły nam przez całą wizytę w owym kraju. Powód tego jest prosty – z bazaltu (kamienia) wykonana jest większość pamiątek, które wpycha się prawie na siłę turystom, a litr paliwa kosztuje tam… 31groszy! Raj dla automobilistów i… Rosjan (ale o tych napiszę później).

Piszę tę notkę, by rozpisać się przed czekającą mnie maturą. Nawet nie zamierzam zerkać w komentarze, a już na pewno się nimi przejmować. Ot, po nabraniu dystansu do całej tej wycieczki, chcę przelać na ekran kilka wspomnień. Poza tym może to być praktyczny przewodnik dla podróżnych, bo te przewodniki, które można kupić w ksiągarniach nie do końca się sprawdzają. Weźmy na przykład piasek…

Piasek jest wszędzie. Wydaje się, że prędzej zabraknie tam tlenu, niż piasku. Przysparza on problemów nie tylko oczom, ustom, gardłu, płucom, ale przede wszystkim sprzętowi foto, który zaciera się przez dostające się w różne mechanizmy piasek. Mój aparat przypłacił tę wycieczkę zatarciem się wysuwanego obiektywu i odpryskiem na soczewce obiektywu. Niesamowite natężenie światła dało się we znaki autofocusowi, a temperatura bateriom (które nawet alkaliczne wytrzymują co najwyżej 30% czasu działania w Polsce). Duracell wkłada więcej energii w reklamę niż w baterie. Osobiście polecam kilka zmian akumulatorków, bo według prawa Murphi'ego, baterie padają w najbardziej fotogenicznych miejscach:(

Fotogeniczne miejsca.

Jednym z takich miejsc był Meczet do którego muzułmańscy wierni wchodzą po odstaniu długiej kolejki, okładani od czasu do czasu przez pilnującą porządku policję. Policja okłada ich, gdy oni podnoszą zbyt głośne larum, że muszą stać w niekończącej się kolejce, a turyści za jedyne 18PLN idą innym wejściem, profanując ich święte miejsce w świętym dla nich miesiącu – Ramadanie. Młodzi wyznawcy Islamu odbijają sobie kolejkowe poniżenia ostentacyjnym nabijaniem się z turystek, które potraktowały meczet jak wybieg dla modelek, i chcąc wejść tam z odkrytymi ramionami lub kolanami, muszą przywdziać zielone pelerynki w których wyglądają jak Marsjanki. Każdy turysta jest tam dla nich taką atrakcją, że młodzi wyznawcy Allacha więcej zdjęć robi sobie z "niewiernym", niż świątyni. Sama się załapałam na kilka fotek, chcąc oczywiście za możliwość wykonania ich sobie… bakszysz;›

BAKSZYSZ – jałmużna, zapłata, napiwek, łapówka.

Bakszysz będzie słowem najczęściej wypowiadanym przez mieszkańców najbiedniejszych regionów owego państwa. Bakszyszu będą domagać się wszyscy! Dzieci będą wyciągać swoje brudne rączki z prawdziwej biedy. Uliczni przewodnicy za to, że przeprowadzą nas wzdłuż ulicy, którą i tak sami byśmy przeszli. I że zwrócą nam naszą uwagę na to, na co i tak byśmy spojrzeli. Policjanci będą wyciągać rękę po bakszysz (i to liczony w euro lub dolarach!) za eskortowanie nas przez niby niebezpieczną ulicę, za odganianie od nas innych "przewodników" i żebrzących dzieci. Właściciele Camel-Taxi będą głośno i natarczywie domagać się bakszyszu za skierowanie obiektywu kamery lub aparatu na ich wielbląda. Dzieciom wystarczy cukierek lub banknot stanowiący równowartość 0,12zł. Przewodnikowi równowartość ok. 1,5zł, ale policjant będzie się krzywił, że jego tak naprawdę przeszkadzające nam nieodstępowanie nas przez 15minut wynagrodziliśmy tylko 1dolarem lub 1euro! Zarabia się tam co najwyżej 50$ miesięcznie, emerytury dostaje około 30$, więc nie dziwi fakt, że każda wyciągnięta ręka czegoś się domaga. Wrażliwym trudno jest przejść przez taką ulicę, gdzie w jednej kałuży bawią się dzieci, kałużę dalej kobieta myje naczynia, a trzecia kałuża jest z krwi, bo właśnie w niej rzeźnik obdziera ze skóry jakieś zwierzę (a może turystę – nie patrzyłam, bo mdleję na takie widoki).

Prawdziwą wartość pieniądza poznaje się wtedy, gdy widzi się walkę starych jak nasze babcie kobiet o płaski jak naleśnik chleb, który raz dziennie sprzedają z okratowanej jak bank piekarni za 0,03PLN za sztukę. Tak, 3grosze polskie! W Polsce prawie nikt nie czeka przy kasie na takie drobiazgi lub ich krotność, gdy kasjer wydłubuje z szufladek klepaczki, a tu za każdy taki pieniążek jest chleb. Jest życie dla rodziny. Plan wycieczki nie zakladał takich "atrakcji", ale Weronika i jej paczka lubi być nieplanowana. Pewnie byłam nieplanowanym dzieckiem i tak mi już zostało…